Po jakiś trzech godzinach dotarliśmy do zamku. Wszyscy padali z nóg, od dawna nic nie jedliśmy. Inni zwiadowcy zajęli się naszymi końmi, dlatego mogliśmy od razu udać się na ciepły posiłek. Było po osiemnastej, ale specjalnie dla nas przygotowano wczesną kolację. Jedliśmy i piliśmy w milczeniu, nikt w tym momencie nie miał ochoty na rozmowy. Zmęczenie dało nam swe znaki, a po posiłku skierowaliśmy się do swoich pokoi, przynajmniej ja tak zrobiłam.
Położyłam się z ulgą na łóżku. Zastanawiałam się nawet, czy już nie przebrać się w piżamę, gdy usłyszałam otwierające się drzwi. To musiała być Sasha, w końcu z nią mam pokój. Wsłuchiwałam się w rytmiczne kroki dziewczyny. Zamknęłam oczy, chcąc się zdrzemnąć.
- Um, Mikasa? - odezwała się nagle.
Westchnęłam cicho i spojrzałam na nią. Siedziała na łóżku, minę miała niepewną i trochę przestraszoną.
- No bo... Jean... - mówiła, zacinając się.
- Co z nim? - zapytałam obojętnie.
- Chce się z Tobą spotkać.
Zdziwiłam się, przecież o mało go nie udusiłam kilka godzin temu. Naprawdę chce się ze mną widzieć? Podniosłam się do siadu. W sumie to chcę z nim porozmawiać, muszę go przeprosić.
- Kiedy?
Widziałam, że Sasha się zdziwiła moją niemą zgodą na spotkanie.
- Cóż, chciał się dostosować do Ciebie, więc nie wiem dokładnie kiedy.
- Możemy nawet teraz.
Wychodziłam z założenia, że im szybciej to załatwię, tym lepiej. Poza tym wcześniej będę mogła się położyć spać.
- Wow, czekaj Mikasa, to ty nie jesteś na niego zła?
Zastanowiłam się przez chwilę nad jej pytaniem. W sumie to tak, byłam poniekąd wściekła, w końcu to on mógł zgwałcić Erena, do tego nie odpowiedział mi na moje pytanie, unikał mnie tylko wzrokiem. Z drugiej strony czułam się winna, w końcu równie dobrze mógł nie mieć żadnego związku z tą sprawą. Westchnęłam przeciągle.
- Ujmijmy to w ten sposób; chcę z nim porozmawiać, by nie być na niego zła. Musimy sobie coś wytłumaczyć.
- Ach, okej - powiedziała, po czym dodała nieśmiało - Jean nie chciał nam zdradzić, dlaczego się pokłóciliście. Czy to coś poważnego?
Myślałam, że spyta bardziej o to, o co się pokłóciliśmy, ale nie. Wyglądała mi na zmartwioną naszą relacją.
- Tak, myślę, że można tak to nazwać - stwierdziłam po chwili.
- Cokolwiek zrobił, proszę, bądź na niego wyrozumiała. Słabo wyglądał, jak Eren zwiał poza mury, tak poza tym... W końcu mu się podobasz.
Zwięziłam oczy, jakbym chciała ją przejrzeć na wylot.
- Od kiedy?
- Od zawsze, z tego co pamiętam. Wszyscy zresztą to zauważyli, nie tylko ja.
Zaczęłam się zastanawiać, czy nie byłam ślepa przez te trzy lata. Nie to, że zlewałam Jeana, po prostu byłam skupiona na innych rzeczach. No cóż, mam kolejną sprawę do omówienia z nim. Musi być świadomy tego, że nic pomiędzy nami nie będzie.
- To ja już pójdę - stwierdziłam, podnosząc się. - Powinnam wrócić zanim się ściemni.
Nie czekając na jej odpowiedź, wyszłam z pokoju. Ciekawe, gdzie teraz może przebywać Jean. Warto sprawdzić najpierw jego pokój. Tym tropem doszłam do drzwi, za którymi mieszkają chłopcy. Zapukałam kilkukrotnie. Po chwili drzwi otworzył Connie.
![](https://img.wattpad.com/cover/167836539-288-k510790.jpg)
CZYTASZ
Wiatr w skrzydłach ||Riren||
FanficAkcja dzieje się trzy miesiące po śmierci oddziału kapitana Levia. Opowiadanie zaczyna się od mycia okien w zamku przez Erena. Brzmi to śmiesznie i nieciekawie, wiem, ale to dlatego, że to rp! (Nie wiesz co to? Definicja na dole). Nie potrafię więc...