2

32 2 0
                                    

Obudziła się na podłodze starego, opuszczonego domu. Okna zabite były dechami, a podłoga zakurzona i brudna, ze zniszczonego drewna. W rogu stał stary regał, który mógł być nawet dwa razy starszy od niej. Nie sądziła, żeby można było bezpiecznie otworzyć którąkolwiek z szuflad czy szafek. Niedaleko niej leżało zniszczone, ciężkie krzesło i coś, co mogło być kiedyś stołem. Drzwi były otwarte na rozcież i prawdopodobnie nie dało się już zmienić ich pozycji. Za nimi widać było kolejne, tak samo puste pomieszczenie. W budynku panowała cisza, miała wrażenie, że jest tu sama. Musiała być daleko od większych ulic, może całkowicie poza miastem.
Nie wiedziała co się dzieje, zaczęła czuć pierwsze skutki utraty dużej ilości krwi. Jej dłonie i nogi ponownie były związane, lecz już dawno przestała czuć ból spowodowany linami. Głowę miała obwiązaną grubym bandażem, który hamował krwawienie. W ustach nie miała żadnego materiału, więc równie dobrze mogła zacząć w tym momencie wzywać pomoc. Oczywiście nikt, oprócz jej porywacza, by tego nie usłyszał. W innym wypadku byłby bardziej ostrożny.
Delikatnie kręciło jej się w głowie, jednak nie zwracała na to większej uwagi. Z poprzedniego dnia nie pamiętała praktycznie nic, a mimo to była pewna, że znajduję się w jednym budynku z mordercą.
Gdy poruszyła ciałem, aby zmienić pozycję, usłyszała brzdęk. Szybko zauważyła, że do jednej z jej nóg, przy stopie przywiązany jest złoty dzwonek. Poczuła się jak zwierze zamknięte w klatce, całkowicie uzależnione od woli swojego właściciela.

W tym samym momencie usłyszała kroki, które zbliżały się w jej kierunku. Wyglądało to tak, jakby tylko siedział i czekał na ten dźwięk. Bała się, nie wiedziała dlaczego straciła pamięć, a przynajmniej jej część. Starała przypomnieć sobie co dokładnie się działo, jednak to tylko powiększało zawroty głowy.
W drzwiach, na krótką chwilę stanął wysoki, przystojny mężczyzna o niebieskich oczach. Gdy w nie spojrzała od razu wróciło część wspomnień. Przyszedł i zabił tą grupę ludzi, która ją porwała. Był sam, czy z kimś? Co on tam robił? Uratował ją, czy porwał? Najlepiej zapamiętała jego spojrzenie. Mało różniło się od tego, które ma teraz. Jest tak zimne i puste, a jednocześnie jest w nim coś niezwykle pięknego.
„Przerażające."
Miał przy sobie mały pistolet, którym mógł ją teraz z łatwością zabić. Nikt by tego nawet nie usłyszał, nikt by się o tym nie dowiedział, być może jej ciało nigdy nie zostałoby znalezione.
Wszedł do pomieszczenia, jednak się do niej nie zbliżał. Mimo to Maya instynktownie, jak najszybciej poczołgała się do tyłu, do ściany i skuliła.
Jego ubrania były brudne ale nie zniszczone. Miał luźne spodnie włożone w długie, ciężkie buty i rozpiętą, czarną bluzę.
- Nie zabiję cię – Powiedział spokojnie i odłożył broń na półkę w komodzie.
Obserwował każdy jej ruch, nawet ten najmniejszy. Spuściła wzrok, nie mogła wytrzymać tego napięcia.
„Czego on chce? Dlaczego tak się patrzy?"
Czuła się niekomfortowo i nieswojo. Bała się choćby drgnąć, nawet nie pomyślała o odezwaniu się.
Gdy usłyszała jak rusza w jej stronę jeszcze mocniej się skuliła, jakby miał ją zacząć bić. Zamknęła oczy, zawroty głowy powoli mijały, jednak dalej nie czuła się dobrze.
Zatrzymał się zaraz przed nią, kucnął i odwiązał z jej nogi sznurek z doczepionym dzwonkiem. Rzucił go za siebie, nawet się nie odwracając i trafił idealnie na półkę. Wewnętrzna ciekawość zmusiła ją do podniesienia głowy i sprawdzenia, czy na pewno dobrze usłyszała. Kątem oka zobaczyła, że naprawdę tam trafił. Nie chciała w to uwierzyć, kim on był? W głowie miała tak wiele pytań ale dobrze wiedziała, że na żadne z nich nie uzyska odpowiedzi.
Mężczyzna ponownie się od niej oddalił. Oparł się o jedną ze ścian i splótł ręce na piersi. Cisza nie trwała długo.
- Jak się nazywasz?
Nie odpowiedziała. Czuła jak przez całe jaj ciało przechodzi paraliżujący strach. Nie była w stanie odpowiedzieć, nie była w stanie wydać z siebie dźwięku.
Cisza się wydłużała.
-Jak się nazywasz?! – Krzyknął, a dziewczyna drgnęła.
- Maya – Odpowiedziała cicho, mimowolnie. – Maya Evans.
Nigdy nie sądziła, że mówienie będzie dla niej tak męczące i przerażające.
- Masz siedemnaście lat – Dokończył za nią, ze zirytowaniem. – Twoi rodzice są bogaci i oddadzą połowę swojego majątku za twój bezpieczny powrót do domu. Jeśli chcesz przeżyć, powinnaś w takiej sytuacji przedstawiać się w ten sposób. Nie mów o tym, że są rozwiedzieni, a twoja matka ma cię gdzieś i najchętniej nie płaciłaby nawet alimentów.
Spojrzała na niego ze zdziwieniem i przerażeniem.
„Jak dużo wie? Skąd to wie? Dlaczego to wie? Co ja tu robię? Kim on jest i czego ode mnie chce?"
- Co pamiętasz?
- Szłam do szkoły – Zaczęła cicho po dłuższej chwili. – Jakiś mężczyzna mnie złapał, a potem chyba czymś uderzył, bo straciłam przytomność. Może było ich dwóch albo trzech... Potem tylko tyle, że było ciemno i zimno i wszystko mnie tak bolało... bałam się, a... a potem...
Zamknęła oczy, miała nadzieję, że to wszystko nie dzieje się naprawdę. Chciała wierzyć, że to tylko zły sen, z którego zaraz się obudzi. Jej budzik w telefonie zadzwoni, znów będzie cała i zdrowa w swoim pokoju. Po kilku minutach wstanie z łóżka, wyjdzie z pokoju i zejdzie do jadalni. Kolejne pyszne śniadanie i pani Smith, czekająca na nią przy stole, oglądająca...
- A potem? – Wyrwał ją z pięknych wyobrażeń do bezwzględnej rzeczywistości.
- Strzelaninę i pana – Wyszeptała.
- Tyle?
- Tak.
Ponowna cisza. Zaczynała się do powoli przyzwyczajać.
- Boisz się mnie? – Zapytał podchodząc bliżej.
Przytaknęła lekko, niepewnie. Nie wyglądał jakby miał zrobić jej krzywdę, inaczej zrobiłby to już dawno, a mimo to było w nim coś dziwnego, nieludzkiego, co ją przerażało i interesowało jednocześnie.
- Nie mam nawet żadnej broni, a twoja śmierć w tej sytuacji nie przyniesie niczego dobrego – Powiedział, jakby to było oczywiste.
- Żadna śmierć nie przyniesie niczego dobrego – Wyszeptała, a chłopak usiadł po turecku zaraz przed nią.
- Idiotyzm. Gdyby Hitler zginąłby w czasie pierwszej wojny światowej nie zostałby dyktatorem, nie wywołałby drugiej wojny światowej i nie zginęłyby miliony osób. Oczywiście zostaje jeszcze Stalin, ale zawsze to jednego szaleńca mniej. W życiu liczą się wyższe cele. Gdybyś zabiła Hitlera, gdy miał 8 lat, to tak, zabiłabyś dziecko ale prawdopodobnie uratowałabyś też miliony istnień.
- Zabiłbyś dziecko gdybyś wiedział, że w przyszłości będzie seryjnym mordercą?
- Spójrz – Wyciągnął przed siebie swoje dłonie. – Co widzisz?
- Ręce – Odpowiadała coraz śmielej.
- Wyglądają jak miliony innych rąk, milionów innych ludzi, a przecież zabiły tyle osób. Nie widać tego. Mordercy są wśród was i niczym się od was nie różnią.
Zmienił pozycję z siedzącej do klęczącej. Chwycił ją za włosy i odgiął jej głowę do góry tak, aby patrzyła mu prosto w oczy. Drugą dłoń oparł na ścianie zaraz za nią i przybliżył się.
W jego oczach było coś znajomego. Pewne uczucie, którym sama jest przepełniona. Jej serce ponownie przyśpieszyło, ostatnio było to dla niej normą.
- Boisz się? – Zapytał ponownie bezuczuciowym, spokojnym głosem.
Sądziła, że mógłby zabić dziesiątki osób, a dalej używałby tego samego obojętnego, zimnego tonu.
- Nie – Nie wiedziała czy to prawda ale coś w środku kazało jej to powiedzieć.
Mężczyzna spokojnie puścił jej włosy i oddalił się. Spojrzał na jej nogi, a następnie pochylił się lekko aby rozwiązać liny. Skończył to szybko i bezproblemowo, po czym zrobił to samo z linami na jej nadgarstkach.
Jedyną rzeczą, która została były głębokie, czerwone ślady. Poczuła ulgę, przerażała ją niewiedza ale z drugiej strony powoli zaczynała mu ufać. Wierzyć w to, że nie chce jej zrobić krzywdy. Teoretycznie była całkowicie wolna ale mimo to nie miała najmniejszej szansy na ucieczkę. Nawet nie łudziła się, że może z nim wygrać. To jak wypuszczanie kota z klatki w domu, przecież to oczywiste, że z niego nie ucieknie, nie pozwolicie mu na to.
Obserwowała jak wstaje i ponownie się cofa. Wyjął z kieszeni komórkę, którą Maya doskonale znała. Rzucił nią w stronę dziewczyny, której ledwo udało się ją złapać.
- Wiesz kim jestem?
Milczała.
- Przestępcą, psychopatą, mordercą, terrorystą. Nazywaj to jak chcesz – Dokończył za nią. – Potrzebuję czegoś – Podszedł do okna zabitego deskami. – Pieniędzy.
- Moi rodzice dadzą ci tyle ile chcesz, jeśli mnie puścisz – Powiedziała szybko, niemal odruchowo, a chłopak spojrzał na nią z zaciekawieniem.
- Szybko się uczysz – Przerwał na chwilę. – Tym razem chodziło mi o coś innego. Widziałaś moją twarz, a z pewnych względów wolę pozostać anonimowy. Dlaczego miałbym ci zaufać i egzystować z nadzieją, że nie opowiesz o mnie policji? Tak szczerze, to nie ufam ci i nie sądzę, żeby miało to się szybko zmienić – Podszedł powoli do komody. – Mimo to puszczę cię. Jak będę potrzebował pieniędzy, to ty mi je będziesz dawać. Tylko tyle. Jeżeli mnie złapią nic o tobie nie powiem, a ty będziesz udawać, że tego spotkania nigdy nie było. Jeżeli jednak zrobisz cokolwiek... „niestosownego" – Chwycił za pistolet, wycelował w Mayę i odbezpieczył go.
Dziewczyna skuliła się ze strachu i zamknęła oczy mimo pewności, że nie zrobi jej krzywdy.
- Nie skończy się to dla ciebie i wszystkich twoich bliskich zbyt dobrze.
Strzelił, a kula trafiła kilka centymetrów ponad jej głową. Rudowłosa pisnęła cicho i jeszcze mocniej się skuliła, nie spodziewała się, że naprawdę strzeli. Trzęsła się lekko, nigdy w życiu nie słyszała z takiego bliska wystrzału z pistoletu, dodatkowo wycelowanego w nią.
Gdy zdała sobie sprawę z tego, że dalej żyje spojrzała na niego z przerażeniem.
- Mówiłem, że cię nie zabiję – Ponownie odłożył broń na półkę. – Zgadzasz się?
- Nic o tobie nie wiem – Powiedziała nieśmiało, po dłuższej chwili.
- Niech tak zostanie, pewnie i tak niedługo wszystkiego się dowiesz.
Nie rozumiała co ma na myśli ale bała się dopytywać. Patrzyła na niego niepewnie, z zaciekawieniem, jakby właśnie powiedział jej jakąś zagadkę.
- Istina.
- Istina? Co to znaczy? Chyba gdzieś to słyszałam.
- To ja tu zadaje pytania. Zgadzasz się czy nie?
Nie sądziła żeby miała jakikolwiek wybór, jeżeli chciała dłużej pożyć. Na dłuższą chwilę zapanowała cisza. Nie zastanawiała się nad tym co wybrać, tylko co w jej życiu zmieni ten wybór. Próbowała wyodrębnić wszystkie plusy i minusy. Z każdą chwilą cisza stawała się coraz mniej przyjemna, aż w końcu była nie do wytrzymania.
- Zgadzam się.
Niebieskooki wyjął z kieszeni kolejny telefon i rzucił go dziewczynie. Tym razem złapała go bez większych problemów i dokładnie mu się przyjrzała. Popularna marka, używany ale w dobrym stanie. Mógł kupić go od kogoś już dawno na takie okazje jak ta albo samemu używać przez pewien czas. Nacisnęła przycisk ale ekran dalej pozostał czarny, musiał być wyłączony lub rozładowany.
- Jest w nim mój numer. Masz go zawsze mieć przy sobie, odbierać i nikt ma się o nim nie dowiedzieć. Rozumiesz?
- Tak.
- Chodź.
- Em... Proszę pana... - Zaczęła nieśmiało, wstając, a chłopak zatrzymał się jeszcze na chwilę i odwrócił w jej stronę. – Nie wiem jak się pan nazywa.
- Co za różnica? Nazywaj mnie jak chcesz.
Spodziewała się takiej odpowiedzi, lecz i tak musiała spróbować. Nie dałaby sobie później spokoju gdyby o to nie zapytała.
Powoli ruszyła za mężczyzną, który dostosował się do jej tępa. Budynek był większy niż początkowo myślała, jednak praktycznie pusty i mocno zaniedbany, jakby nikt tu nie mieszkał od dwudziestu lat.
Gdy wyszła na zewnątrz od razu poznała, że znajduje się w najbiedniejszej części okolic San Francisco. Kiedyś o tym słyszała ale nigdy nawet nie pomyślała, żeby tu przyjechać. Było to miejsce, którego nie dało się pomylić z żadnym innym. Wokół opuszczone, zaniedbane budynki, zamieszkałe przez narkomanów, alkoholików, rzadziej zwykłych bezdomnych, bo nawet oni nie chcieli tu mieszkać. Jakąś milę, może dwie dalej zaczynało się zwykłe przedmieście. Było niezwykle biedne, lecz w nim mieszkały już zwykłe rodziny. Alkoholizm, narkomania i przemoc była tam na porządku dziennym, lecz dalej było to lepsze od tego, gdzie byli teraz. Tu ludzie nie mieli imion, mogli nagle zniknąć i nikt by tego nie zauważył, nawet policja nieczęsto się tu pojawiała. Najbliższa ruchliwa ulica znajdowała się kilka kilometrów dalej.
Czarnowłosy schował broń za pasek w spodniach, gdzie została całkowicie zasłonięta przez bluzę i wyjął kluczyki. Przy budynku stał zaparkowany czarny motocykl, wyglądał na nowy i drogi.
- Ukradłeś czy kupiłeś? – Zapytała, gdy wsiadał na pojazd, czuła się przy nim coraz pewniej.
Całkowicie ją zignorował.
- Mieszkasz tu? – Zmieniła pytanie, gdy odpalał silnik.
Chciała dowiedzieć się czegokolwiek. Wyjście z układu było praktycznie niemożliwe. Czuła, że jest z jedną z osób, z którą walka nie ma większego sensu. Zawsze się przegra.
Szukała pozytywów tej sytuacji zamiast próbować ją zmienić. Starała się zrozumieć jego prawdziwe motywy. Mógł żądać ogromnego okupu ale wolał jej zaufać i współpracować. Uznał to za bezpieczniejsze, a może miała jeszcze coś, czego potrzebował? Intrygował ją, a jednocześnie przerażał. Nie była nawet pewna czy myśli teraz racjonalnie.
„Prawdopodobnie nie."
- Nie.
- To...
- Której części „to ja zdaję pytania" nie zrozumiałaś? – Przerwał jej chłodno i wyjechał na ulicę, a Maya nieśmiało usiadła za nim. – To nie powinno mieć dla ciebie większego znaczenia, i tak nie mam dokumentów. Załóż to – Podał jej czarny kask, który od razu założyła na głowę.
Objęła go niepewnie, bała się go dotknąć.
Dopiero po chwili przyzwyczaiła się do tej sytuacji. Nie jechał szybko, nie chciał zwracać na siebie uwagi. Zatrzymał się dopiero po ponad pół godzinnej jeździe na niedużym parkingu w centrum miasta.
Maya zeszła ze ścigacza i oddała mu kask. Patrzył na nią przenikliwym wzrokiem.
- Trafisz stąd?
- Tak – Odpowiedziała niegłośno.
Przyglądał się jej jeszcze przez chwilę, po czym założył kask i odjechał, nie żegnając się.
Przez kolejne sekundy stała nieruchomo, patrząc jak się oddala.
Wkrótce zniknął. Tak jakby nigdy nie istniał. Miała tylko tą komórkę, gdyby nie ona uznałaby to za sen. Takie rzeczy się nie zdarzają. Nie chciała w to wierzyć, nie potrafiła w to uwierzyć.
Znów była sama, a wokół niej wielkie grono fałszywych przyjaciół. Nie łudziła się na to, że kiedykolwiek się to zmieni. Nawet psychopatom bardziej zależało na jej pieniądzach niż życiu.
Mimo to czuła, że było w nim coś dziwnego. Jakby nie przez to pozwolił jej żyć.

IstinaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz