Dzień dziewiąty/dziesiąty

2.2K 163 174
                                    



Kiedy jest wepchnięty niedelikatnie przez  strażnika do celi prosto na podłogę to prycha i się gwałtownie obraca uderzając pięściami w kraty.

– Pieprz się kretynie! Nie miałeś prawa! – klnie i wie, że jest już trochę zjarany. Po popołudniowej rozmowie z Nickiem i kłótni która z tego wynikła chciał jeszcze więcej i Matthew mu to dał z pobłażliwym uśmiechem. Nie żałował na niego swoje działki i przez to, też w jakiś sposób poczuł się doceniony. Jednak w końcu jego niedoświadczenie bardzo dobrze się ukazało podczas siedzenia na zewnątrz kiedy zaczął nienaturalnie się zachowywać. Poczuł potrzebę biegania po boisku od kosza, bycia nieprzyzwoicie nachalnym i nawet próby wspinania się po cierniowym płocie. Uderzył też z dwóch więźniów i chyba ośmielił się spoliczkować strażnika, a Matthew nawet do niego nie podchodził sam prawie obrywając.
Wszyscy mieli z niego ubaw i początkowa chęć pozostania niezauważonym chyba już jest dla niego nieosiągalna.

Teraz sam czuł jak pulsuje mu miejsce pod okiem, a z wargi sączy się metaliczny płyn, ale był tak podniecony walką i wolnością, że myślał o wszystkim innym. Tak mu było żal, że Nick nie rozumiał jego zachowania i zamiast go  wspierać nakrzyczał na niego, że raz zdażyło mu się coś wziąć chociaż wcześniej obaj to robili. Nagle zaczął mu niańkować i rzucać argumentami, że jego matka będzie zła. To nie był jego największy problem. On był w więzieniu do cholery. Z marną szansą na wyjście w najbliższym czasie.

Teraz wciąż walił pięściami w metalowe pręty i czuł się jak bóg nie czując bólu tylko złość i to że może wszystko. Nie obchodziło go, że jego knykcie pewnie również krwawią i będzie później cierpieć.

Strażnik miał go gdzieś i sobie poszedł wiedząc, że jest zjarany, ale on nadal się darł, że ten nie ma prawa go zamykać w tej klatce. Kiedy w końcu ochłonął leżąc na ziemi z wyprostowanymi nogami i opuszczonymi ramionami, wypowiadając przekleństwa obrócił głowę w bok i tam zobaczył swojego współlokatora który patrzał na niego z niechęcią. W pierwszym odruchu sapnął zaskoczony bo mężczyzna był bez górnej części garderoby tylko w piżamowych spodniach, a jego twarz była nieprzyjemna i pewnie rozdrażniona jego krzykami.
Wiec wrócił. Przysłali go z powrotem do niego. Powinien bać się i uciekać jak najszybciej się kamuflując jednak był naćpanym idiotą.

Mimo tego jego zjarany umysł kazał mu się uśmiechnąć i chyba zrobił to całkiem uroczo szepcząc „Cześć" Dopiero po paru sekundach potrząsnął głowa i przeszedł go lodowaty dreszcz bo przecież ten zabójca patrzy na niego nieprzychylnie i lodowato i zaraz mu jeszcze coś zrobi za to odważne i nieodpowiednie zachowanie.

– Radzę się zamknąć i zanieść ten chuderlawy tyłek na swoje miejsce Styles póki masz jeszcze okazje.

– Zabijesz mnie? – pyta przesłodzenie chcąc wstać ale się chwieje wiec żeby się ruszyć wlecze się na kolanach podpierając rękami o podłogę. Wie, że to wygada żałośnie i to, że zbliża się do mordercy jest cholernie nietaktowne. Mężczyzna świdruje go wzrokiem i ma zaciśnięte pieści. U niego też zauważa na ciele kilka różowiejących już siniaków oraz ślady pobicia, za pewne jakimś prętem. Zapewne tam gdzie był też nie był zbyt grzeczny. Nie słyszy odpowiedzi wiec dalej na kolanach idzie w stronę swojego współwięźnia. – Nie jestem chuderlawy – mówi głupio się uśmiechając kiedy dzieli ich niecały metr. – Mam wszystko gdzie trzeba

Wyglada pewnie jak kupa nieszczęścia, z przylepionymi do czoła kosmykami, jest spocony od zioła, oraz tej energii która go rozpierała. Jego twarz jest zmasakrowana, a ładne ciało ukryte w kombinezonie. Nie może być atrakcyjny. Ale mimo to wyciąga przed siebie obkrwawione ręce i kładzie je na pościeli szatyna chcąc pokazać jakieś poddanie, że nie zamierza nic złego i niech nie robi mu krzywdy. Ten cały czas obejmuje go wzorkiem z tym samym kamiennym wyrazem twarzy i nie oponuje kiedy znów rusza by kucnąć tuż przy łóżku Tomlinsona. Kiedy ręka Harry'ego przesuwa się po pościeli więźnia ten łapie boleśnie za jego nadgarstek i go wykręca, a on jęczy i się lekko osuwa – Proszę – szepcze błagalnie by przestał, a szatyn po chwili przestaje patrząc na niego tak samo i bez emocji.

• Fake love' •  larryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz