~ Eren ~
Otwierając oczy, uświadomiłem sobie, że zasnąłem. Usiadłem, przecierając sobie oczy. Ile to mogło trwać? Spojrzałem na niebo. Było pochmurno, przez co nie mogłem ustalić godziny poprzez położenie słońca. Zadrżałem z zimna, pocierając sobie ramiona. Rozejrzałem się dookoła. Nikogo nie było. Ze zdziwieniem przeczesałem wzrokiem dokładniej teren, znowu nic. Żadnych ludzi w wodzie, ani na lądzie. Co to może oznaczać? Przecież powiadomiliby mnie, gdyby gdzieś szli. Coś się stało, jakiś nagły wypadek? Wstałem i z całych sił krzyknąłem:
- KAPITANIE!
Miałem szczerą nadzieję, że ktoś mi odpowie, bo czułem rosnący niepokój.
~ Levi ~
— O co chodzi, Nära? — spytałem jakiś czas później swojej klaczy, gdy ta napięła się i uniosła czujnie uszy.
Rozejrzałem się, ale niczego nie widziałem. Pogłaskałem ją lekko wzdłuż nasady grzywy.
— Zostań.
Mimo wszystko wolałem zachować ostrożność. Ufałem Närze. Wróciłem szybko na brzeg jeziora. Hm... Eren i reszta dalej są. Byłem jednak dalej złej myśli i ubrałem się szybko, nie przejmując się, że miałem mokre spodnie. Wziąłem dodatki do latania, a z kieszeni wyciągnąłem skrzydła i płetwę. Wszystko podpiąłem od razu. Przez chwilę ziemia jakby zadrżała.
— O co tu chodzi?
~ Nie wiem. - Usłyszałem odpowiedź Nura.
No tak, jest w kieszeni. Zawołałem resztę na ląd. Wydawali się zaskoczeni, wychodząc z wody, jednak mi coś mignęło w krzakach.
— Eren, wstawaj — warknąłem, dotykając nogą jego ramienia.
Nie obudził się jednak; zrobiłem to mocniej. Na trzecią próbę nie miałem czasu – znów coś zadrżało. Pozostali też chyba to wyczuli. Pochodziło jakby ze strony... Koni. Błyskawicznie odwróciłem się w tamtą stronę i wyhaczyłem tylko ogon któregoś, gdy zniknął mi z pola widzenia.
— Szybko! — rozkazałem tylko.
— A co z Erenem?! — spytała głośno Mikasa.
— Nie ma czasu, potem wrócimy!
Rzuciłem obok niego jeden z noży, by miał coś do obrony i ruszyłem biegiem przed siebie. Cały czas rozglądałem się wokół, wbiegając na jedno ze wzgórz. Na szczycie zatrzymałem się, otwierając szerzej oczy.
— Co to jest? — szepnąłem, patrząc w dół.
Na ziemi leżały ciała naszych koni; poszarpane, krwawiące i w połowie zjedzone. Wszystkie poza... Närą. Następnie dostrzegłem ogromnego wilka – przypominał tytana-odmieńca na czterech nogach, jednak miał futro, pysk, ostre kły oraz ogon. A ja miałem tylko parę noży do obrony, pomyślałem, gdy wilczysko skierowało swoje czerwone oczy prosto na nas.
— Uciekajcie do zamku — rozkazałem.
Gdy się jednak nie ruszyli, wrzasnąłem:
— Już! Oddalcie się jak najdalej i ostrzeżcie Erwina, jak już dojdziecie! Zajmę się tym stworem!
Pamiętałem o Erenie, ale nie mieli czasu się po niego wracać, ani ja. Musiałem odciągnąć tego wilka jak najdalej od wszystkich, czyli na... południowy zachód najlepiej. Muszę zdobyć lepszą broń... Wilk podchodził do mnie powoli, nie skupiając się na dziaciakach. Tak, bardzo dobrze... Gdy był blisko, podskoczyłem, uruchamiając skrzydła i wzbijając się wysoko w powietrze. Z bezpiecznej odległości spojrzałem w dół, by zobaczyć, że on też... leci. Jak to możliwe?! Nie miałem czasu się zastanawiać, zacząłem uciekać w wybranym kierunku. Będzie ciężko, stwierdziłem. Co mogę zrobić?
CZYTASZ
Wiatr w skrzydłach ||Riren||
FanfictionAkcja dzieje się trzy miesiące po śmierci oddziału kapitana Levia. Opowiadanie zaczyna się od mycia okien w zamku przez Erena. Brzmi to śmiesznie i nieciekawie, wiem, ale to dlatego, że to rp! (Nie wiesz co to? Definicja na dole). Nie potrafię więc...