»1«

1.4K 91 79
                                    

sometimes we don't want to live anymore

Lampy świeciły już od dobrych czterech godzin, by kierowcy mieli lepszy widok na otaczające ich samochody i przechodniów. Było blisko północy, gdy klaksony aut nagle rozbrzmiały, a dźwięk tłuczonego szkła kilkakrotnie został powielony. Zaledwie sekundy dzieliły wskazówki centralnego zegara na głównym placu w Seoulu, by wybiły północ. Zachód słońca był naprawdę przepiękny, jednak koszmar rozpoczął się wraz z wyjściem cieni.

Pędził. Nie można było inaczej nazwać tego jak prędko jechał samochodem. Maska była zarysowana, a jedno z przednich świateł dyndało na pozrywanych kablach pomiatane wiatrem. Jednak dla niego to nadal było zbyt mało. Widząc główną ulicę prowadzącą na najstarszy i najpowszechniejszy plac w Seoulu, wyjechał centralnie na środek dwupasmówki przyśpieszając. Jego widok nie był do końca przejrzysty i nie było to spowodowane brudnymi szybami.

On płakał.

Zalewał się gorzkimi łzami bezradności. Szukał tak wiele wyjść, jednak wszędzie zamykano mu drzwi. Dlatego widząc ogromną z muru wybudowaną fontannę w samym środku skweru, przestał asekurować stopą pedał hamulca. Jego rozchełstana koszula pozwalała by na klatkę piersiową spadały wielkie grochy łez. Wargi były czerwone od przygryzania, a oczy podpuchnięte od tarcia. On sam wyglądał jak istny huragan i po raz kolejny chciał się nim stać i już na zawsze pozostać huraganem.Huraganem, który niszczyłby każde zło jakie spotkało go w życiu.

Nie radził sobie. Mknął przez coraz to mniej zatłoczone ulice, w tę ciepłą noc. Jego dłonie drżały zaciśnięte na kierownicy. Dla niego była to wieczność, a dla ludzi siedzących przed różnymi lokalami na skwerze, w tę piękną ostatnią noc wakacji wydarzenie zajęło kilka sekund.

Idealnie z wybiciem godziny dwunastej w nocy, chłopak wpadł w poślizg. Jego autem zarzuciło, a on celowo nie łapał za hamulec ręczny. Jedynie zamknął oczy i kwiląc ostatni raz do księżyca pozwolił by drzwiczki sąsiadujące z przednim siedzeniem pasażera obiły się o murowaną krawędź fontanny. Czuł każde uderzenie, a jego wiotkie już ręce same puściły kierownicę. Czekał aż i jego przygniecie metal drzwi, mentalnie przygotował się na ogromny ucisk łamiący mu kości.

Chciał już odejść z tego świata i robił wszystko co mu wpadło do głowy. Nie posiadał granic, a gdy już sądził, że udało mu się, poczuł nagłe szarpnięcie odchodzące z lewego boku. Nie chciał otwierać oczu ponieważ myślał, że nadeszła jego chwila. Dlatego westchnął ostatni raz czując otaczający go zapach rozlanej benzyny, czekając na śmierć.

Śmierć, która nie nadeszła. Ponieważ ona nigdy nie nadchodzi, gdy Taeyong tego chce.

Z początku nie słyszał głosów i zbierających się wokół niego ludzi. Nie widział tych czerwonych płomieni ognia wokół auta i tłumów wybiegających z restauracji na ratunek. Nie zauważyłby także jednego wysokiego nastolatka, który jako pierwszy ruszył na pomoc kierowcy. On również nie sądził iż zza rozbitej przedniej szyby wyciągnie jedynie trochę zakrwawionego chłopaka.

Taeyong został zabrany z miejsca wydarzeń i dzięki nieznajomemu położony na cienkiej ceracie na środku chodnika. Chłopak nie otwierając oczu jednak był świadomy, jak jego kończyny są przekładane z miejsca na miejsce najpewniej oglądane, a krew lecąca z czoła zawraca popchnięta chusteczką w inną stronę. Czuł, że żyje i niestety to najbardziej go zasmuciło. Do takiego poziomu cierpiał iż nagle drgnął, a gwar pochylających się nad nim osób ucichł.

Nastolatek drgnął chcąc wstać, jednak siła uderzenia poskutkowała iż stał się bardziej obolały. Taeyong pragnął uciec i znowu rozbić się o fontannę. Miał zamiar wstać i bez otwierania oczu uderzyć swoim czołem o beton. Czuł się źle, poczucie winy zżerało go od środka. Dlatego przez przymknięte powieki poleciały mu łzy i gdy silne ramiona podniosły nastolatka od wyrwał się nagle.

Chwiejnie odrzucił nieznajome mu ciało, a gdy otworzył te sarnie ślepia spotkał się z mnóstwem nieznajomych mu par oczu. Spojrzenia jedne te smutne inne przestraszone stanem do jakiego doprowadził się chłopak, odbijały się na nim, a raczej w środku krwawiącego serca. Dlatego niekontrolowanie upadł, rozbijając sobie kolana o wystające płyty chodnikowe. I nie obchodziły go już krzyki innych, piski kobiet i szepty mężczyzn.

Taeyong po prostu wypiął pierś do nieba i zaczął krzyczeć. Krzyczeć przeraźliwie głośno, a w jego gardle jak zwykle utknął cały ból jaki kumulował w sobie. Jego ramiona drżały, a chłopak na nowo zaczął szlochać. Był bezradny, chciał umrzeć, jednak każdy był przeciwny tej myśli.

- Kurwa! - ryknął ponownie i zanim ktokolwiek zdążył go skontrolować, powoli wiotczejącym już ciałem uderzył pięściami o płyty chodnikowe.

Zbijając sobie kostki i zdzierając skórę pochylił się ponownie i chcąc jeszcze raz wykonać zamach tyle, że głową znienacka jego ciało owinęły gorące ramiona, a silny uścisk powstrzymał go od jakiegokolwiek ruchu. Taeyonga ponownie ktoś zatrzymał i chłopak po raz kolejny miał dosyć wszystkiego co go otaczało.

Także nie posiadając siły by ponownie odepchnąć nieznajomego i wstać na równe nogi, opadł jedyne zakrwawionych czołem na klatkę piersiową nastolatka, który był podobnie zdezorientowany jak poszkodowany. Kiedy Taeyong ostatni raz zaszlochał, a nieznajomy poczuł jak ciało całkowicie uspokaja się, odetchnął z ulgą.

- Zemdlał. Proszę się już rozejść. - głos nastolatka obił się od uszu zbiegłych w miejsce zdarzenia osób, a słysząc jego besztającą reprymendę niemal natychmiast zawrócili.

Jaehyun natomiast w pełnej okazałości stał na tym pokrwawionym chodniku z Taeyongiem na rękach. Umięśniony nastolatek po raz pierwszy widział tak bardzo drastyczne zajście i nadal nie mógł pojąć swoim dosyć rozumnym umysłem, dlaczego nowo poznany chciał dopuścić się samobójstwa.

Z początku wyglądało to dla niego, jak wypadek, jednak obserwując jak bardzo miota się niższy zrozumiał. I od razu zareagował odstraszając towarzystwo. Widząc jak ludzie dzwonią na straż pożarną i pogotowie wrócił z chłopakiem na rękach do samochodu. Nie chcąc zrobić krzywdy dzieciakowi ułożył go przy jednej z opon, by oparty zemdlały nie zrobił sobie krzywdy.

Ciemnowłosy jednym nurem zajrzał do wnętrza samochodu. O dziwo auto nie wyglądało na tanie, ani jakoś bardzo zmasakrowane. Chłopak znał ten model szybkich fur, ponieważ sam interesował się tym. Jednak czas gonił. Prędko złapał za telefon nieznajomego, jednak on okazał się być rozładowany. Dopiero w schowku przed siedzeniem pasażera znalazł uczniowskie ID i zdziwił się widząc, że dostał się do tego samego liceum co niejaki Taeyong.

Spojrzał na nastolatka, który zemdlał chwilę temu i schował wszystkie jego dane do swojej skórzanej kurtki. Miał zamiar zawieźć go do rodzinnego domu jasnowłosego bez zbędnego ambulansu i uwagi. Jeżeli chłopak chciał popełnić samobójstwo na oczach wszystkich, to tym bardziej nie jest mu potrzebna publiczność.

Jaehyun tej nocy pomógł swojemu hyungowi i obiecał sobie, że będzie doglądał go na szkolnych korytarzach, jeżeli los da mu taką możliwość.

Witam wszystkich w moim kolejnym opowiadaniu. Mam nadzieję, że i tutaj uda mi się odwzorować atmosferę równie ciężką, chorą i jak najbardziej romantyczną co w poprzednich XD <3 WYTRWAŁYCH POZDRAWIAM!

Bad squishy (jaeyong)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz