Rozdział I

16 0 0
                                    

I tu, drogi przyjacielu, muszę Cię niestety otrzeźwić. Czekasz zapewne na historię pełną zapierających dech w piersiach widoków i barwnych ich opisów. Wybacz mi zatem bezpośredniość, lecz muszę uprzedzić, że ani Forknare miejscem pięknym (przynajmniej nie w stanie obecnym) ani ja osobą skorą do tworzenia opisów tego, co koniec końców w mojej historii najmniej istotne. Jedyne, co wiedzieć musisz o dzielnicy portowej to to, że była, niezależnie od pory dnia, miejscem ciemnym, brudnym i pełnym ludzi mego pokroju, to jest zdesperowanych i uzbrojonych. Była to też brama mojego pałacu, co jednak nabierze więcej sensu trochę później.

Sama dzielnica mimo powszechnego upodlenia jej mieszkańców pozostała tym samym labiryntem uliczek, którego wyuczyłem się na pamięć jako dziecko, bez trudu dotarłem więc do lokalu o reputacji wątpliwej, a nazwie zbyt wulgarnej, by marnować na nią atrament. Wchodząc do środka zauważyłem kilka twarzy niemile znajomych, co zmusiło mnie do zaciągnięcia na głowę głębokiego kaptura. Usiadłem przy szynku, z niecierpliwością wyczekując aż właściciel zwróci na mnie uwagę. Ten, wyraźnie rozbawiony moim zniecierpliwieniem trzykrotnie przemaszerował przede mną, ignorując gesty i słowa. Gdy, z trudem powstrzymując się od prostackiego uśmiechu po raz czwarty się do mnie zbliżył chwyciłem go za rękaw koszuli i postawiłem przed sobą. Właściciel, nie kryjąc zdziwienia, sięgnął za plecy, zapewne po nóż, tym czasem za mną z krzeseł zerwało się dwóch "mężczyzn". Poczułem odór taniego wina gdy dłoń wyższego z nich dotknęła mojego barku, a drugi chwycił mnie za nadgarstek. Sala ucichła, wysoki zaśmiał się gardłowo. Wykręciłem się, wciąż wyprostowany, chwyciłem za ciasno wiązany do uda nóż i, z niskim przy boku wciąż wczepionym w moją rękę, która coraz mocniej zaciskała mu się na szyi przyparłem wysokiego do stołu, drażniąc jego gardło czarnym ostrzem. "Wojownik" wlepił we mnie przerażone spojrzenie, a gdy jego towarzysz padł nieprzytomny na podłogę, zaczął błagać.
-Jaki widzisz w tym sens? Obcy jesteś, nie potrzebujesz świata zza krat oglądać - kwilił, rzucając się po blacie.
-Masz rację - odparłem, gładko ciągnąc nóż po jego gardle - nie potrzebuję.
-Morderca - mruknął ktoś pod ścianą - zarżnął go jak prosię.
-Gdzie straż? Szybko, po straż, nie dajcie mu uciec! - wrzaski marynarza niemal zagłuszyły trzask klucza w kole pistoletu. Niemal. Patrząc mu prosto w oczy złapałem nóż za ostrze i ruchem nadgarstka posłałem stal w jego stronę. Proch strzelił, ołów trzasnął o belkę. Marynarz chybił o dobry metr, ja o kilka centymetrów. Strzelec osunął się o ścianę, jego stłumione jęki nikły pośród wrzasków ludzi. Podszedłem do tragicznie zmarłego i odebrałem mu swój nóż, odsłaniając wnętrze oczodołu. Leżący na ziemi pistolet, okuty zimną stalą, prosty i elegancki, również zabrałem w ramach rekompensaty za trudy, jakich doznałem z ręki poprzedniego właściciela. Spojrzałem na drzwi, rozwarte teraz na oścież. Ktoś wyszedł, bardzo szybko, zapewne w stronę jedynego w tej dzielnicy posterunku. Rzuciłem w stronę właściciela, kulącego się w kącie za ladą, dwie sztuki złota i wyszedłem, prosto na długą, mokrą od deszczu ulicę. Dzielnica opustoszała, sprawiała teraz wrażenie niezamieszkanej. Strażnica z czerwonej cegły górowała nad niewielkimi zabudowaniami nabrzeża, rzucając cień grozy na wąskie uliczki. Moich uszu dotarł wrzask dobiegający od strony wieży. Świadek właśnie zaalarmował gwardię co oznacza, że psy w mundurach wkrótce podłapią trop. Okryłem się szczelniej czarnym płaszczem i ruszyłem na wschód, trzymając strażnicę za plecami. Na końcu długiej, brukowanej alei znajdowały się magazyny przeładunkowe.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 04, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Clockpunk Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz