Resztki Nadziei v2 + Epilog

2.5K 182 129
                                    

|twenty one pilots - Can't help falling in love (cover)|
Lance ~

Nic nie widzę... To dobrze? W sumie nawet jakoś dziwnie się czuje... Znów zdechłem?! Nie, raczej nie. Ciemność przed oczyma tylko źle wróży... Boję się. Czuje coś... To czyjaś dłoń, a zgaduje tak, ponieważ gładka skórka dotyka tej należącej do mnie. Nie umiem rozpoznać czyja to dłoń, może jakiejś dziewczyny, no bo jakoś za bardzo delikatna i gładka ta skóra.

Aggr! Dlaczego nie mogę otworzyć tych pieprzonych powiek!?

- Lance...

Wo, kto to był?!

- Lance obudź się, proszę.

Rozpoznam ten głos wszędzie. Ten jakże męski, stanowczy i trochę niski...
Keith.

- Proszę...

Halo! Ja tu jestem! Weź mnie pierdykni czymś czy co bo słyszę twój płacz... Nie chce go słuchać.
Dobra, otwieramy skubane oczka.
... Chuj.

Dlaczego nie mogę! Sama ciemność!... Chwila moment.

- Keith?
- Lance?... Lance!?
- Czemu nic nie widzę?
- Już zdejmuje opaskę. - Powiedział radośnie brunet.

Wszystko jasne. Nie śmieszne.

- Czemu miałem opaskę?
- Coran powiedział, że tak będzie lepiej podczas operacji czy badań... Jak się czujesz? Pamiętasz coś?
- Czuje się, nie najgorzej i doskonale wszystko pamiętam. Jak Allura i Matt?
- W porządku. - Odpowiedział z uśmiechem i troską w oczach.

Leżałam w swoim pokoju, a na łóżku razem ze mną był Keith, który siedzi na krawędzi i trzyma moją dłoń. Cały czas było czuć od niego energię. Dlaczego?... Może dlatego, że nic mi nie jest? Jest to w jakimś procencie możliwe.
Chciałem się podnieś, jednak rana na nodze i ramieniu dała o sobie znać.

- Auu!
- Nie wstawaj! Odpoczywaj. - Powiedział Czerwony paladyn. - Jeżeli chcesz... M-Mogę ci coś przynieś. - Dokończył rumieniąc się.

Wiedziałem dlaczego. Przytaknąłem i splotłem nasze palce. Poczułem jak pieką mnie policzki ale jakoś mnie to nie obchodziło teraz. Obchodziły mnie jego cudne oczy-

- Hej! A jak relacje z Allurą? - Zapytałem nerwowo.
- Nie powiedziałbym, że najlepiej, ale źle też już nie jest.
- Przynajmniej się ułożyło. - Uśmiechnąłem się w jego stronę.

Odwzajemnił uśmiech i ścisnął bardziej dłoń.
Aggr! Dlaczego on musi być taki nieziemski! No na wszystkie żyjące stworzenia, ON jest idealny. "Nie ma ideałów"... Pff taa i jeszcze powiedzcie mi, że Keith nie istnieje.
Wpatrywaliśmy się w swoje oczy. Poczułem jak mój wyraz twarzy zmienia się z odrobinkę zaskoczenia ze szczyptą ukrywanej radości z dodatkiem przymrużonych oczu, plus lekko otwarte usta. Jego również tak się taka stała, a z tego wynika tylko jedno... Será romántico~
Łóżko delikatnie pochłonęło ciężar ręki Mullet'a, który położył tam dłoń. Przybliżał się coraz bardziej. Jego piękna twarz była coraz bliżej mojej... Tak bardzo chciałem go pocałować! Sam się ruszyć nie mogłem, a tak to dawno by moje usta napastowały jego! Pomału czułem jego nierównomierny oddech. Zamknąłem oczy, modląc się, żeby się chłopak nie spłoszył.
Nagle tylko delikatne, wręcz prawie nie odczuwalne zetknięcie moich ust z tymi należącymi do niego i natychmiastowe odsunięcie się.

Spłoszył się...

- J-Ja nie... My nie powinniśmy nic... To w-wszystko ty-... J-Ja! - Mówił plącząc się. Wydaje mi się, że chciał dokończyć, ale wytrzymać już nie mogłem.
- Kocham cię.
- ... C-Co...?
- Kocham cię. - Powtórzyłem. - Kochałem, kocham i będę kochać całego ciebie, Keith. Jesteś tak przystojny, że żeby ci dorównać będę musiał z dwa kilo więcej maseczek nakładać! - Po tych słowach zarumienił się lekko i parsknął cichym śmiechem i wiedziałem, iż dane mi kontynuować. - Mullet to mullet, ale o ja pierdziu! Jaki boski! Zarysy mordki, mua! Ciało... Dobra nawet nie mówię bo źle się to skończy... Oczy, oczy anioła. Przepiękne fiołkowe oczka, w które, aż trzeba utonąć. Delikatny cień pod oczami, spowodowany długimi rzęsami... Uroda, urodą, ale to co dla mnie zrobiłeś. - Spojrzałem na niego, wiedząc jak bardzo przypominam kolor jego lwa, i uśmiechnąłem się ponownie... Ale ten uśmiech był inny niż ten do pustych lasek wyrywanych co sekundę. - Przez ten trudny dla mnie okres, byłeś ze mną. Uspokajałeś mnie, pocieszałeś, wspierałeś, byłeś! Po prostu byłeś... Zmieniłeś się tak bardzo, że aż rzygam! Nie powiem no, trochę brakuje mi tej słodkiej marudy i zrzędy... Fajnie marszczysz nosek jak jesteś zły.

Zaśmiałem się, a ten patrzył na mnie jak zaczarowany. Ulżyło mi bardzo, że wiem co już mogę powiedzieć... Na co jest już pora...

- Keith... - Zacząłem ponownie.
- T-Tak...?
- Tak.
- Co...?
- No "tak". Odpowiadam na twoje pytanie! Jestem na "tak"!
- T-Tak?... T-Tak!
- Tak głąbie! A teraz oczekuje całusa! A jako, iż Śpiącą Królewną ja być! Oczekuje namiętnego~ Może mnie wybudzi~
- Zamknij się już. - Po tych słowach, zbliżył się już na amen i w końcu pocałował.

Jego malinowe usta ocierały się o moje... Byłem w niebie!

Nigdy bym nie powiedział, że zwiąże się z Keith'em, w jakikolwiek sposób. W jakichkolwiek okolicznościach. Nigdy bym nie powiedział, że jego usta są tak zajebiste... I tylko moje.

•••

- Wymień 3 negatywne cechy osoby, siedzącej po lewej stronie, start! - Powiedział krzykiem Shiro.
- Ale on nie ma takich! To Hunk! - Oburzyła się Pidge.
- Przegrała, przegrała, przegrała! - Śmiał się Matt, a ta go walnęła w ramię. - Au!
- Cep.

Grali i śmiali się w piątkę wraz z Allurą. Relacje już się polepszyły o niebo lepiej. Księżniczka wytłumaczyła wszystko Czarnemu paladynowi oraz reszcie co i jak, lecz Keith dalej mierzył ją wzrokiem.
Po chwili do pomieszczenia wszedł Coran z tacą pełną jedzenia. Gdzieś jeszcze w tle było można usłyszeć rozmowy ojca Hunk'a, który rozmawia z ojcem Pidge i Matt'a. Słysząc to przypomniała mi się dyskusja moich rodziców na temat jakiego smaku ma mieć mój tort na urodziny... To było tak dawno i...

- Hej, wszystko okej? Odleciałeś znowu.
- Yhym, tylko wiesz, ja...
- Nic nie mów. Rozumiem. - Dokończył za mnie Keith.
- Czy ty istniejesz? Może ja mam zwidy...? - Zacząłem pomału kręcić rękoma w stylu "fal".
- Śmieszne.
- Heh. Ej Keith...
- Co?
- Kocham cię.
- Ja ciebie też. Tylko, że bardziej.
- O nie! Ja bardziej!

Z leżenia, ustawiłem się do siadu na biodrach mojego chłopaka. Zacząłem łaskotać go, jednak efektu upragnionego, nie otrzymałem. Jestem teraz w dupie.

- Nie masz...
- Łaskotek? Noo, nie mam, ale ty... - Chwytając mnie w tali, zaczął sam mnie gilgać.
- Nie! Ahah, okej... Okej! W-Wyg... Haha, dość! Nie Keith wygra- Haha!
- Słucham? Wygra- co?
- Wygrałeś! Dość! Haha, wygrałeś!
- Aa, dziękuje.

Przestając posunął mnie do przodu, żebym się znów na nim położył. Tak chciał, tak zrobiłem. W sumie miałem taki zamiar. Wtuliłem się w jego klatkę, a gdy poczułem dłoń bawiąca się moimi włosami, coś tam mruczałem. Byłem szczęśliwy. Okaleczony, zraniony, dotknięty na zawsze, lecz dzięki niemu jestem po prostu szczęśliwy. Kocham go i nie oddam. Zazdrosny jestem nawet gdy rozmawia z nim Shiro. Głupie to i dziecinne, no ale cóż. Taki już jestem i jeżeli on mnie takiego kocha, to mam po co żyć.

The End

•••

Heej! A więc koniec! Jak się opowiadanie spodobało?
Mało? Wiem :c Ale mam zamiar wrócić do "Opiekun" w ferie :o
Tak Btw to opowiadanie jest dzięki wam ❤️ Wszystkie wspierające komentarze! Wszystkie gwiazdki! No kocham was! I dziękuje z całego serduszka!
Jeszcze raz, to koniec jakże wspaniałej książki xd Mam nadzieje, jak zawsze, że wszystko jest git :D
Moje dalsze plany?
- skończyć "Opiekun"
- napisz Shota, żeby ustabilizować się
- napisać opowiadanie zgodnie z myślą xd
Pozdrawiam i do zobaczenia!
Saraa ~

Boys ~ Klance ~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz