Rozdział 15

479 33 6
                                    

~ Eren ~

Budząc się, miałem wrażenie, że coś jest nie tak, jakby ktoś mi zabrał przyjemne ciepło, które mnie zawsze witało co ranka. Otworzyłem oczy, rozglądając się dookoła. Nie ma kapitana. Po chwili jednak usłyszałem jakieś szmery dochodzące z pracowni. Wtedy zacząłem się zastanawiać, czy zerwał nockę, by robić moje skrzydła. Nie widziałem w końcu, by położył się spać, lecz z drugiej strony kapitan dbał o swoje samopoczucie, więc się musiał trochę przespać... Chyba. Niechętnie wygramoliłem się z ciepłego łóżka, było mi trochę zimno. Miałem ochotę jak najszybciej przytulić kapitana i ku mojej radości już byłem w stanie to zrobić, bo mogłem normalnie się ruszać. Po dwóch krokach syknąłem cicho, czując nieprzyjemny ból w mięśniach. Co prawda mogę chodzić, ale jest to upierdliwe. Cieszę się jednak, bo możemy dzisiaj wyruszyć nad jezioro. A ból w mięśniach rozchodzę. Podszedłem do drabinki, chcąc na nią wejść, jednak powstrzymałem się. Co, jeśli kapitan nie chce, bym tam wchodził? Chyba powinienem się go spytać.

- Dzień dobry kapitanie - przywitałem się głośno, by na pewno mnie usłyszał. - Czy mogę wejść do pracowni?

~ Levi ~

Byłem zajęty właśnie wykańczaniem dodatkowych elementów i ozdabianiem ich, gdy usłyszałem głos Erena. Postanowiłem już skończyć – i tak wyrobiłem się zaskakująco szybko. Po powrocie, albo raczej jutro, będzie miał pierwszą lekcję.

— Tak, możesz wejść — odpowiedziałem mu głośno, nie przerywając szycia. — Tylko uważaj, bo drabina nieźle się chybocze! W ogóle jak się czujesz? Masz siły, by jechać? Za pół godziny jest śniadanie, wyrobilibyśmy się ze wszystkimi przygotowaniami, przynajmniej tak sądzę — mówiłem, gdy Eren dość powoli wspina się na górę. Ciągle nie odrywałem wzroku od pracy. — Ach! I uważaj, jak chodzisz, żebyś niczego nie zepsuł. Na głowę też uważaj, do sufitu jest metr sześćdziesiąt pięć, więc się nie zmieścisz wyprostowany. W ogóle ja tu i tak najczęściej chodzę na czworakach jak coś robię, więc ty tez możesz.

~ Eren ~

Słysząc jego zgodzę, zacząłem wspinać się po drabinie, ale powoli, bo ból mi jednak trochę przeszkadzał.

- Tak, możemy jechać nad jezioro - odpowiedziałem szczęśliwy, w końcu nauczę się pływać!

Ostrożnie wszedłem na podłogę, rozglądając się dookoła. Rzeczywiście, sufit był naprawdę nisko, dlatego idąc za radą kapitana, zacząłem poruszać się na czworaka. Pomieszczenie nie było ani duże, ani małe, sprawiało wrażenie przytulnego. Zdziwiłem się jednak, widząc lekki nieład w postaci różnych rzeczy i elementów porozrzucanych po różnych kątach. W sumie co się dziwić, w końcu to pracownia, ale i tak patrząc na manię czystości kapitana, ten widok był dla mnie niecodzienny. Kiedy już znalazłem się obok kapitana, zajrzałem mu przez ramię.

- Czy to są moje skrzydła? - zapytałem, widząc starannie zrobioną konstrukcje z zielonego materiału.

~ Levi ~

Uniosłem kącik ust, gdy zgodził się na wyjazd. W takim wypadku, jak skończę, to pewnie zaczniemy się już pakować, jeszcze przed śniadaniem. Nie odwróciłem się, gdy na czworakach zaczął się do mnie zbliżać. Siedziałem po turecku, a przede mną był niski stolik, przy którym ledwie mógłbym włożyć pod niego nogę. Leżały na nim szkice związane głównie ze skrzydłami. Dla Erena były one bezużyteczne, w końcu nie były mega uporządkowane. Ważne, że ja wiedziałem, jak, co i gdzie. Tutaj mniej obchodziło mnie utrzymanie idealnego porządku – zawsze byłem tu sam, a porozrzucanie sprzęty dodawały temu miejscu swoistego uroku. Dlatego ich nie sprzątałem. Przestałem szyć, by na niego spojrzeć i pocałować w policzek.

Wiatr w skrzydłach ||Riren||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz