Zbliżało się południe gdy doszła do domu. Jeszcze zanim przeszła przez próg podbiegła do niej grupa ludzi. Wyglądali na szczęśliwych i zaskoczonych jednocześnie, mieli na sobie takie same ubrania, które zostały zaprojektowany przez matkę Mayi.
- Pani Evans! – Przekrzykiwali się, wyglądali komicznie. – Nic pani nie jest?
- Co się stało? – Zapytała starsza kobieta.
- Musimy powiadomić policję – Powiedział jeden z mężczyzn i odbiegł.
- Gdzie pani była?
- Rodzice się o panią martwią.
- Ta... „Martwią"... – Mruknęła pod nosem, a wszyscy nagle ucichli. – Jacyś ludzie mnie porwali gdy szłam do szkoły.
- Mówiłem, że to zły pomysł – Powiedział z irytacją jeden z lokajów.
- Cicho bądź, Brown – Warknęła młoda kobieta. – Co stało się dalej?
- Praktycznie niczego nie pamiętam. Gdy się obudziłam słyszałam strzały z pomieszczenia obok. Udało mi się uwolnić, zabrać telefon i uciec tylnimi drzwiami – Skłamała. – Dalej mam ślady po linach, okropnie swędzą.
- To straszne... Chodź do środka, musisz odpocząć, pewnie jesteś głodna – Rzekła od razu jedna z kobiet, a wszyscy zaczęli się powoli rozchodzić.Maya wróciła do swojego pokoju i położyła się na podwójnym łóżku, była wykończona ale nie senna. Jakiś czas później przyszedł do niej lokaj z dużym obiadem. Po zjedzeniu go weszła do wanny z gorącą wodą i masa białej piany. Dopiero późno w nocy położyła się do łóżka i usnęła z wielkim trudem.
Rano odwiedziła ją policja, której nie powiedziała nic więcej niż służącym. Nie chciała wydawać niebieskookiego mężczyzny mimo tego, że był dla niej całkowicie obcy. Intuicja mówiła jej, że powiedzenie prawdy mogłoby się źle skończyć. Pieniądze nie były dla niej aż tak ważne, a on mimo wszystko uratował ją. Nie wiedziała co o nim myśleć, bała się do czego wykorzysta to co mu da ale starała się zabić w sobie ta myśl, przekonać samą siebie, że nie ma na to wpływu. Drugi telefon cały czas miała przy sobie, szybko się do niego przyzwyczaiła.Całe popołudnie spędziła siedząc w jednym z dwóch salonów i oglądała serial na dużym, 50-calowym ekranie. W tej części budynku nie było nikogo oprócz niej. Cieszyła się, że nareszcie może pobyć sama. Dzień płyną powoli, chciała jak najlepiej wykorzystać chwilę, w której nie musi się niczym martwić.
W połowie jednego z odcinków usłyszała dźwięk przypominający tłuczenie szkła i w tym samym momencie przestała się na nim skupiać. Spojrzała na zegarek w telefonie, z którego wywnioskowała, że w tej części budynku dalej nie powinno nikogo być.
"Może mi się wydawało ale co jeśli to złodziej? Czy oni nie przychodzą nocą? Może to jakieś zwierze weszło przez otwarte okno? Może powinnam zawołać kogoś? Nie... Może to nic takiego i tylko się wygłupię... Na pewno mi się przesłyszało ale..."
Niepewnie wstała i poszła w stronę kuchni. „Uspokój się" – Powtarzała sobie w myślach ale mimo to serce biło jej coraz szybciej. „To ktoś ze służby, pewnie ogrodnik chciał napić się wody albo ktoś inny po coś przyszedł". Starała się zachowywać naturalnie, ukryć niepokój.
Powoli otworzyła drzwi do kuchni. Na podłodze, przy blacie leżała zbita szklanka. Zaraz obok niej stał niewysoki chłopak, który wyglądał na niewiele starszego od dziewczyny. Miał gęste, poczochrane blond włosy i ładną, drobną twarz. Jego jasne, jaskrawe, bursztynowe oczy były wpatrzone w siedemnastolatkę. Ich złoty kolor wyglądał nierealnie, jakby były przerobione w Photoshopie. Ubiorem przypominał człowieka, którego dziewczyna spotkała poprzedniego dnia. Spodnie włożone w ciężkie buty, ciemna koszulka i czarna bluza z kapturem. Ubranie mocno kontrastowało z jego skórą i włosami.
Jego oczy, w odróżnieniu od niebieskookiego, były wesołe i pełne energii, nawet w tej sytuacji. Wyglądał jak ktoś, kto cieszy się chwilą i robi co chce, nie myśląc o przyszłości. Książkowy przykład lekkoducha.
- Ups – Powiedział aktorskim tonem, gdy dziewczyna weszła do środka.
Maya spojrzała na niego z paniką i niedowierzeniem, natychmiast chwyciła za mopa, który opierał się o ścianę obok niej. Po chwili otworzyła usta, jakby miała zacząć krzyczeć, lecz zanim zdążyła wydać jakikolwiek dźwięk, chłopak podbiegł do niej, chwycił za jej ramię, a drugą ręką zakrył usta. Chciała się cofnąć i oswobodzić, lecz już przy pierwszym kroku potknęła się o próg i razem z włamywaczem upadła na podłogę. Pisnęła cicho, a obcy zaśmiał się, leżąc na niej.
Przez sekundę patrzyła mu prosto w oczy, które w tej chwili bardziej przypominały oczy dziecka niż dorosłego.
Chłopak wstał z niej dopiero gdy zaczęła się szarpać,
- Hej – Powiedział, podając jej rękę.
Maya wstała bez jego pomocy, dalej była przerażona, czuła się przy nim bezbronna. Cofnęła się do tyłu, jakby zaraz miał na nią skoczyć i zrobić jej krzywdę.
- Kim jesteś? – Zapytała drżącym głosem.
- Nie powiedział ci? – Wydawał się być przez to przygnębiony.
- Kto miałby... – Przerwała, gdy przypomniała sobie część jej wczorajszej rozmowy.
„Niech tak zostanie, pewnie i tak niedługo wszystkiego się dowiesz."
Dopiero teraz go zrozumiała i miała nadzieję, że blondyn odpowie na wszystkie jej pytania. Na chwilę cały strach zniknął, a jego miejsce zajęła ciekawość. Zanim jednak zdążyła zadać pierwsze z nich, usłyszała głos zbliżającej się kobiety.
- Pani Evans? To pani? Stało się coś?
Tętno dziewczyny znów przyśpieszyło, natychmiast chwyciła chłopaka za rękę i pociągnęła go ze sobą do kuchni. Zaczęła rozgadać się wokół siebie, rzadko bywała w tym pomieszczeniu, nie widziała żadnego miejsca, w którym mógłby się ukryć.
Gdy kobieta była już blisko, puściła go i wybiegła z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Służąca zatrzymała się, widząc zakłopotanie siedemnastolatki. Uśmiechnęła się aby ukryć zdenerwowanie, cały czas opierała się plecami o drzwi kuchni.
- Coś się stało? – Zapytała kobieta.
- Właśnie, stało się coś? Nie powinna pani być teraz gdzieś indziej?
Przez chwilę milczała, patrząc na licealistkę.
- Dlaczego nikogo nie wezwałaś skoro chciałaś coś z kuchni? – Kontynuowała miłym tonem. - Słyszałam jak coś się przewraca. Mogę wejść? Posprzątam i zrobię ci coś do jedzenia.
- N... Nie! – Zatrzymała ją głośno, odsuwając się, gdy służąca chwyciła za klamkę. – Nie trzeba! Nie jestem głodna.
Otworzyła drzwi, a serce Mayi prawie stanęło. Nigdy nie przyprowadzała do domu chłopaków, a gdy już ktoś u niej był, to wiedziała o tym każda osoba pracująca w tym budynku.
Kobieta weszła do pomieszczenia, które okazało się być puste. Maya stanęła w drzwiach, ze zdziwieniem, otwierając szerzej oczy. Nie wierzyła, że to się może udać.
- Stłukłaś szklankę? – Zapytała, wyjmując szufelkę.
- Tak – Odpowiedziała mechanicznie, wchodząc do środka i szukając blondyna.
Wyglądała za okna, lecz wokół był tylko ogrodnik.
- Zrobić ci herbatę? – Zapytała po posprzątaniu.
- Nie, dziękuję.
Kobieta wyszła gdy tylko skończył, nie zamykając za sobą drzwi. Maya stanęła, wpatrzona w odległy punk, myśląc o tym, co się właśnie stało. To było jak sen - niewiarygodne. Mimo tylu pieniędzy jej życie zazwyczaj było nudne i monotonne, pozbawione niespodzianek. Wszystko była zaplanowane i łatwe. Przez chwilę miała wrażenie, że mogłaby oddać wszystko, aby wrócić do tego snu.
Wtedy jedna z dolnych szafek otworzyła się, a ze środka wyszedł złotooki. Dziewczyna spojrzała na niego ze zdziwieniem, nie miała pojęcia jakim cudem wcisnął się w takie miejsce. Zanim jeszcze zdążył wstać na proste nogi, chwyciła go za dłoń i pociągnęła za sobą. Wybiegła z kuchni i weszła na szerokie schody prowadzące na piętro. Cały czas miała nadzieję, że nie spotka nikogo po drodze. Chłopak szedł za nią, nic nie mówiąc.
Szybko dotarli do sypialni dziewczyny, która natychmiast po wejściu zamknęła drzwi na klucz i odetchnęła z ulgą.
Blondyn usiadł na łóżku, patrząc na nią z zainteresowaniem.
- Wstydzisz się mnie? – Zapytał prowokująco – Pierwszy raz dziewczyna wzięła mnie tak szybko do sypialni.
- Kretyn – Warknęła, podchodząc bliżej. – Nie, nie wspominał o tobie ale wiedział, że przyjdziesz.
- „Kretyn"? – Zaśmiał się, wstał i podszedł blisko do dziewczyny.
Ostatnio spotykanie psychopatów było dla niej całkiem normalne, a mimo to, za każdym razem pojawiał się ten sam strach.
- Odważna jesteś.
Dzieliła ich odległość paru centymetrów, był równy z nią. Patrzył jej prosto w oczy, nic przez dłuższy czas nie mówiąc. Maya znieruchomiała, czuła się jakby czytał jej w myślach. Z każdą sekundą coraz bardziej się go bała ale starała się tego nie pokazywać.
- Grasz taką dzielną dziewczynkę, którą nie jesteś. Przecież widzę jak się boisz, zaraz się popłaczesz. Wszystko przychodzi z czasem, nie udawaj kogoś, kim nie jesteś. Bycie sobą jest o wiele zabawniejsze.
- Masz broń? – Zapytała z widocznym stresem.
- A co? Chcesz się zabić?
- Możesz ją odłożyć?
Złotooki zaśmiał się i odszedł parę kroków do tyłu.
- Możesz mnie przeszukać – Rozłożył ręce i uśmiechnął się lekko.
- Możesz sam ją wyjąć?
- Kocham to – Zaśmiał się. – Minę tych wszystkich ludzi, gdy mówi się coś kompletnie niestandardowego. Jakiej odpowiedzi się spodziewałaś? – Zamilkł, czekając aż coś powie, lecz dziewczyna tylko nieśmiało odwróciła wzrok. – Ufasz mi?
- Inaczej bym cię tu nie zaprowadziła.
Sama nie była pewna czy to prawda. Część jej chciała mu ufać, miała dość tego życia i chciała wszystko zmienić, a druga błagała żeby to wszystko się już skończyło i wróciło do normalności.
- Dobrze wiem, że robisz to, bo chcesz wiedzieć coś więcej o swoim niebieskookim bohaterze. Przystojny jest, prawda? Podoba ci się? – Maya zarumieniła się lekko, a blondyn ponownie zaczął się śmiać. – Proszę, księżniczko.
Wyjął pistolet i rzucił go na łóżko, a zaraz później zrobił to samo ze składanym nożem.
- Maya Evans, siedemnaście lat – Zaczął. – To mi powiedział, reszty domyśliłem się sam. Ludzie mówią, że jesteśmy terrorystami, psycholami i mordercami.
- Nie mówią tego przypadkiem – Mruknęła.
Chłopak spoważniał, wstał, podszedł bliżej i wyciągnął przed siebie dłonie.
- Co widzisz?
- Ręce – Dobrze wiedziała, co powie za chwilę.
- Wyglądają jak miliony innych rąk, milionów innych ludzi, a przecież zabiły tyle osób.
- On też mi to powiedział.
- Powtarzali nam to dzień w dzień, aż w końcu w to uwierzyliśmy i sami zaczęliśmy o tym mówić.
- Kto wam to powtarzał?
- Wierzysz w demony?
- Mój ateizm ma się dobrze – Przerwała na chwilę. – Ale kiedyś wierzyłam.
- Piekło jest puste, a wszystkie diabły są tutaj. Właśnie z jednym rozmawiasz, jakie to uczucie? Czytałaś Szekspira? Zrobili z nas potwory. Nie cofniesz już czasu, możesz iść tylko do przodu.
- O czym ty...
- Może kiedyś zrozumiesz – Uśmiechnął się miło. – Nie mogę o tym mówić. Ale za to mogę powiedzieć ci pewien sekret. Lucyfer jest piękny, był jednym z najpiękniejszych aniołów. Ja też jestem ateista. Sądzę, że Bóg by za mną nie przepadał. No wiesz, zabijam coś, co kocha – Na chwilę przerwał. – Wracając do tego, co mówiłem wcześniej: Nigdy nie poznasz mordercy po dłoniach, ale wszystko można zobaczyć w oczach. Czasami można coś ukryć uśmiechem i tak właściwie, to często się to udaje, jednak najcięższe grzechy nigdy nie znikną z naszej psychiki. Morderca na zawsze będzie mordercą, nie ważne jak bardzo będzie żałował swoich czynów. Nigdy nie zapomni widoku martwego ciała, leżącego w kałuży krwi, z jego powodu.
Skończył i ponownie usiadł na wygodnym łóżku, cały czas wpatrując się w Mayę.
- Jak się nazywasz? – Zapytała po dłuższej chwili.
- Oliver, mam dziewiętnaście lat, jak cie to interesuje, a pewnie tak. Gość, którego poznałaś wczoraj to Damien, on ma dwadzieścia trzy albo cztery. Tak w sumie, to jestem podobny do Damiena. On też nie ma wykształcenia, a jest bardzo inteligentny.
- Długo się znacie?
- Od dzieciństwa.
- Macie rodziców? – Zapytała z zawahaniem.
- Ja kiedyś myślałem, że nie mam, a potem się okazało, że musiałem jakichś mieć – Powiedział wesoło, jakby to było dla niego zabawne. – Jak Damien był mały to rodzice go sprzedali, a potem on sprzedał ich diabłu. To było całkiem zabawne, na początku nie wiedzieli nawet kim jest.
- Zabijanie ludzi jest dla ciebie zabawne?
- Samo ich egzystowanie jest całkiem zabawne. Mają tyle wybuchowych, niekontrolowanych uczuć i odruchów, to niesamowite jak dużo mogą zrobić dla czegoś takiego jak „miłość", czy dla samego przeżycia.
- Jaki jest wasz cel?
- Dowiesz się w przyszłości.
- Tak właściwie, to po co przyszedłeś...?
- Poznać cię – Jego uśmiech był na tyle piękny i niewinny, że nikt nigdy nie uwierzyłaby w to, że jest seryjnym mordercą. – Damien jest świetnym przyjacielem ale to wielki introwertyk i samotnik. Od jakichś czterech lat wszyscy wokół mnie, oprócz niego, zawsze umierają. No może z jeszcze jednym wyjątkiem... Jesteś pierwszą nową osobą, z którą rozmawiam i nie mam zamiaru zabić – Przerwał i zaśmiał się cicho. – A przynajmniej nie za chwilę.
Drgnęła lekko, nie mogła uwierzyć, że jest w stanie mówić te rzeczy z takim uśmiechem. Mimo to wszelkimi siłami starała się zachować spokój. Od razu wzięła pod uwagę, że w pewnym momencie mogą chcieć się jej pozbyć. Wiedziała, że nie może z tym nic zrobić ale nigdy nie będzie w stanie też tego zaakceptować. Na razie starała się tym nie zadręczać, przekonywała się, że wszystko się jakoś ułoży.
- Dlaczego ja?
- Pytanie „Po co żyjemy?" jest już łatwiejsze, bo odpowiedź nie kryje się w głowie Damiena – Odpowiedział ironicznie. – Dobra, przesadzam. I tak w sumie, to znam odpowiedź ale nie rób sobie nadziei, nie powiem ci. To prywatna sprawa Damiena, jak będzie chciał, to sam ci powie. Zostańmy przy tym, że jesteś ładna, przydatna i z tego co wiem, to nie przepadasz za swoim życiem.
- Nie chcę się zabić...
- Nie mówię o tym – Uśmiech w jednej chwili zniknął z jego twarzy. – Nigdy nie miałaś przyjaciół, prawda? To ogromna wada w byciu córką milionerów, czy jakichś tam innych bogaczy ale jak to mówią, rodziców się nie wybiera. To przeznaczenie, od którego w dużej mierze zależy całe nasze życie. Może ci się wydawać, że współpracujemy z tobą tylko dlatego, że potrzebujemy pieniędzy. To oczywiście też, ale przecież moglibyśmy wzbudzić w tobie zaufanie, a potem okraść cię i zostawić. Pomijając fakt, że bardziej interesuje nas stały napływ pieniędzy, aniżeli jednorazowy, to byłaby całkiem dobra opcja – Zaczął z powrotem chować swoje bronie. – Nikt nie może pokonać samotności, dlatego wybiera obecność nawet najgorszego człowieka. Dlatego też dalej ze mną rozmawiasz, prawda? Nie jesteśmy dla ciebie tylko terrorystami, jesteśmy ludźmi, którzy cię interesują i chcesz spędzić z nimi więcej czasu, bo czujesz, że są inni od tych idiotów przepełnionych chciwością, których spotykasz na co dzień. Dosyć ironiczne, bo też chcemy pieniędzy. Ale my przynajmniej tego nie ukrywamy i dodatkowo należymy do całkiem innego świata. Jesteś teraz w takim stanie emocjonalnym, że pewnie wolałabyś wszystko inne niż twoje obecne życie – Powoli wstał. – Dlaczego tak się patrzysz? Myślałaś, że to idealnie ukrywasz?
Podszedł do jednego z okien, przesunął wszystkie doniczki z roślinami i otworzył jedną połowę. Dziewczyna tylko mu się przyglądała, analizując dokładnie wszystkie jego słowa. Oliver wszedł na parapet i jeszcze raz odwrócił się do Mayi.
- Do zobaczenia – Powiedział przyjaznym tonem i zeskoczył do ogrodu, na trawę.
Gdy dziewczyna podeszła do okna, chłopak biegł już w stronę muru, za którym znajdowała się ulica. Wokół nie było nikogo, kto mógłby mu przeszkodzić. Była ciekawa, czy specjalnie wybrał tę porę, czy po prostu miał szczęście.
Im dłużej o tym wszystkim myślała, tym więcej plusów widziała w tamtym porwaniu. Już dawno nie rozmawiała z kimś, kto tak dobrze ją rozumiał. Kto nie udawał przyjaźni tylko po to, żeby coś za to dostać. Zapominała już jak wygląda szczerość w kontaktach z innymi.
To było dla niej warte więcej niż własne życie, którego z dnia na dzień coraz bardziej nienawidziła.
CZYTASZ
Istina
ActionMaya jest córką milionerów, mieszkającą w willi, w San Francisco. Mogła mieć wszystko, co tylko da się kupić za pieniądze, a mimo to czegoś jej brakowało. Zrozumiała to gdy poznała dwójkę osób, które całkowicie zmieniły jej życie. Przestała czuć s...