Andy
Minęły już 3 miesiące. Czas, który spędziłem na swoich rytuałach. Codziennie rano małe śniadanie. Po tym jazda na cmentarz, gdzie spędzałem praktycznie cały dzień. Następnie wracałem do domu, płakałem i szedłem spać z wycieńczenia. Byłem dość wdzięczny CC'emu za to, że ze mną wtedy porozmawiał. Co prawda minęło od tamtej rozmowy trochę czasu ale dzięki niej znalazłem mniej więcej sposób by móc w jakimś stopniu wyładować swoje emocje. Bardzo dobrze pamiętam, że chodziliśmy z Patricią do domku, obok którego było niewielkie jeziorko. Do samej budowli nie byłem w stanie wejść. Zbyt dużo wspomnień przywoływały tamte mury.
Prawda była taka, że tylko przy tym jeziorku czułem się na swój sposób swobodnie. Praktycznie wszystko wokół... Kiedy wychodziłem z domu, byłem w nim czy cokolwiek robiłem przypominało mi o Pat. To było nie do zniesienia. Nie potrafiłem znaleźć sobie miejsca, w którym mógłbym zaznać jakiekolwiek ulgi. Straciłem część mojego życia, która była nierozerwalna z moją małą ukochaną brunetką. Dlatego codziennie zaraz po cmentarzu przychodziłem nad ten mały zbiornik wodny i po prostu mówiłem. Nie obchodziło mnie to czy ktoś mnie widzi, słyszy czy nagrywa. Siadałem na tym małym drewnianym pomoście, którego co druga deska skrzypiała i niemo wpatrywałem się w niewielkie fale spowodowane wiatrem. Po jakimś czasie po prostu zwierzałem się z tego co leży mi na sercu. Mój ton był skierowany tak jakby dziewczyna siedziała koło mnie. Gdzieś w głębi duszy miałem nadzieję, że jest gdzieś tu i słyszy. Ostatnimi dniami było jednak coraz gorzej. Zatracałem się w myślach, że w przyszłości mogę sobie nie poradzić. Przerażała mnie wizja tego co może się stać. Bolał brak osoby, której mogłem się zwierzyć... Która nie odtrąciłaby mnie ze względu na wygląd czy charakter... Która akceptowała wszystko takie jakie jest i przyjmowała wszelkie informacje z uśmiechem.Doceniam to że członkowie zespołustarali się mnie pocieszyć. Będę im za to dozgonnie wdzięczny. Mimo tego, że ostatnio przesadzili, przeprowadzając do mojego domu jakąś dziewczynę. Było mi obojętne czy była w domu czy nie...Czy nazywała mnie swoim "kochaniem" już po miesiącu znajomości czy nie... Traktowała mnie jak swojego chłopaka choć dobrze wiedziała, że nim nie byłem. Nie mógłbym się na to zgodzić. W ogóle nie pasowała do rysopisu Patricii. Jej włosy zamiast ciemnego brązu, przechodzącego w czerń, były blond. Jej oczy nie były zielone, a niebieskie. Była wyższa... Inna. Właśnie dlatego było gorzej. Byłem wściekły na Ashley'a za to, że ją przyprowadził. Oni chcieli zastąpić moją ukochaną Patricię kimś kto nawet nie był godzien pocałować jej stóp. Jej uroda całkowicie umywa się do urody mojej dziewczyny... Tej prawdziwej.
Siedziałem na sofie. Tempo patrząc na wyłączony telewizor. Głowa oparta była na ręce, której łokieć znajdował się na ramienniku. Zastanawiałem się dlaczego za każdym razem, kiedy chciałem popełnić samobójstwo coś mnie blokowało. Kamień, który był obwiązany liną i miał ściągnąć mnie na dno jeziora czekał na pomoście przez okrągły tydzień. Przez cały ten czas stałem wgapiając się w otchłań zbiornika i kiedy byłem już przygotowany do skoku coś zawsze mnie powstrzymywało. To była jedna myśl. "Patricia nie chciałaby byś cierpiał." I to nie zgadzało się z moimi uczuciami. Bo cierpiałem dlatego, że nie było jej obok mnie.
- Andy słuchasz Ty mnie w ogóle? - do moich uszu dotarł piskliwy głos mojej rzekomej nowej dziewczyny. Spojrzałem na nią bezuczuciowo.
- A jak myślisz? - odpowiedziałem, poprawiając się na fotelu.
- Sądzę że nie. Mówiłam że wytwórnia zaproponowała mi trasę koncertową. Jutro wyjeżdżam na 3 tygodnie. Poradzisz sobie? - zadała kolejne pytanie, a ja coraz bardziej byłem zirytowany tym, że muszę z nią rozmawiać.
- Radziłem sobie zanim się pojawiłaś. - syknąłem w jej stronę wstając z fotela. Chwyciłem swoją skórzaną kurtkę i zanim przekroczyłem próg domu dodałem. - Cześć. Baw się dobrze.Można się domyślać gdzie się udałem. Błękitne niebo, jakąś godzinę temu, zostało zakryte przez najprawdopodobniej burzowe chmury. Stwierdziłem, że to idealna pogoda by się w końcu zabić. Gdzieś tam miałem jeszcze nadzieję, że w ciągu tych ostatnich godzin mojego życia zobaczę promienie słońca. W drodze na miejsce docelowe wypaliłem chyba wszystkie papierosy z paczki, która znajdowała się w kieszeni. Denerwowałem się. Co jeśli pójdzie coś nie tak. Jeśli ktoś mnie zauważy i uratuje. Odgoniłem od siebie te myśli. W końcu ta mała rezydencja znajdowała się tak daleko, że żaden człowiek z wieczora nie chce się tam zapuszczać. Po godzinie marszu dotarłem na miejsce. Woda była mętna. W ręce trzymałem już kamień. Zastanawiałem się czy to dobry pomysł. Podjąłem się dwóch prób, których nie przeszedłem. Za każdym razem kiedy zbliżałem się do zimnej tafli, cofałem się. Nie umiałam tego zrobić.
- Pat... - zacząłem mówić. - Mówi się, że wraz z upływem czasu i nowymi doświadczeniami na naszej drodze w pewien sposób dystansujemy się od bolesnego wydarzenia jakim była Twoja śmierć... Ale tak się tylko mówi. Na własnej skórze przekonałem się że to nie jest prawda. Rozpacz, że nie jestem w stanie dzielić się wydarzeniami, osiągnięciami i uczuciami z Tobą, sprawia że bezustannie przeżywam to samą tragedię. Napisałem nawet coś dla Ciebie. Pozwól, że to wyrecytuję. - wziąłem głęboki oddech i kontynuowałem. - Patrzę w niebo i próbuję zobaczyć Cię wśród wielu gwiazd, szukam Twojego zagubionego obrazu pośród cieni. Rysuję Twoją twarz w chmurach, które widzę podróżując bez celu i podążając za księżycem... I pytam: Gdzie jesteś? I natychmiast moje serce budzi się i daje mi pełną łez odpowiedź, która sprawia, że znowu rozumiem: nie ma Cię tutaj, istniejesz w mym sercu. Kocham Cię Pat... - po moim policzku spłynęła jedna samotna łza. Teraz byłem już pewien. Wiedziałem, że chcę to zrobić. Zrobiłem trzy kroki wstecz by za chwilę wziąć rozbieg. 3... 2... 1... Nie mogłem! Zatrzymałem się tuż na krawędzi.- Jak masz z tym taki problem to mogę Cię tam popchnąć. - usłyszałem za sobą bardzo znajomy głos. Odwróciłem się zaskoczony. Na samym początku pomostu stała postać. Wzrostem odpowiadała Patricii. Czarne rurki opinały jej chude nogi. Biała luźna bluzka wychodziła z jej spodni. Ramiona były zakryte przez czerwoną ramoneskę z ćwiekami na rękawach. Głowę miała opuszczoną, a tworząca się wokół jeziora mgła dodatkowo utrudniała zobaczenie jej twarzy. Zmrużyłem oczy kiedy zza chmur po raz ostatni wyjrzało słońce. Niemal czarne włosy z platynowym ombre na końcówkach odsłoniło jej twarz. Dziewczyna spojrzała na mnie i wtedy byłem już pewien. Mocny makijaż towarzyszył pięknym zielonym oczom, które tak dobrze znam. Idealne rysy twarzy zdradzały, że dziewczyna jest zirytowana. Jednak ja nie mogłem wyjść z szoku. To przecież nie było możliwe ani fizycznie ani ma innych płaszczyznach.
- Patricia? - wyszeptałam przez co dziewczyna otworzyła szerzej oczy. Widocznie nie spodziewała się, że mogę znać jej imię. Ale to przecież była ona. Czemu w takim razie jest zaskoczona. Byłem niemal pewien, że przede mną stoi duch. Więc kiedy podeszła bliżej. I do moich uszu dotarł stukot jej czarnych botków, zrozumiałem. Ona stała tutaj. Żywa. To był dla mnie za duży szok. Stanęła przede mną. Byłem przerażony. Moje serce zaczęło szybciej bić. Oddech stał się płytszy. Zakręciło mi się w głowie.
Film mi się urwał...
Zemdlałem.
CZYTASZ
Moja dziewczyna jest wampirem [Zawieszone]
Fanfic- Cóż. Kiedy po śmierci dusza, która powinna być szczęśliwa, taką nie jest, dostaje możliwość wyboru. Tak właśnie się tu znalazłam. - mówiła, a ja dalej nie mogłem uwierzyć w to co się dzieje.