Rozdział 1

1.2K 87 29
                                    


Poranek jak każdy inny. Gavin Reed nakarmił swojego rudego kota, wziął szybki prysznic, ubrał się, złapał tosta w zęby, zarzucił kurtkę na plecy i wybiegł z domu. W radiu leciał kawałek  I'd Rather Be Alone- Thornetty Davis, mężczyzna odpalił papierosa.

- I'd rather be alone than be lonely with you... Said I'd rather be all myself than... na nanana... Idź, kurwa!- zatrąbił na androida przebiegającego na przejściu dla pieszych- Odstrzeliłbym im wszystkim łby... 

Patrzył na skrzywioną minę androida na ulicy, ułożył palce jak pistolet i udawał że oddaje strzał.

- Bam! Właśnie tak. 

Jechał dalej, obserwując miasto, wyrzucił peta przez okno. Spokojna, jazzowa muzyka brzmiała w aucie. Reed marzył o pierwszej kawie tego dnia, zaparkował na podziemnym parkingu. W głowie nadal brzmiała mu piosenka.

 - But I'm going to do it by myself, baby hmm Then be lonely with yo...

-  Gavin, widzę, że humorek dopisuje dzisiaj.

- O, Emily, nie zauważyłem cię.

Emily. Co jakiś czas pomagała w sprawach Gavinowi. Co jakiś czas też lądowali w łóżku po kilku drinkach. Była niewiele niższa od niego, miała długie czarne włosy, które w pracy wiązała w ciasny kok. Ubrana była w policyjny, granatowy uniform. Uśmiechnęła się do mężczyzny.

- Pierwszy raz słyszę jak śpiewasz. 

- Za to ja często słyszę twój śpiew- klepnął ją w pośladek i mrugnął-szczególnie wysokie tony.

- Reed, nie w pracy.

- W takim razie widzimy się jutro, w moim łóżku. 

Mrugnął drugi raz i lekko się uśmiechnął, po czym przyspieszył kroku na schodach zostawiając ją w tyle. Emily często zadawała sobie to samo pytanie "Czemu lecę na tego gbura... Tego seksownego gbura..." lekko przygryzła dolną wargę i się uśmiechnęła.

- Ohooo czuję gorzałę...

Gavin pomachał dłonią przed swoim nosem mijając biurka Hanka i Connora. Anderson faktycznie był na kacu, a naczelnik jak zawsze przymykał na to oko. 

- Gavin Reed, a ty nadal jesteś detektywem, czy może już porucznikiem, hm? 

- Yhh... Idź dalej tropić ślady ze swoim plastikowym przyjacielem.

- Wypraszam sobie, detektywie takie nazywanie.

Connor, android policyjny, który podczas wielkiej rewolucji dostał się do Jerycha i pomógł Markusowi- przywódcy defektów. Stał obok niego w Dniu Rewolucji, wszyscy widzieli to nagranie, ku zdziwieniu Reeda, zdecydowana większość pracowników policji polubiła Connora. Zawsze go wkurzało ten jego niewinny, maślany wzrok i ten ton głosu. Miał ochotę znów dać mu cios w brzuch i wygłosić gadkę o tym, że maszyny mają się słuchać ludzi. Teraz już się nie dało. 

- Chrzań się, Connor. Wiesz, gdzie możesz sobie wsadzić tą gadkę? 

- Gdzie..?- Connor spojrzał pytająco 

- Haha Connor, nigdy się nie nauczysz- Hank parsknął śmiechem- za każdym razem.

- Nie rozumiem...- android nadal gapił się na Reeda, który poczuł się dziwnie

- Dobra, nieważne, idę... Wypić kawę, zanim...

Przeszklone drzwi naczelnika powoli się otworzyły. Jeffrey Fowler, czarnoskóry, masywny mężczyzna, naczelnik. Reed miał nadzieję, że ukryje się przed jego spojrzeniem jak uczeń, który chce uniknąć wywołania do tablicy. Niestety, nie tym razem.

- Reed! Do mnie!

- Już idę- westchnął i mruknął pod nosem- i chuj z moją kawą...

Poszedł, a Connor powoli wstał od biurka, Hank spojrzał na niego pytająco.

- Ej, Connor, gdzie idziesz? 

- Mam dosyć ciągłej arogancji i agresji detektywa Reeda, może czas spróbować do niego dotrzeć.

- Co ty znowu kombinujesz? 

- Zrobię mu kawę. 

- Connor, Chryste, po cholerę? Ten frustrat się nie zmieni bo zrobisz mu kawę. 

- Sprawdźmy. 

Android poszedł do pomieszczenia socjalnego i włączył ekspres do kawy. Otworzył szafkę, gdzie stały kubki i wyjął czarny, matowy.

- To kubek Gavina.

- Wiem, Emily- android spojrzał na kobietę i próbował się uśmiechnąć- robię dla niego kawę.

- Zostaw, ja zrobię- próbowała wyjąć mu kubek z dłoni, jednak android był silniejszy- yhh co z tobą? 

- Powiedziałem, że ja zrobię. 

Emily zmarszczyła brwi i wyszła z pomieszczenia. Connor dokładnie pamiętał jaką kawę pije Gavin, w końcu był maszyną, zapamiętywanie było zdecydowanie jego mocną stroną. 
Postawił gorącą kawę na biurku Reeda, usłyszał za sobą jego głos.

- Co się kręcisz przy moim biurku?!

- Zrobiłem ci kawę, detektywie.

- Nie prosiłem o to! 

Connor się uśmiechnął. Mimo, że był defektem, jego uśmiech nadal był dziwny dla Reeda. 

- Mam cię dosyć, a właśnie się dowiedziałem, że jeśli Hank będzie miał operację serca, to ja dostanę waszą sprawę. Więc... mnie... nie wkurwiaj.

Android był wyraźnie zdziwiony. Spojrzał na Andersona przeglądajacego coś na telefonie.

- Operację? Nic... mi nie powiedział.

- Oho, kłopoty w raju? 

- W czym..?

- Dobra, Connor, spieprzaj już stąd... 

Na dużym telewizorze wiszącym na ścianie hali, w której znajdowały się biurka pojawił się obraz. To była prezydent Cristina Warren, od czasu Wielkiej Rewolucji- cień człowieka, widać było, że decyzje podejmuje po omacku. Obok niej stał Markus, ubrany w czarny golf i jasnobrązowy płaszcz ze stójką. Ten Markus, symbol wyzwolenia androidów. Prezydent zaczęła mówić.

- Dzisiaj, cztery miesiące po uzyskaniu przez androidy niepodległości, została podjęta ostateczna decyzja. Markus dostał pełne prawo do rządzenia androidami, razem ze swoją... grupą. Obejmie kontrolę nad prod... narodzinami androidów, kontrolę nad ich dezaktywacją, ich prawami i- widać było, że Warren chciała jak najszybciej to wydukać i zejsc z anteny- wszystkim, co ich dotyczy. W najbliższym czasie ja, Cristina Warren, poddam się do dymisji i będą mieć miejsce nowe wybory na prezydenta. Niech Bóg... błogosławi Amerykę...


Zeszła z mównicy, a na jej miejscu stanął Markus. Jak zawsze był poważny i niewzruszony. 

- Od teraz będę już oficjalnie zarządzać wszystkimi sprawami androidów. Nie chcę nazywać siebie prezydentem, bo nie odbyły się wybory. Żeby uniknąć braków tyrium, musimy kontrolować narodziny i dezaktywacje. W związku z mniejszymi potrzebami androidów, wyraziłem zgodę na niższe zarobki dla nas, aby kraj nie pogrążył się w kryzysie. Wszelkie sprawy będziecie mogli zgłaszac do siedziby CyberLife, do mnie lub do Elijaha Kamskiego, który współpracuje ze mną. Pamiętajcie, na tej ziemi nie ma lepszej czy gorszej rasy... Jesteśmy równi. Dziękuję.

Transmisja się zakończyła. Reed spojrzał krzywo na Connora i niechętnie pociągnął łyk kawy, po czym uniósł jedną brew. Android się uśmiechnął.

- Cieszę się, że panu smakuje, detektywie.

- Nic nie powiedziałem! 

- Czytam pańską mimikę, detektywie.

- A czy czytasz, że masz stąd spierdalać? 


Pieprzony android [ReedxRK800]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz