Trupy nie mówią

3.7K 329 64
                                    

Wcisnęłam się w najciaśniejszy zakamarek ciemniej, pustej uliczki tuż pod dwie złączone klapy kontenerów na śmieci, by choć odrobinę schronić przemarznięte ciało przed szalejącą już drugą godzinę burzą z deszczem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Wcisnęłam się w najciaśniejszy zakamarek ciemniej, pustej uliczki tuż pod dwie złączone klapy kontenerów na śmieci, by choć odrobinę schronić przemarznięte ciało przed szalejącą już drugą godzinę burzą z deszczem. Otuliłam się mocniej znoszoną szarą bluzą i zacisnęłam zęby, powstrzymując tym samym głośne szczekanie zębów.

Jak zimno!

Dłonie miałam skostniałe, a z letnich tenisówek można by wyciskać wodę. Nienawidziłam, kiedy padał deszcz głównie dlatego, iż łatwiej było znaleźć miejsce do spania, kiedy nie groziło ci zmarznięcie na kość. Oparłam głowę o ścianę. Na dźwięk głośnego burczenia w brzuchu, z moich ust uciekł zbolały jęk.

Cholera.

Starałam się robić wszystko, by nie myśleć o jedzeniu, którego nie miałam w ustach od dobrych paru dni. W zasadzie to od paru tygodni było z nim ciężko. Jednak nie żałowałam miejsca, w jakim się znalazłam. Nie żałowałam, że uciekłam od tłustych ohydnych łap Hugo. Nie mogłam zrozumieć, co takiego widziała w nim moja matka, że wytrzymała z nim aż do śmierci.
Na początku, gdy odeszła, przez chwilę przestał robić te swoje wszystkie obrzydliwe rzeczy i niemal byłam skłonna myśleć, że był w żałobie. Myliłam się. Kiedy tylko uporał się z kuratorem i zapewnił go, iż poradzi sobie z wychowaniem mnie, koszmar zaczął się na nowo. Zawsze czekał do północy, lecz teraz kiedy nie groziło mu złapanie na gorącym uczynku, pojawił się, jak tylko zgasiłam światło i ułożyłam się do łóżka.

- Crystal moje małe słoneczko... - podłoga pod drzwiami zaskrzypiała w proteście, a chwile później otwarły się drzwi.

Nienawidziłam, kiedy mnie tak nazywał, zacisnęłam pięści i mocniej objęłam poduszkę. Ze wszystkich sił starałam się, by mój oddech był równomierny.
Może tym razem Bóg będzie nade mną czuwał i nie pozwoli przejść mi przez to ponownie.
Hugo postawił jeszcze kilka kroków w głąb pokoju i zatrzymał się nad łóżkiem, w którym leżałam.

- Wiem, że nie śpisz. - Opadł na kolana i łapiąc za pościel odkrył moje ciało. - Chodź moje małe kochanie, dziś po raz pierwszy możesz spędzić noc w ramionach tatusia.

Otwarłam oczy i spojrzałam wprost na niego, mimo tego, iż nie mógł tego dostrzec w pochłoniętym przez ciemność pokoju. Powtarzałam sobie w myślach, że dam radę, mogę przez to przejść, ponieważ na końcu tego koszmaru czekała na mnie upragniona wolność. Przytuliłam mój skarb mocniej go siebie, gdy Hugo podniósł mnie na ręce i ruszył wolnym krokiem do drzwi, a później w kierunku sypialni, w której spędził ostatnie pięć lat z moją matką.
Posadził mnie na brzegu łóżka, a ja szybko schowałam dłoń pod udo. Kiedy zapalił małą lampkę stojącą na krześle obok łóżka, pokój zalało żółtawe światło, a wtedy nasze spojrzenia się spotkały. Jego potargane włosy sterczały we wszystkie strony, a zapadnięte oczy błyszczały chorą ekscytacją. Powędrowałam spojrzeniem po pomieszczeniu nie widząc żadnej rzeczy, która by przypominała o mamie. Wszystko zostało uprzątnięte i wywalone, zupełnie jakby nigdy nie istniała.

- Cicho skarbie... - Złapał mnie w ramiona, gdy po policzkach pociekły mi łzy. -Musimy być teraz razem. Chcesz bym był szczęśliwy prawda? - szybko skinęłam głową w zgodzie, choć miałam ochotę wrzeszczeć, by przestał mnie dotykać.
Wtedy jego dłonie przeniosły się na moje barki masując je lekko. Jego oddech stał się cięższy i urywany, szybkim ruchem położył mnie na plecach i przygniótł swoim ciężkim ciałem. Zacisnęłam powieki powtarzając sobie, bym była cierpliwa, Hugo całował moją szyję, dekolt i piersi zupełnie nie przejmując się tym, że milczę. Uklęknął przy łóżku i złapał za moje szorty, to był dla mnie znak.

Szybko, tak jak pokazywał mi Lolo, wyjęłam zza pleców pistolet i skierowałam go wprost na Hugo. Jego oczy rozszerzyły się, a spojrzenie zatrzymało się na broni. Próbował się poruszyć, lecz nim byłam skłonna się rozmyśli, nadusiłam na spust i niemal krzyknęłam, gdy do moich uszu dotarł głośny huk, a bezwładne ciało opadło obok mnie. Zerwałam się z łóżka w obawie, że spudłowałam i oddałam kolejne dwa strzały w jego głowę. Nieruchome ciało opierało się o łóżko, a klatka piersiowa była nieruchoma.

Nie żył.

- O Boże... - czując narastającą we mnie panikę, szybko wybiegłam z sypialni i potykając się w korytarzu, uderzyłam kolanami o ziemię. Tam opróżniłam swój żołądek i próbowałam uspokoić oddech. Dłonie mi drżały, a do oczu napłynęły łzy.
Zabiłam człowieka! Jezu... Zabiłam człowieka!

Kiedy znów mogłam złapać oddech, otarłam mokre policzki zganiłam się w myślach za marnowanie czasu. Powinno mnie tu dawno nie być. Ktoś mógł usłyszeć strzały i wezwać policję. Prędko ruszyłam do swojego pokoju, zabrałam spakowany wcześniej mały plecak z ubraniami i żywnością. Zabezpieczyłam pistolet, schowałam go do tylnej kieszeni spodni i uciekłam w noc, nie oglądając się za siebie.

Od tego czasu minęły cztery tygodnie. Nie miałam żadnej rodziny, do której mogłabym pojechać. Nikt też w obcym mieście nie chciał przyjąć do pracy bezdomnej czternastolatki. Dlatego siedziałam już trzecia noc pomiędzy śmietnikami jednego z podejrzanych klubów, bo doskonale wiedziałam, że nikt się tutaj nie zapuścić.
Deszcz nieprzerwanie padał, pozwalając by od czasu do czasu niebo przeszła błyskawica, aż do moich uszu dotarł dziwny dźwięk. Nie byłam pewna, lecz można było stwierdzić, że ktoś łkał. Spięłam się na ten dźwięk. Dla mnie zawsze oznaczał kłopoty. A obiecałam sobie trzymać się od nich z daleka.

- To nie tak!
Na te słowa ostrożnie wychyliłam się zza zielonego kontenera, by zobaczyć, że nie dalej niż parę metrów od miejsca, w którym się skryłam stała grupka mężczyzn. Właściwie, to jeden z nich klęczał na ziemi przed innym, ubranym w czerń. Musiał być jakaś ważną szychą, ponieważ po każdej jego stronie stało dwóch wielkich i umięśnionych ochroniarzy, a jeden z nich trzymał dla swojego szefa parasol.

- Wiem, co widziałem Tyler. - Głos szychy był podszyty gniewem. Brzmiał na starszego mężczyznę, ale kim był? - Sprzedałeś mu informacje, ale na moje szczęście podejrzewałem cię wcześniej i przekazałem ci bzdury.

Pomimo ciemności doskonale widziałam, jak sięgnął po coś do wnętrza swojego czarnego prochowca i wtedy zdałam sobie sprawę, czego jestem świadkiem. Srebrny pistolet tkwił przełożony go głowy klęczącego, a sekundę później opadł on wprost w zabierającą się za nim kałuże. Pisnęłam cicho, przylegając plecami do ściany i zasłaniając ręką usta. Starałam się zmusić ciało do pozostania w miejscu. Serce galopowało mi w piersi, a wszystkie mięśnie drżały z przerażenia.
Zszokowana tym, co właśnie zaszło, zacisnęłam powieki i zagryzając wargę modliłam się, by jak najszybciej odeszli. Broń ponownie została przeładowana, a w ciszy rozległ się głos.

- Co z ciałem?

- Zostaw. Będzie przestrogą dla innych. - dźwięk odpalanej zapalniczki oznajmił mi, że nie opuszczą tego miejsca zbyt szybko. - Wyciągnij jeszcze tą dziewczynę zza śmietnika i wsadź do bagażnika. Zajmę się nią później.
Zanim się zorientowałam, że to o mnie mówił, ktoś gwałtownie przewrócił jeden z kubłów, a moim oczom ukazał się łysy mężczyzna.

- Nic nie widziałam - wyszeptałam, wpatrując się w jego twarz skalaną wielką blizną.

- Nawet jeżeli widziałaś, to i tak nikomu o tym nie powiesz, bo trupy nie mówią.

Wrzasnęłam, gdy złapał mnie za bluzę. Zakrył ręką moje usta, uniemożliwiając tym samym wezwanie kogokolwiek, po czym podniósł mnie w górę, jakbym była szmacianą lalką i zaniósł do bagażnika. Choć szarpałam się i szamotałam by odzyskać wolność, ostatnie co pamiętam, to rozdrażnienie na jego twarzy i zbliżająca się w moją stronę pięść.

***

Dodajemy do polecanych/ulubionych i czytanych 😈 a w prezencie chce komentarze 😈😉

PS. Jelena pojawi się jutro, sprawdzając rozdział okazało się, że nie wkleiło mi najważniejszej części rozdziału...

Miłość socjopaty. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz