Rozdział 25

358 44 6
                                    


Boże narodzenie, moje ulubione święto. Wielkanoc była nudna, Halloween dla dzieci, a święto dziękczynienia.. cóż, wtedy spotykaliśmy się całą rodziną i musieliśmy udawać, że kochamy się ponad życie. W Wigilię mogę chociaż coś za to dostać, a mianowicie prezenty, no i mogę się najeść.

W jednym uchu miałem słuchawkę od mojego walkmana, natomiast drugim słuchałem przejętej mamy, która chodziła po sklepie panikując, że nie zdąży ze wszystkim na czas.

-Spokojnie – westchnąłem, podając jej jakąś puszkę, którą prawie zrzuciła z półki – Przecież nikt i tak do nas nie przychodzi.

-Nigdy nic nie wiadomo. Możesz mi jeszcze przynieść bitą śmietaną? Na deser możemy zjeść lody, a bita śmietana może do nich pasować. 

Pokiwałem głową i skierowałem się na dział z produktami do ozdabiania ciast. Uśmiechnąłem się z satysfakcją, kiedy zauważyłem upragniony przez mamę produkt, jednak zmarszczyłem brwi, kiedy zdałem sobie sprawę, że bita śmietana stoi na najwyższej półce, a ja jestem za niski, żeby po nią sięgnąć. Spróbowałem podskoczyć, jednak moje palce ledwo musnęły produkt.

Za plecami usłyszałem dobrze znany mi śmiech, a po chwili poczułem jedną ręką oplatającą się wokół mojej talii, natomiast druga ręka spokojnie sięgnęła po bitą śmietanę. Odwróciłem się, aby zobaczyć Luke'a Hemmingsa we własnej osobie, który właśnie podawał mi upragniony produkt.

-Dziękuję – uśmiechnąłem się do chłopaka, a ten skinieniem głowy wskazał na trzymaną przeze mnie puszkę.

-A to co? Na nasze kolejne spotkanie? Nie wiedziałem, że jesteś aż tak niegrzeczny – szepnął Luke, przez co zaczerwieniłem się i wolną ręką zdzieliłem go przez głowę. Blondyn wybuchł śmiechem i w geście poddanie się, podniósł do góry ręce. 

-Nie! – pisnąłem nadal pokryty szkarłatem – Jestem z mamą na zakupach, kupujemy produkty na święta, będziemy jeść lody i po prostu...

-Och, Michael! Jak miło cię znowu widzieć – Liz, mama Luke'a, weszła do alejki, w której do tej pory znajdowałem się sam na sam z niebieskookim blondynem. Wybełkotałem grzecznościowe przywitanie, po czym rozejrzałem się na boki szukając własnej rodzicielki- Jesteś tutaj z mamą? Może wpadniecie dzisiaj do nas na Wigilię? Ben i Jack niestety nie mogą przyjechać i będzie nam trochę smutno tak we trzech.

-Myślę, że to nie będzie problem. Muszę tylko znaleźć mamę i...

-Mikey czy.. och cześć Liz, nie wiedziałam, że też robisz dzisiaj zakupy – o wilku mowa. Karen weszła do alejki, witając się z przyjaciółką poprzez pocałunek w policzek oraz przytulenie.

-Właśnie o tobie rozmawialiśmy. Wpadniesz dzisiaj do nas z rodziną na Wigilię? Wiem, że spędzacie ją sami i my też, bo moi synowie nie dadzą rady przyjechać. To co, dzisiaj o 18?

- Z przyjemnością – moja mama uśmiechnęła się do Liz, po czym wyjęła mi z rąk puszkę z bitą śmietaną – Michael, proszę cię, znajdź jeszcze jakieś mleko i jajka.

-Mogę iść z tobą... – zaczął Luke, jednak jego mama już ciągnęła go na drugi koniec alejki.

-Nie, Luke. Ty idziesz ze mną. Kupimy jakieś mięso, a ty ponosisz mi siatki. Do zobaczenia Karen! – Liz wyciągnęła chłopaka z naszej sekcji sklepu, przez co ten odwrócił głowę, posyłając mi wołające o pomoc spojrzenie. Parsknąłem śmiechem i kręcąc głową poszedłem znaleźć mamie kolejne produkty.



-Wesołych świąt!

Moja mama promieniała, kiedy otworzyła drzwi przed Michaelem oraz jego rodzicami. Nigdy nie widziałem, żeby starała się tak podczas przygotowywania potraw. Wiedziałem też, że działa to na nią uspokajająco, wreszcie mogła skupić się na czymś innym niż mężu alkoholiku.

Forbidden Fruit / MukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz