Rozdział 6 (Eren)

708 63 15
                                    

~ Eren ~

Siedziałem bezwładnie w tej samej pozycji przez długi czas. Nie mam pojęcia ile to mogło trwać, straciłem rachubę czasu. Tak czy siak zdążyło się do reszty ściemnić. Otaczała mnie ciemna, kojąca otchłań, tylko gwiazdy świeciły na niebie, zresztą były piękne, niebo było czyste tamtej nocy. Mimo to nie potrafiłem się cieszyć z tego widoku, nie czułem nic, ewentualnie pustkę, która z biegiem czasu stawała się coraz bardziej nieznośna. Byłem jak w transie - myślałem o wszystkim i o niczym, nawet nie podciągnąłem sobie głupich spodni, przez co tyłek zaczął mi marznąć od zimnej ziemi.

Jedno słowo chodziło mi ciągle po głowie - dlaczego? Nie rozumiałem, dlaczego tak się to potoczyło. Jednak nie mogłem tam siedzieć w nieskończoność, zimno dało mi swe znaki, dlatego wstałem powoli, zakładając na siebie spodnie. Dotarło wtedy do mnie, że nie mogę się ciągle użalać nad sobą i nad moim obecnym położeniem. Wziąłem się więc w garść i postanowiłem wszystko naprawić. Zdawałem sobie sprawę, że to będzie trudne, lecz nie chciałem tak po prostu zostawiać tej sprawy. Skierowałem się więc do pokoju kapitana. Nie wiedziałem do końca, co mu powiem, chciałem go przede wszystkim przeprosić za swoje wcześniejsze zachowanie i słowa, które wymsknęły mi się pod wpływem emocji. Im bliżej pokoju byłem, tym bardziej się stresowałem. Dostałem Deja vu, w końcu czułem się podobnie jakiś czas temu. Będąc przy drzwiach, zapukałem energicznie. Brak reakcji. Zapukałem jeszcze raz. I jeszcze raz. Znów nic.

- Kapitanie, chcę porozmawiać! - krzyknąłem w stronę drzwi, ale ponownie nie doczekałem się odpowiedzi.

W końcu wszedłem do pokoju. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to porozrzucane ubrania. Czyżby... Już odleciał? Zajrzałem do jego szafy. Wszystko wskazywało na to, że to zrobił. Ponownie rozejrzałem się po pomieszczeniu. Wyglądało to tak, jakby kapitan Levi opuścił ten pokój w pośpiechu. Czemu mu się śpieszyło?

Nagle moją uwagę przykuła niewielka plamka na podłodze. Kucnąłem przesuwając po niej palcem. Była ledwo widoczna i bardziej wilgotna niż mokra. Szybko połączyłem ze sobą fakty. Czy kapitan aż tak przejął się moimi słowami, że płakał i jak najszybciej chciał wyruszyć na swoją wyprawę? Po moich policzkach niespodziewanie zaczęły lecieć łzy. Przypomniało mi się, jak go oskarżałem o to, że jest zimnym draniem, który nie wie, co czuję. Jak mogłem to powiedzieć, skoro sam nawet się nie domyślałem, jak okropnie mógł się wtedy czuć?

Nagle zacząłem mieć silne wyrzuty sumienia, lecz przede wszystkim ogarnął mnie smutek. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. W końcu otarłem niedbale łzy i wyszedłem z pokoju, lecz na moje nieszczęście spotkałem na korytarzu generała Erwina. Chciałem się szybko wycofać, ale było już za późno.

- Oj, Eren, co tu robisz? Już dawno po kolacji - zobaczywszy moją ponurą minę spoważniał - Eren, co się dzieje?

Nie chciałem się mu tłumaczyć, nawet nie miałem siły, by wymyślić jakąś wymówkę. Powiedziałem więc tylko:

- Kapitan Levi kazał przekazać, że nie będzie go przez cały jutrzejszy dzień.

Bez żadnych większych wyjaśnień ruszyłem dalej. Generał zawołał mnie jeszcze po imieniu, lecz nie zareagowałem. Chciałem tylko walnąć się na łóżko i zasnąć, by zapomnieć o tych gównianych wydarzeniach z dzisiejszego wieczoru. Zresztą byłem wykończony. Zatrzymałem się jednak na chwilę, zerkając przez okno na nocne niebo. Gdzieś tam musi być kapitan Levi. Mam nadzieję, że nic mu nie jest.

Mimo, że szybko zasnąłem, to poranna, czwartkowa pobudka była dla mnie katorgą. Musiałem się obudzić chyba z najgłębszej fazy snu, bo ledwo co kontaktowałem. Wydarzenia z poprzedniego wieczoru tylko mi utrudniały wygramolenie się z łóżka, jednak musiałem to zrobić. Bądź co bądź czekał mnie trening, więc bardzo niechętnie wstałem, rozglądając się po moim pokoju. W rzeczywistości była to zimna, twarda cela, lecz nie chciałem wiązać z tym miejscem nieprzyjemnych uczuć, dlatego nazywałem to miejsce pokojem.

Wiatr w skrzydłach ||Riren||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz