Rozdział 18

300 44 19
                                    


-No, no.. patrzcie kogo my tu mamy!

Odważnie wszedłem do męskiej szatni. Chłopaki z drużyny zatrzymali się, kiedy stanąłem na środku, zakładając ręce na piersi. Ten sam chłopak, który ostatnim razem groził mi i „proponował" odejście z drużyny, wystąpił naprzód.

-Odchodzę z drużyny.

Kolega z byłej już drużyny futbolowej, zaśmiał się czym zawtórowała mu reszta chłopaków. Uniosłem brwi do góry. Zachowując powagę wpatrywałem się w każdego z osobna. Chłopak, który miał na tyle odwagi, żeby ostatnio mnie szantażować przy innych, zauważył mój jakże poważny wyraz twarzy i od razu zmienił swoją mimikę, po czym odchrząknął znacząco.

-A co cię do tego skłoniło? Moje słowa?

-Nie – zaprzeczyłem zgodnie z prawdą, po czym odwiesiłem swoją kurtkę kapitana na najbliższy wieszak szatni- Przemyślałem parę spraw i wreszcie sobie coś uświadomiłem. Możecie wybrać kogo tylko chcecie. Nie chcę już w ogóle z wami grać. I tak nie interesuję mnie to aż tak bardzo jak kiedyś. Mam jednakże dwie zasady.

-Słuchamy – chłopak szeroko rozparł ramiona, wskazując na innych, którzy uważnie patrzyli na scenę rozgrywającą się przed nimi.

-Któryś z was musi wziąć Arzaylea... ona była moją dziewczyną, ale to tylko po to by nie psuć mi reputacji, a teraz kiedy już nie jestem waszym kapitanem ona potrzebuje kogoś kto może mnie zastąpić. Arzaylea potrzebuje tylko kogoś kto zapewni jej popularność w szkole. Aha, no i nie możecie nikomu powiedzieć o waszej teorii na temat mojej orientacji, przypominam, że ja też mam na was trochę rzeczy. Zdjęcia, filmiki z imprez...

-Dobrze, dobrze – inny chłopak z szatni odezwał się, przerywając mi w pół zdania. Skrzywiłem się na jego chamskość.

-Czyli przyjmujecie warunki?

Odpowiedziały mi kiwnięcia głowami, na co uśmiechnąłem się z triumfem. Wszystko szło zgodnie z planem.

-No to teraz.. kto zaopiekuje się moją byłą dziewczyną?

Z zaskoczeniem patrzyłem na las rąk przede mną. No nieźle....





-Michael, czy możemy pogadać?

Uniosłem głowę, słysząc dobrze znany mi głos. Nad sobą miałem skruszoną twarz niebieskookiego blondyna. Szybko opuściłem głowę, wzrokiem wracając do zeszytu z pracą domową. Aktualnie robiłem zadania z matematyki chcąc jakoś zabić czas na przerwie. Ashtona nie było dzisiaj w szkole. Podobno źle się czuł, a ja nie chciałem wypytywać go o to co się stało.

Niezmiernie pomógł mi z napisaniem piosenki na konkurs talentów, który swoją drogą miał się odbyć jutro, i chciałem się mu odwdzięczyć poprzez danie mu trochę spokoju i czasu na wytchnienie, czego wiedziałem, że potrzebował. Dlatego też nie wnikałem w jego życie prywatne.

-Jestem zajęty – burknąłem, przepisując raz po raz ten sam przykład, nie będąc w stanie skupić się na czymkolwiek innym niż obecność Luke'a.

-Ale to jest bardzo ważne.. j-ja chciałem cię przeprosić.

-Przeprosić? – uniosłem do góry brwi, tym razem patrząc prosto w te niebieskie tęczówki. W myślach przekląłem się za to, bo natychmiast przestałem racjonalnie myśleć. Luke patrzył mi prosto w oczy, a ja nie mogłem oderwać od niego wzroku, jakby ten zahipnotyzował mnie – Ty mi złamałeś serce i chcesz mnie teraz przepraszać?

Prychnąłem zamykając książki, po czym szybko zapakowałem je do mojego czarnego plecaka i otrzepując spodnie z kurzu, wstałem z podłogi. Miałem jeszcze mnóstwo czasu do końca przerwy, ale na pewno nie zamierzałem spędzić tej chwili wolności zalany łzami, kiedy Luke wciskałby mi masę bzdur.

Forbidden Fruit / MukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz