Jak to jesteś posłańcem...

84 7 0
                                    

Rozglądając się po cmentarzu próbowałam zorientować się czy jest jakikolwiek człowiek. W końcu dziwnie wyglądałoby ciągnięcie za sobą drugiej osoby. Sytuacja dobrze się rozwinęła. Ku mojemu zadowoleniu byliśmy tam sami. Co znaczy ja i moja przyszła ofiara. Z początku jednak nie wiedziałam całkowicie gdzie iść. Próbowałam przypomnieć sobie jakąkolwiek topografię tego miasta. Nagle ni stąd ni zowąd poczułam lekki dotyk na ramieniu. Odwróciłam się w stronę źródła. Stała przede mną kobieta. A właściwie dziewczyna w moim wieku. Była nieco wyższą ode mnie latynoską. Jej oczy były idealnie czekoladowe, a przeciwsłoneczne okulary założone na głowę przytrzymywały opadającą na jedną stronę twarzy, czarną grzywkę. Jej chude ciało było schowane pod granatową bluzką z krótkim rękawem i jasnymi podziurawionymi rurkami. Uśmiechała się do mnie miło co wyraźnie strąciło mnie z toru właściwego myślenia. Były dwie opcje. Albo nie widziała tego mężczyzny albo w ogóle nie zwracała na niego uwagi. Możliwe było, że zasłaniam ciało zemdlałego przed chwilą blondyna. Odsunęłam się więc troszeczkę by mogła go zobaczyć. Zakładałam, że po prostu się przestraszy i ucieknie. Ona jednak uśmiechnęła się jeszcze szerzej skierowała swój wzrok na mnie i powiedziała:
- Gratulacje. Masz już pierwszą ofiarę. - podniosłam jedną brew do góry. Dziewczyna musiała wiedzieć kim jestem. Pytanie tylko skąd. Ta widząc moje skonsternowanie dodała. - Nie martw się. Wiem wszystko.
- Jesteś śmiercią? - zapytałam będąc niemal pewna odpowiedzi. Niestety. Dzień dzisiejszy składa się głównie z wielu zaskoczeń.
- Bezpośrednio śmiercią nie. Prędzej kimś w rodzaju posłańca. Twojego posłańca. - na te słowa nie mogłam inaczej zareagować. Otworzyłam szeroko usta ze zdziwienia i powtórzyłam ostatnie dwa słowa.
- M-mojego posłańca? - przeczytałam dzwonią włosy. - Czy śmierć cię przysłała?
- Tak. I od dzisiaj zamiast jej, podlegam Tobie. - odchrząknęłam. Zdrowy rozsądek przypomniał mi o blondynie leżącym za mną.
- Wiesz może jak jest zbudowane to miasto? Nic nie pamiętam. - zapytałam z nadzieją, że dziewczyna stąd pochodzi.
- Lepiej. Zanim mnie tu odesłano, zostałam wyposażona w parę rzeczy. - kobieta otworzyła kuferek, który trzymała w ręce. Nawet nie zauważyłam, że go ma. Wzięła pierwszą rzecz z brzegu. To była mapa miasta z rozmieszczeniem wszystkich budynków w nim będących. Rozłożyłam ją. Po kilkuminutowym przeglądaniu się w oczy wpadł mi obiekt, do którego prowadziła jedynie leśna droga. Przed moimi oczami pojawiło się wspomnienie. Znałam ten dom. Stał pusty odkąd pamiętam. Bardzo lubiałam tam przychodzić kiedy los nie obsypywał mnie szczęśliwymi chwilami. Wiele razy włamywałam się do niego. Pamiętałam, że był niemal w pełni urządzony.
- Tam pójdziemy. - wskazałam palcem w miejsce docelowe. Kobieta w odpowiedzi kiwnęła głową. Przeniosłam wzrok na chłopaka. Moja stwórczyni mówiła, że będę mieć zwiększoną siłę. Trzeba to przetestować. Podeszłam do niego. O dziwo lekko go podniosłam. Przerzuciłam przez ramię bezwiedne ciało. Pierwsza "moc" się sprawdziła. Zobaczmy jak z szybkim poruszaniem się.
- Widzimy się na miejscu. - dodałam. Zaczęłam biec. Nie spodziewałam się takiego przyspieszenia. Nie minęło parę sekund, a już byłam u celu, a za mną nieznajoma.

Drzwi do tej małej posiadłości były otwarte. Wystarczyło je tylko lekko popchnąć, co też zrobiłam. Przed sobą, w oddali były schody. Zaczynały się na środku, a potem skręcały w lewo, prowadząc na piętro. Wszystko pod nimi było zabudowane. Zaraz obok schodów były drzwi. Skierowałam tam swój krok. Za nimi zejście do piwnic. Na dole korytarz prowadzący do trzech innych wejść. Wybrałam to najmniejsze pomieszczenie. Tam zamknęłam moją ofiarę razem z tym, z czym przyszła na cmentarz. Latynoska śledziła mnie wzrokiem. Jeszcze raz spojrzałam na kufer w jej rękach.
- To dla mnie? - zapytałam czym wyrwałam ją z pewnego rodzaju transu.
- Tak ma pani. - skrzywiłam się na tą nazwę ale nic nie odpowiedziałam. Odebrałam od niej to co moje i powiedziałam.
- Poinformuj mnie jak się obudzi. Będę w salonie. - ona tylko skinęła głową. Szybko opuściłam piwnicę i zamykając za sobą drzwi skręciłam w prawo. W tym dość długim pomieszczeniu było jeszcze jedno wejście i prowadziło ono na werandę. Ręką zgarnęłam kurz że stołu i siadając na skrzywionym krześle otworzyłam podarunek. U samej góry był list, który otworzyłam.

" Patricio,
Muszę przyznać, że nie przemyślałam paru kwestii i wpuściłam Cię bez żadnego przygotowania. W tym celu wysyłam Ci podwładną, która od teraz należy do Ciebie. Od razu wspomnę, że ona również jest wampirem. Obie nauczycie się walczyć. Skoro o tym już mowa pragnę podarować Ci również broń. Z pozoru wygląda jak zwykły długopis. Wystarczy tylko, że pstrykniesz. Szybko nauczysz się tym bronić. Znajdziesz tutaj także maść. To niekończący się specyfik.  Przyspiesza ona gojenie ran. Wiem, że nie będzie to proste, ale chciałam Ci powiedzieć, że nie jesteś jedynym wampirem jak i nie jednym stworem. Są też konkurujące z twoją rasą wilkołaki. Z moich informacji wynika, że w twoim mieście są aż trzy. Będą Cię szukać zatem ucz się fechtunku jak najszybciej. Musisz ich zabić. Dołączam mapę miasta bo możesz go nie pamiętać. Co do tego... Nie przewidziałam konsekwencji związanych z przemianą. Mam nadzieję, że sobie poradzisz i prędko się nie zobaczymy.

Śmierć."

Musiałam ten tekst przeczytać co najmniej trzy razy. Nie dochodziły do mnie informacje bo było ich za dużo. Miałam żal do mojego stwórcy. Nie dość, że nie pamiętam kim byłam wcześniej to jeszcze ledwo po moim stworzeniu jestem zagrożona. Według mnie list był niekompletny. Brakowało informacji jak mam zabić te istoty, z którymi przyjdzie mi się zmierzyć. Gdyby nie moja biała cera byłabym pewna że zbladłam. Popatrzyłam przez okno w głąb lasu. Dotknęłam swojej klatki piersiowej próbując wyczuć puls. Niestety jako wampir, moje serce nie bije. Chciałam zobaczyć jak wyglądam. Ale zanim to musiałam obejrzeć to co dostałam. W kuferku znajdowały się dwie rzeczy. Tak jak opisała to śmierć był tam długopis i w malutkim słoiczku biała maść. Pojemniczek z leczniczą substancją odłożyłam na bok, a do ręki wzięłam narzędzie piśmiennicze. Tak jak było napisane pstryknęłam, tak jakbym chciała wysunąć wkład. Ten niepozorny przedmiot w moment zmienił się w śmiertelną broń. Na obu końcach średniego, ozdobionego w wyrzeźbione wiktoriańskie wzory, pałąku znajdowały się zagięte ostrza wyostrzone z dwóch stron. Wyglądało to tak jakby kosa, która ma 2 zakończenia. Te oprócz stali miały świetlista czerwone wzory.

Nie mogę mówić że broń mi się nie spodobała bo byłoby to kłamstwo

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Nie mogę mówić że broń mi się nie spodobała bo byłoby to kłamstwo. Od razu ją polubiłam. Zaczęłam nią powoli w jednej ręce obracać. Początkowo było ciężko ale z każdą chwilą nabierałam wprawy. Jakiś czas później wracałam ostrzami niczym mistrz karate swoim nunczako. Na mojej twarzy pojawił się nikły uśmiech. W końcu opanowałam jakąś umiejętność. Śmierć miała rację. Szybko się nauczę walczyć. Pozostało mi tylko porozmawiać z dziewczyną, która czekała w piwnicy aż blondyn się ocknie. Schowałam wszystkie przedmioty z powrotem do kufra i zamknęłam go. Zaraz potem usłyszałam kroki na schodach, a chwilę później latynoska zamykała za sobą drzwi. Spojrzała na mnie z uśmiechem i poinformowała.
- Moja pani. Obudził się.

Moja dziewczyna jest wampirem [Zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz