Dzień trzydziesty pierwszy/drugi ^

1.6K 122 106
                                    


PRZEPRASZAM WSZYSTKICH ZA TAK DŁUGI CZAS OCZEKIWANIA NA ROZDZIAŁ. PO PROSTU JAKOŚ NIE MAM WENY.

Słów: 3451

Pięć lat wcześniej. To był jego trzeci czy czwarty dzień na stażu. Pierwszego mógł powierzchownie obejrzeć mapę budynku i został oprowadzony po biurach i zapoznany z nowymi szefami, wyposażeniem i częścią pracowniczą. Drugiego natomiast miał szanse na żywo obejrzeć wszystko prócz wnętrza cel z obstawą. W późniejszych dniach mieli dostać nowego skazańca, a on miał przy tym być i obejrzeć cały proces. Czuł ekscytacje z tego, że będzie mógł zobaczyć prawdziwego przestępcę z bliska i obejrzeć część z rozbieraniem go, odebraniem jego rzeczy osobistych, skuwaniem, i zamykania w celi. Tym bardziej, że nosił miano bardzo groźnego i seryjnego mordercy który zabił nie tyle swoje siostry ale też wiele innych osób i kobiet i mężczyzn. Nie miał do czynienia jeszcze z kimś takim ponieważ był młody i zazwyczaj oglądał na komisariacie przesłuchania niezbyt dobrych oszustów czy pijaków którzy zakłócają spokój na spokojnych osiedlach. Nigdy tak poważnych bandytów i na dodatek od chwili ich zamykania w celi.

Okazało się, że ich osobą będącą seryjnym mordercą jest niezbyt wysoki szatyn, jeszcze młody chłopak który tak na prawdę wyglądał dosyć pokornie i na pewno nie tak groźnie jak napisane miał w papierach. Co prawda nie był jakoś szczególnie mizerny jeśli chodzi o budowę, ale był młody, cichy i nie wyglądał na takiego który miałby zamiar się na nich rzucić i wszystkich powybijać jak kaczki.
Strażnicy klepali go jako młodzika i stażystę po ramieniu i przechwalali się, że maja w więzieniu niejednego seryjnego zabójcę i on młodziak ma szczęście, żeby zobaczyć jak się nim zajmują bo są w tym wprawieni.
Nazywali go chuchrem ponieważ nie przypomniał wyglądem prawdziwego bandziora wyjętego niczym z zielonej mili. Byli bardzo pewni siebie.
Kiedy rozbierali go do naga wyjmując wszystkie osobiste rzeczy bardzo dobrze się bawili. Popychali go na wszystkie strony, wyśmiewali, wyzywali, podarli nawet na strzępy fotografie dwóch młodych kobiet którą trzymał w kieszonce na piersi i w skrócie traktowali jak śmiecia. Czuli się nietykalni i w pełni panujący nad sytuacją. W końcu było ich czterech, a ten młody zabójca nie mógł im przecież podskoczyć bo był w kajdankach.
On oczywiście tylko patrzał nie mogąc uwierzyć, że taki groźny przestępca jest tak traktowany. Było to dla niego nie do pojęcia ponieważ myślał, że strażnicy nie chcą sobie grabić u morderców i robią tylko to co do nich należy postępując zgodnie z procedurami bezpieczeństwa. Zachowują się przyzwoicie resocjalizując morderce. A tymczasem oni krzyczeli na niego, że jest tchórzem i pazerną szmatą za to, że zabijał kobiety i na dodatek psycholem bo zrobił to nawet własnej rodzinie.
W końcu jak byli już w celi przydzielonej dla owego mordercy zaczęli mu pluć prosto w twarz. Nadal pamięta te słowa strażników, że się nim brzydzą i że teraz go wychowają jak im się podoba. Że będzie tańczył i skakał na ich zawołanie, i dopilnują, żeby źle mu się żyło i żeby inni skazańcy wzięli go sobie do zabawy.
Obserwował twarz więźnia który wciąż był skupiony i poważny oraz nie reagował na zaczepki i poniżanie. Stał godnie mimo, że dostawał obelgami był bity, popychany i opluwany.
Wszystko działo się do czasu. Byli w zamkniętej celi gdzie strażnicy upokarzali morderce. Jednym razem jeden ze strażników leżał. Stało się to niewiarygodnie szybko. Nawet on cały czas obserwując więźnia nie był wstanie zarejestrować jak to wszystko się zaczęło.Tak. Niewiadomo jak i skąd strażnik stojący najbliżej mordercy dostał nożem prosto w bok i już po chwili padł próbując powstrzymać krwotok. Przecież więzień był przeszukany i dogłębnie sprawdzony. To nie mieściło się w głowie. Strażnik na ziemi jęczał jak świnia, a nie pełen godności dręczyciel.
On sam mrugał z niedowierzania na początku myśląc, że to wszystko jest ustawione i to jakiś nieśmieszny żart. Że chcą go sprawdzić i to jakaś zabawa.
Morderca obrócił się i wbił nóż w kolejnego strażnika który chyba wciąż był w szoku i amoku, że jego poprzednik leży na ziemi i się wykrwawia. Pozostałych dwóch ogarniając, że na prawdę więzień rzuca się na nich z nożem próbowali go powstrzymać. Ale to było śmieszne i zupełnie nieporadne. Tomlinson nawet nie miał już na dłoniach kajdanek. A oni nie mieli żadnej broni jedynie pałki które już po chwili wyrwał im w szaleńczym amoku więzień odrzucając je na ziemie. Nie było drogi ucieczki. Żeby otworzyć kraty i stalową ścianę trzeba było wpisać specjalny szyfr, a oni nie mieli na to czasu mimo, że morderca był jeden a ich razem z nim pięciu. Więzień po kolei wbijał w nich wszystkich ten sam nóż pozbawiając ich życia jakby to tego przywykł i cięcia nie sprawiły mu trudności, a tamci jakby przestali umieć się bronić mimo wyszkolenia jeden po drugim padali na ziemie. On sam stał przy ścianie głośno oddychając. Jego klatka poruszała się nie spokojnie. Był pewien, że zaraz zginie z rąk rozwścieczonego mordercy który zadźgał już czterech pozostałych strażników. Jeszcze chwile temu wszyscy się śmieli i rzucali wyzwiskami na morderce który teraz ich zadźgał nożem. To było nie do pojęcia.
Jak morderca skończył spojrzał na niego. On stał przy ścianie niespokojnie i ze strachem. Zginąć z rąk mordercy nawet kiedy jeszcze nie zaczął oficjalnie tu pracować. Jego życie było śmieszne.
Jeszcze śmieszniejsze było to, że morderca tuż po tym zaczął obracać w ręce swój nóż i położył się na dolnym posłaniu. Jak gdyby nigdy nic się na niego patrzył zadomowiając się w swoim nowym lokum. Wciąż miał poważną skupioną twarz. Jakby nic się nie stało. Na prawdę.
On jeszcze kilka minut stał bez ruchu nie mogąc uwierzyć, że morderca zostawił go w spokoju. Cztery zakrwawione ciała leżały na ziemi. Na pewno tamci już nie żyli. Nie słyszał już ich oddechu ani jęków bólu. Powoli pod bacznym wzrokiem mordercy wyjął ze spodni pagera.
– Poproszę o wsparcie. Czterech rannych w celi 311. – mówił z drgającym głosem. Więzień wciąż trzymał swój nóż i leżał na materacu nie reagując na jego słowa. Jakby go tu nie było. Jakby mu odpuścił. Powoli podchodzi do strażników sprawdzając im puls ale tak jak myślał nic z tego. Wszyscy leżeli w kałuży krwi i nie wyczuwał od nich tętna.
Wtedy zrozumiał czemu wciąż żyje.
I jest tam do teraz, a tę historię znają nie liczni.

• Fake love' •  larryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz