Strata, po której nigdy się nie otrząsnę...

254 13 6
                                    

Andy

- Nie będzie następnego razu Andy. - powiedziała, dużo słabszym głosem niż wcześniej. Co chwila jej spokojną twarz przeszywał grymas bólu. A ja? Nie mogłem w żaden sposób dziewczynie ulżyć. Ona... Ona miała tylko do mnie przyjechać. Mieliśmy obejrzeć oferty, już dawno planowanej przez nas, wycieczki do Grecji, a potem oglądnąć ulubiony film.

Chciała, żebym po nią przyjechał, bo jej ostatnio szwankowało auto. Jednak byłem już po alkoholu. Czemu ja piłem?! Czemu pozwoliłem jej jechać samej! Byłem wściekły na siebie. Cholernie. Ona mnie potrzebowała. Kiedy tylko zadzwonili do mnie ze szpitala czas zwolnił, a tętno przyspieszyło. Momentalnie wybiegłem z domu, wsiadłem do auta i przekraczając chyba wszystkie limity, dotarłem na miejsce. Trzymałem ją za rękę. Cały czas. Tak mocno... Jakby miała zniknąć. Poszedł do nas mężczyzna. Po białym kitlu było wiadomo, że to lekarz. Poprosił mnie na stronę.

- Nie mów tak skarbie. Za moment do Ciebie wrócę, zgoda? - zapytałem, a raczej zapewniłem. Brunetka lekko kiwnęła głową. Puściłem jej rękę i wyszedłem z sali w ślad za doktorem.

- Nazywam się James Brown. Prowadzę pacjentkę. - kiwnąłem głową, lecz zaraz po tym zapytałem:
- Jak to się stało? - nie powinienem był tego robić. On nie będzie przecież wiedział.
- Patricia straciła panowanie za kierownicą i uderzyła w drzewo. Niestety nie mam dobrych wieści. Pacjentka doznała zbyt wielu urazów wewnętrznych. Nie licząc złamań doszło do stłuczenia mięśnia sercowego. W tym wypadku nie możemy pomóc. Powiem szczerze. Ona umiera. - to nie było możliwe. Nie moja Patty. Światło dnia codziennego. Cały mój świat. Nogi się pode mną ugięły. Gdyby nie mężczyzna, który mnie przytrzymał już dawno leżał bym na ziemi.
- To... To co ja mam zrobić? Co teraz? - zapytałem otępiały.

Mężczyzna położył dłoń na moim ramieniu i lekko uśmiechnął się po czym powiedział:
- Bądź przy niej. - nim odszedł, przyjrzałem mu się. Wyglądał jakby chciał mnie pocieszyć. Jak mógł się uśmiechać w takiej chwili! Mój cały świat znika za drzwiami sali intensywnej terapii. Ale on był doktorem. Dla niego to był chleb powszedni. Wyjąłem telefon i na grupie, w której była reszta zespołu, napisałem: "Szpital. Najbliższy mojego domu. Przyjedźcie. Patricia...". Bardzo szybko dostałem odpowiedzi od każdego.
Ashley: Już jadę. Jestem niedaleko.
Jinxx: Do 5 minut.
Jake: Dojeżdżam.
CC: Daj mi 10 minut.

Przeczytałem wiadomości. Schowałem telefon do kieszeni
i wszedłem ponownie na salę. Od razu spotkałem się ze spojrzeniem mojej ukochanej. Do oczu napłynęły mi łzy. Ledwo, ale jednak, uśmiechnąłem się i zająłem poprzednie miejsce.
Na tyle na ile mogła odwzajemniła uśmiech. Podniosła rękę
i położyła dłoń na moim policzku. Nie mogłem nie uronić łzy. Jedna samodzielna zaczęła drążyć drogę po moim policzku. Trishia starła ją kciukiem. Wtuliłem się w nią i na chwilę zamknąłem oczy. Po 10 minutach na salę wbiegli moi przyjaciele.

- Co się stało cukiereczku? - zapytał Ash.
- Straciłam panowanie nad pojazdem. - wycharczała brunetka.
- Ciii. - wyszeptałem, widząc jak męczy się z wypowiedzią chociaż jednego słowa.
- Andy... Grahhh! -zawyła, a moje serce zaczęło szybciej bić pod wpływem stresu. - Pamiętajcie... Kocham was! - wykrzyczała,
a chwilę potem opadła bezwładnie na swoje łóżko. Maszyny zgodnie wydały z siebie głuchy dźwięk. Ona nie mogła mnie tak zostawić.
- Nie... Patricia! Zróbcie coś! - krzyknąłem do lekarzy, którzy
w moment znaleźli się przy nas. Wyprosili resztę zespołu. Przyciągnęli respirator. Odsunęli jej bluzkę. Teraz dopiero zobaczyłem jak bardzo cierpiała. Jej brzuch i klatka piersiowa była niemal fioletowa. Gdzieniegdzie były otwarte, ledwo zaschnięte rany. Rozpoczęli akcję reanimacyjną. Moja dziewczyna podnosiła się lekko, gdy dostawała kolejne dawki prądu. Po kolejnych minutach lekarz przerwał czynności mówiąc:
- Siostro proszę zapisać czas zgonu. Godzina 23:59. Powód. Rozległe obrażenia wewnętrzne i powypadkowe. - po czym podszedł do mnie. Położył dłoń na ramieniu i dodał. - Przykro mi.

Cały czas trzymałem jej dłoń. Ta stawała się coraz to zimniejsza. To nie dochodziło do mojej świadomości. Byłem z wielkim szoku. Jeszcze dwie godziny temu z nią rozmawiałem. Teraz już ma jej przy mnie nie być? Już nie usłyszę jej aksamitnego głosu? Nie poczuję jej dotyku? Nie spróbuję tych idealnych dań, które były przez nią przygotowywane? Mam już nie zasmakować jej aksamitnych ust, które kiedy całowały, były słodsze od jakiejkolwiek innej słodyczy? Miałem nie zaznać tej przyjemności, gdy leżąc wieczorem, masowała moją głowę? To niemożliwe.

- Musimy przenieść pacjentkę do kostnicy. Bardzo proszę
o opuszczenie sali. - mówiła pielęgniarka. Słyszałem ją jakby przez mgłę.
- T-Tak. - dopiero teraz puściłem dłoń mojej dziewczyny. Sunąłem nogami tak jakbym dopiero uczył się chodzić. Nie powstrzymywałem już łez. Słone potoki leciały tak jak chciały. Otworzyłem drzwi. Wolnym krokiem przekroczyłem próg. Oparłem się o ścianę obok. Grupa, która prawie od razu mnie zobaczyła, podeszła do mnie.
- Andy i jak? - pytał Jinxx, ale odpowiedź przyszła szybciej niż otwarcie moich ust. Z głównego wejścia wyjechało łóżko z zakrytą postacią. Popatrzyłem na nie. W moich oczach z pewnością było widać zrozpaczenie. Kumple zrozumieli mnie bez słów.
- Och... Stary... Współczuję. - wypowiedział pierwszy Ashley. Dalszych zdań nie słyszałem bo mocno wtuliłem się
w przyjaciela. Zagłosiłem wszystkich moim płaczem, który
z czasem zamienił się w wycie.

Moja dziewczyna jest wampirem [Zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz