-Och, Luke.... – dziewczyna, której imię zdążyłem już zapomnieć, westchnęła mi prosto do ucha. Korzystając z okazji, że całuje moją szyję i nie widzi mojej twarzy przewróciłem oczami. Ręką podparłem się drzwi od męskiej toalety, gdzie aktualnie się znajdowaliśmy. Blondynka podwinęła moją koszulką dotykając mojego torsu. Zadrżałem, ale nie przez jej dotyk, a przez temperaturę panującą w naszej szkole. Rany, mogliby czasem odkręcać te kaloryfery, szczególnie w zimę. Dziewczyna zbliżyła się niebezpiecznie blisko mojego przyrodzenia więc, żeby tego uniknąć przyciągnąłem ją do ponownego pocałunku. Ta westchnęła i rozanielona, a może rozpalona, wplotła palce w moje włosy. Kiedy ja ukradkiem spojrzałem na zegarek na moim nadgarstku, ta padła przede mną na kolana, dobierając się do mojego paska i oblizując usta.-Och kurwa... - wyszeptałem. Dziewczyna na pewno myślała, że wyrażam właśnie swój zachwyt, kiedy tak naprawdę było to moje przerażenie. Blondynka kompletnie mnie nie podniecała, tak jak wszystkie inne dziewczyny na tej planecie, ale musiałem jakoś grać. Sławy nie zdobywa się za darmo. W myślach odmówiłem modlitwę, kiedy blondynka próbowała uporać się z moimi spodniami. Boże, błagam Cię, przecież ja nie jestem aż tak złym człowiekiem....
Dziewczyna aż podskoczyła do góry, kiedy zadzwonił szkolny dzwonek. Jednak Bóg istnieje...
Szybko przygarnąłem do siebie blondynkę i złożyłem krótki pocałunek na jej wargach.
-Leć na lekcje, bo się spóźnisz. Ja muszę się uporać z moim problem – uśmiechnąłem się, trzymając dłoń na jej policzku, żeby ta nie spojrzała w dół i nie zobaczyła, że tak naprawdę mój penis nie zareagował na nią nawet odrobinę. Blondynka uśmiechnęła się promiennie i wygładzając spódnicę od munduru wyszła z kabiny.
-Tylko nie chwal się za bardzo koleżankom! – krzyknąłem za nią, a ta zawtórowała mi perlistym śmiechem. Kiedy drzwi zamknęły się za nią z hukiem, odetchnąłem i zapiąłem pasek od spodni. Nie śpieszyło mi się zbytnio na lekcje, szczególnie, że była to królowa nauk, zwana też matmą.
Wyszedłem z kabiny podnosząc mój plecak i rozwaliłem się na parapecie. Przez chwilę musiałem przeszukać kieszenie mojej kurtki kapitana z wyszytym na niej moim nazwiskiem, a już po chwili z triumfem wyjmowałem papierosa. Co jak co, ale ta paczka, którą swoją drogą dostałem od mojego brata, była naprawdę kosztowna. Chłopaki obrzucali mnie wczoraj tęsknym i zazdrosnym spojrzeniem jak tylko wyjąłem je z kieszeni i oznajmiłem, że są tylko dla mnie. W tych czasach nie ma zbytniego luksusu, a to jedyna przyjemność na jaką ja mogę sobie w życiu pozwolić.
Zaciągnąłem się papierosem i raz jeszcze spojrzałem na sponiewierany zegarek. Poniedziałek, godzina 11:23, 24 listopada 1983 roku. Zostało mi niewiele czasu do przerwy świątecznej i końca semestru, a moje oceny nie były najlepsze. Trudno, rola kapitana w szkolnej drużynie futbolowej była znacznie ważniejsza niż jakieś tam numerki w dzienniku.
Drzwi od łazienki otworzyły się, a ja z prędkością światła ukryłem papierosa za plecakiem, przerażony, że to nauczyciel lub jeszcze gorzej, dyrektor, wchodził właśnie do łazienki. Odetchnąłem z ulgą, kiedy zauważyłem dobrze znaną mi, czarną łepetynę mojego najlepszego kumpla, Caluma.
-A ty co? Nie na matmie? – spytałem, znów zabierając się za dokarmiania mojego raka płuc. Chłopak usiadł obok mnie i zaciągnął się dymem, który wypuściłem z ust. Jemu skończyła się zarówna kasa jak i papierosy, więc to było jedyne na co było go teraz stać.
-Powiedziałem, że idę do kibla i jak widać nie skłamałem. Ta nauczycielka tak ględzi, że wysiedzieć się nie da. Nic nie czaję – Calum pokręcił głową i podciągnął kolana do piersi, aby tylko oprzeć na czymś zmęczoną głowę – Słyszałem, że piękna dziewczyna z kółka teatralnego towarzyszyła ci dzisiaj na przerwie.
CZYTASZ
Forbidden Fruit / Muke
RomanceRok 1983, California, Stany Zjednoczone. Michael pochodzi z bardzo religijnej rodziny. Luke jest kapitanem szkolnej drużyny futbolowej, który za wszelką cenę musi utrzymać swoją reputację. Pod wpływem szantażu, Luke pomaga Michaelowi poprawić ocenę...