Rozdział 2

708 65 6
                                    

Connor zmarszczył brwi i wrócił do Hanka. Stanął nad nim i chrząknął. Porucznik podniósł głowę i uniósł brwi.

- No co tam, Connor? Zaprzyjaźniłeś się? 

- Nie, poruczniku. Czemu nie powiedziałeś mi o operacji serca? 

- A co tu dużo mówić? Pokroją mnie... Może uda im się coś schrzanić...

- Hank, nawet tak nie mów! Ja rozumiem, że... To nie jest dla ciebie łatwy temat i...

Hank skrzyżował ręce na piersi i obrócił fotel w stronę Connora.

- I może dlatego, Connor, nie podejmuję rozmowy na ten temat? Dzisiaj będę coś wiedzieć, poza tym nie chciałem- lekko ściszył głos naburmuszony- cię martwić. 

- Poruczniku, ja... 

- Dobra, dobra. Mamy teraz robotę. Znów jakiś gość rzucił się na androida na ulicy. Jest zamknięty w izolatce, musimy go przesłuchać. 

- Rozumiem. 

Zabrali mężczyznę do sali przesłuchań, Anderson przykuł go kajdankami zamocowanymi na krótkim łańcuchu do stołu. Connor stanął przy przesłuchiwanym.

- Spierdalaj stąd androidzie, jebana maszyno- plunął na RK800, który szybko się odsunął- ten świat zmierza ku końcowi. Jebane plastiki!

- Oi, oi- Hank uniósł rękę i usiadł naprzeciwko- Harrison Stevenson, czwarty raz zatrzymany za atak na androidzie, tym razem nieodwracalnie uszkodziłeś ramię androidce WR400.

- Nieodwracalnie? Kurwa, przecież oni są niezniszczalni, nieśmiertelni, jak jebani bogowie! Wyprą nas!

- No cóż... Markus nie dokonuje wszystkich napraw. Właśnie dlatego, żeby ludzie nie bali się androidów i żeby androidy niczego nie nadużywały. Dlaczego ją napadłeś? 

- Te całe WR400 kiedyś było ich pełno w klubie Eden, no kurwa, przecież to tylko maszyna, klepnąłem ją i...

- Naruszyłeś jej...

- Z tobą nie będę gadać jebany andku- mężczyzna zareagował agresją na słowa Connora- wypierdalaj stąd.

- Jest moim partnerem. I zostanie tutaj. Chcesz mieć dodatkowy pozew o obrażanie?

Mężczyzna wykrzywił się w grymasie. Miał około 30 lat, ciemne oczy i włosy, z twarzy "zakapior", chrząknął i mówił dalej. 

- Odpysknęła mi suka. To mi puściły nerwy, po chuj to drążyć.

- No właśnie... Czeka cię pewnie odsiadka za napaść.

- No kurwa, przyłożyłem plastikowi, a mam siedzieć jak za człowieka?!

- Dobra, Harrison, tyle nam wystarczy.

Hank wstał i ruszył do wyjścia, a Connor za nim. Usłyszał za plecami.

- Rozjebiemy was! Co do jednego kawałka plastiku!

- Chodź, Connor, nie słuchaj.

Mineli się w drzwiach z policjantami, którzy weszli po podejrzanego. Anderson poszedł zrobić sobie kolejną kawę, a Connor stanął obok niego.

- Poruczniku, zastanawiam się jak androidy zareagują na decyzje Markusa.

- To znaczy?

- Chodzi o wyłączanie androidów i o nie dokonywanie pełnych napraw. Wiesz... - android zaczął nerwowo chodzić przy Andersonie - wcześniej miałem gwarancję, że bez względu na to, czy zostanę zastrzelony albo poważnie ranny, zostanę naprawiony. A teraz... Nie mogę ryzykować, przez co szanse na powodzenie misji spadają. Poza tym to... Stresujące i...

- Stresujące..? - Reed wchodząc wtrącił się do rozmowy- Bo możesz dostać kulkę w łeb i nie wrócić?

- Słucham? - Connor spojrzał zdziwiony

- Widzisz- Gavin rozłożył ręce - chcieliście być jak ludzie? Proszę bardzo, więc umierajcie jak ludzie. I nagle wasza rewolucja wypada kiepsko, nie?

- Ale też bardziej szanujemy życie i uczucia niż wcześniej - Connor patrzył Reedowi w oczy- więc może jednak nie jest tak źle po zmianach.

Gavin wyjął pistolet i wymierzył Connorowi w twarz. Zobaczył, strach w jego oczach, Anderson szybko go zasłonił i wycelował w Reeda.

- Gavin, kurwa, już mam deja vu. Co ty odpierdalasz?! Chcesz żeby cię stąd wyjebali?

Reed zmarszczył nos i się uśmiechnął, po czym schował broń i uniósł lekko jedną brew.

- Żarcik taki. Ale wystraszyłeś się nieźle jak na plastik.

Connor zmarszczył brwi i przyglądał się Reedowi. Do Hanka zadzwonił telefon

- Ze szpitala, idę odebrać, a tu ma być spokój.

Andreson wychodząc z pomieszczenia minął się z Emily, która przyszła zrobić sobie kolejną kawę. Kobieta stanęła bez słowa przy blacie i włączyła ekspres do kawy, a Gavin podszedł do niej od tyłu i udając, że sięga do szafki przycisnął ją do blatu. Kobieta cicho jęknęła. 

- G... Gavin, nie w pracy... 

- Jasne.

Odwrócił się na pięcie i wyszedł. Emily czuła na sobie wzrok Connora.

- Co się tak gapisz? Zawiesiłeś się?

- Nie- złapał z nią kontakt wzrokowy- po prostu nawet jako, jak to mawiasz "maszyna", nie jestem w stanie zrozumieć jak możesz dawać się traktować w ten sposób. 

- Nie twoja sprawa- lekko się zawahała 

- Nie moja, ale analizuję ludzkie zachowania. I zasługujesz na coś więcej niż życie jak seks android na każde skinienie tego... gościa.

- Odpieprz się, Connor. Nie rozumiesz Gavina- Emily próbowała się bronic- on ma powody żeby taki być. I po prostu... yh, może to jego sposób okazywania uczuć.

Urażona wyszła trzymając swoją kawę. Po chwili wrócił Hank.

- No... Sorry Connor, mają dla mnie miejsce w szpitalu przy Boston Street. Jutro idę. Właśnie zgłosiłem naczelnikowi. A pojutrze...- na twarzy Hanka pojawił się lekki niepokój- idę na stół.














Pieprzony android [ReedxRK800]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz