Część 1

960 62 48
                                    




-Nareszcie koniec, już myślałem, że ten semestr nigdy się nie skończy- Andreas wychodził z budynku uniwersytetu po odebraniu wyników egzaminów. Wszystkie zdał koncertowo.

-Oj tak, tu ci przyjacielu przyznam rację. Ten semestr to była jakaś porażka- przytaknął jego współlokator, Anglik z krwi i kości o imieniu Louis- Wiem, że już o to pytałem, ale wyjeżdżasz gdzieś?

-Nie- odpowiedział od razu Andreas. Nie chciał nigdzie wyjeżdżać.

-Nie odwiedziłeś mamy przez te trzy lata ani razu. Może najwyższa pora to zmienić? Na pewno by się ucieszyła- próbował go przekonać do swojego zdania.

-Wystarczy, że ona mnie odwiedza. Była u nas przecież miesiąc temu.

-Słuchaj, nie mam pojęcia dlaczego tak bardzo unikasz wyjazdu stąd. Przecież twój ojciec już nie mieszka z twoją mamą, więc miałbyś spokój. Nie chcesz spotkać kumpli? Powspominać?

-Broń Boże. Żadnych wspomnień.

Wspomnienia sprzed trzech lat wcale nie potrzebowały powrotu do domu, żeby pojawiać się w głowie Andreasa. Wystarczyło, że po przebudzeniu otworzył oczy i pierwszą rzeczą, którą widział była bransoletka z kotwicą, która wisiała na lampce przy jego łóżku. Nie potrafił się z nią rozstać.

Przez cały czas jego studiów nie było dnia, żeby nie pomyślał o Stephanie. Zdarzało mu się łapać na tym, że zamiast manekinów w sklepie widział jego i zaczynał sie martwić o swoje zdrowie psychiczne, ale potem zaczęło to ustawać. Co nie znaczy, że jego pamięć z dnia na dzień została wykasowana. Nie została i nadal miał do siebie żal za to, jak się zachował wobec Stephana.

-To co? Może jakaś impreza wieczorem? Wiem, że Johnny i Brian z naszego roku robią dzisiaj domówkę. Może spotkasz tam tego przystojnego bruneta, który ci ostatnio wpadł w oko?

-Liama? Nie, on wyjechał do Hiszpanii z rodzeństwem.

-Chyba dużo rozmawiacie. Zbliżyliście się do siebie, co?

-Powiedzmy. Ale wiesz, to nie będzie nic poważnego.

To było ulubione zdanie Andreasa. W ciągu tych trzech lat padało z jego ust bardzo często, chociaż po różnym czasie od zawarcia znajomości. Najpóźniej ze wszystkich usłyszał do David, jego rodak, który pochodził z Dortmundu. Oczywiście wiedział kim jest Andreas, bo każdy kto miał internet, telewizję albo kupował gazety w okresie kampanii o tym wiedział.

-Znowu spędzisz tutaj całe wakacje sam?- zapytał Louis, kiedy ze swoją walizką wychodził z mieszkania- Może pojedziesz chociaż ze mną? Moja mama oszalałaby ze szczęścia.

-Nie, dzięki. Odwiedzę was, ale wolę tu zostać. Pozdrów ją ode mnie.

-No dobra. To trzymaj się i uważaj na siebie- uścisnął Andreasa i poczochrał mu włosy.

-Ty też. Żadnych dziewczyn, bo ja potem nie będę się za ciebie tłumaczył jak ostatnio.

Andreas ledwie zdążył odejść od okna, gdzie obserwował jak Louis odjeżdża spod ich kamienicy, a już usłyszał dzwonek swojego telefonu.

-Cześć synku! Co u ciebie? Widziałam twoje oceny, które mi wysłałeś. Naprawdę jestem z ciebie bardzo dumna kochanie.

-Dziękuję, wszystko w porządku. A u ciebie? Jak idzie w pracy?

Odkąd rodzice Andreasa się rozwiedli jego mama była jak nowo narodzona. Razem ze swoją siostrą otworzyły biuro architektoniczne i mogły się pochwalić kilkoma naprawdę dużymi osiągnięciami.

-W pracy dobrze. Zajmujemy się teraz projektowaniem hotelu w centrum i mamy urwanie głów.

-No ale w końcu pracujesz w swoim zawodzie.

-Właśnie. Wzięłam sobie przyszły tydzień wolny i liczę, że przyjedziesz. Nie wymigasz się tym razem, bo kilka minut temu wysłałam ci bilet na maila. Pojutrze o 12:30 masz samolot i nie przyjmuję żadnej odmowy. Nie będę swoich urodzin świętować sama.

-Ale mamo...

-Żadnego "ale"! Odbiorę cię z lotniska i nie wypuszczę do nowego semestru. Wszystko ustalone, a teraz przepraszam, ale muszę kończyć, bo mam jeszcze kilka rzeczy do załatwienia dzisiaj. Także do zobaczenia synku i kocham cię!

-Ja ciebie też, mamo.

I na tym skończyła się jego wizja wakacji spędzonych w spokoju przy konsoli i serialach. Jego mama skutecznie zmieniła jego plany i nawet nie potrzebowała do tego jego zgody.

Andreas od razu zaczął zakładać najgorsze scenariusze. Był gotów na to, że kiedy spotka Karla twarzą w twarz to tamten dopiero wtedy zrobi mu awanturę o Stephana. Przygotowywał się również na to, że Richard nie będzie chciał go znać po tym, jak obiecał przyjechać na jego urodziny, ale w końcu tego nie zrobił. Wprawdzie rozmawiali dużo przez telefon i Richie twierdził, że nie jest na niego zły. Jednak rozmowa to nie to samo co spotkanie. I wreszcie w jego głowie pojawiła się jego największa obawa czyli Stephan. Bał się, że go gdzieś spotka, że wpadną na siebie w centrum handlowym, że wyjdzie rano pobiegać i natknie się na niego.

Wyobraził sobie to spotkanie. Czy będą ze sobą rozmawiać? Czy będą udawać, że się nie znają?  Nie wiedział. Jedyne, czego był pewien to to, że będzie miał wtedy dużo większe wyrzuty sumienia niż w tamtej chwili.

Doleciał do Niemiec z godzinnym opóźnieniem. Pogoda nie rozpieszczała i szalała nawałnica. To był pierwszy znak, że nie powinien tam lecieć. Powinien zostać w domu i objadać się czipsami octowymi.

-Nareszcie jesteś! Nawet nie wiesz jak się za tobą stęskniłam- mama nie mogła powstrzymać swoich emocji i wisiała na szyi Andreasa od dwóch minut.

-Ja za tobą też, ale puść mnie proszę, ludzie na nas patrzą.

-No jeszcze tego brakuje, żebym się przejmowała co ludzie powiedzą, kiedy moje dziecko wreszcie do mnie przyjechało.

Jechali do domu, a Andreas z każdym przejechanym kilometrem czuł się coraz bardziej niepewnie. Zupełnie jakby wjeżdżał do obcego kraju, a nie do rodzinnego miasta.

-Jak widzisz dużo się tu zmienia. Elias wprawdzie jest prezydentem Niemiec, ale nie zapomina o swoich stronach. Naprawdę dobrze, że to nie ojciec wygrał.

-A co u niego?

-Bez zmian. Nadal jest w opozycji i podobno chcą go wystawić w kolejnych wyborach, ale przecież po tych wszystkich aferach z jego udziałem nie ma nawet szans na drugą turę. I bardzo dobrze.

-Taaaak, uwielbiam to jaka teraz jesteś szczęśliwa.

-Może i ty będziesz. Wiesz, najwyższa pora. No w końcu jesteśmy. Zaraz wstawię do piekarnika zapiekankę, zrobiłam twoją ulubioną.

Andreas wszedł do swojego starego pokoju. Wszystko wyglądało tak samo, jak wtedy kiedy wyjeżdżał. Nawet ubrania, które w dzień wyjazdu rozrzucił na łóżku.

-Mogłaś mi pościelić łóżko, teraz sam będę to musiał zrobić- uśmiechnął  się do mamy, która zdzieliła go rękawicą kuchenną.

-Jakoś w Londynie sam to robisz, więc i tutaj możesz.

-Sama mnie tu ściągnęłaś, więc teraz nie narzekaj.

-Synku, ja wiem, że w głębi serca chciałeś tu przyjechać, tylko brakowało ci odwagi. A najwyższy czas żebyś zaczął się zachowywać jak dorosły.

-Nie mam pojęcia o co ci chodzi.

-Doskonale wiesz o co. Nie będziesz się więcej krył przed Stephanem.

Super. Właśnie tego w tamtym czasie potrzebował.

Only YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz