~ Eren ~
Po jedzeniu odchodzimy trochę od ogniska, by mieć większą swobodę rozpędzenia się na plaży. Na pierwszy ogień idę ja, lecz zanim wystartuję, kapitan tłumaczy mi jeszcze co i jak, tak na wszelki wypadek. Mam się kierować nad wodę, bo w razie niepowodzenia, czyli upadku, nie połamię się. I muszę pilnować środka ciężkości. Ok, dam radę.
Dodając sobie mentalnej otuchy, zaczynam biec, uderzając rękami o boki. Po chwili skrzydła zaskakują, a ja czuję, jak tracę grunt pod nogami. Chcę spojrzeć w dół zaskoczony, jednak skupiam się na ustawieniu ciała i ruchach rąk. Widzę, że jestem coraz wyżej, już nad drzewami, dlatego zwalniam nieco, rozglądając się dookoła. Ja... Naprawdę latam! Nie potrafię opisać tego uczucia, jednak mogę powiedzieć tyle, że widoki z góry zapierają mi wdech w piersiach. To wszystko jest takie piękne! I to uczucie lekkości i wolności... Coś niesamowitego.
~ Levi ~
Kiedy kończymy, zajmuję się jeszcze sprzątaniem. Gaszę ogień, a pozostałości po ognisku zakopuję, razem z pozostałościami z ryb. Potem odchodzimy trochę dalej, bliżej lasu, ustawieni w stronę morza. Na początku woda wygląda na dość płytką, lecz i tak jest mniejsza szansa, że Eren sobie coś zrobi albo przemieni się w tytana. Obserwuję, jak dzieciak startuje i sam to robię, gdy jestem pewien, że nie spadnie. Rezygnuję jednak z rozbiegu i zwyczajnie wyskakuję w górę, lecąc już w jego stronę. Każę mu podążać za sobą, aby nakierować go w dobrą stronę.
— Ładnie ci idzie — mówię, lecąc blisko niego. — Jak się czujesz? — pytam.
~ Eren ~
- Dobrze - odpowiadam pewnie. - A nawet bardzo dobrze. Latanie jest niesamowite! Widzi kapitan, jakie są pod nami widoki?
Patrzę się naprzemiennie na morze, to na wyspę. To wszystko jest takie piękne! Aż nie wiem, na czym powinienem się bardziej skupić...
~ Levi ~
Uśmiecham się lekko, kiedy odpowiada na moje pytanie. Cieszę się, że znów czerpie przyjemność z latania, która z czasem pewnie trochę zmaleje, kiedy zacznie czuć zmęczenie. Ale cóż, taka kolej rzeczy.
— Oczywiście, że widzę — odpowiadam z lekkim rozbawieniem.
Rozumiem jednak, skąd to pytanie – chłopak po prostu zachwyca się tym wszystkim i chce, abym ja też na to patrzył. Więc robię to; rozglądam się dookoła, patrząc na wsypę pod nami, póki nie znika nam z oczu, a pod nami zostaje tylko morze. Zniżam na chwilę lot, aby blisko wody odwrócić się plecami do niej i popatrzeć na Erena w górze. Czuję, jak woda ochlapuje mi plecy przez jakiś czas, póki płynnie nie wracam do Erena.
~ Eren ~
Nagle dzieje się coś niespodziewanego. Kapitan Levi obniża lot i odwraca się do mnie, choć jest bardzo blisko wody. Chcę krzyknąć, by uważał na siebie, ale z drugiej strony... Przecież kapitan ma pełną kontrolę nad wszystkim i doskonale wie, jak blisko znajduje się morza. Po chwili wraca do mnie, na co się uśmiecham. Kapitan ma niesamowitą wprawę z lataniem. Ja na jego miejscu, po odwróceniu się, od razu wpadłbym do wody.
Mija dobre kilka godzin, przez co czuję się naprawdę zmęczony. Każdy mięsień moich rąk i pleców pali nieprzyjemnym bólem, przez co mam coraz większą ochotę zaprzestania jakiegokolwiek ruchu. Niestety, to by się dla mnie źle skończyło, poza tym od dłuższego czasu mamy pod sobą tylko morze.
- Kapitanie... Jak długo jeszcze? - pytam dość głośno, by mnie usłyszał.
~ Levi ~
Wkrótce dochodzi także południe, a my lecimy dalej. Póki co nie widać żadnego lądu poza pojedynczymi skałami. Wiem, że niedługo Eren zacznie już być zmęczony, więc przeszukuję pamięć, czy aby gdzieś nie ma jakiejś bliższej wyspy niż ta, do której zmierzamy. Jakąś godzinę później Eren zwraca się do mnie z pytaniem. Milczę jakiś czas, nim mu odpowiadam.
CZYTASZ
Wiatr w skrzydłach ||Riren||
FanfictionAkcja dzieje się trzy miesiące po śmierci oddziału kapitana Levia. Opowiadanie zaczyna się od mycia okien w zamku przez Erena. Brzmi to śmiesznie i nieciekawie, wiem, ale to dlatego, że to rp! (Nie wiesz co to? Definicja na dole). Nie potrafię więc...