17

4 0 0
                                    


Christopher dojechał na miejsce zaraz za policjantami i SWAT. Obok niego siedział Kevin, który zatrzymał go przed wyjściem i powiedział, że pojedzie razem z nim. Detektyw nie miał czasu na kłótnie, od razu wybiegli na parking i ruszyli w wyznaczone miejsce. Po drodze Kevin zdjął z siebie biały płaszcz i rzucił go na tylne siedzenie. Nie sądził, aby był mu jeszcze do czegokolwiek potrzebny.

Wysiedli jednocześnie z samochodu. Po tym, jak dużo ostatnio przebywali razem, nikt nie dziwił się widząc w tym miejscu Kevina. Stali przed dużą bramą, cały teren był ogrodzony, a szeroka, zarośnięta ścieżka prowadziła w głąb posiadłości. SWAT jako pierwsze pobiegło dalej, zaraz za nimi podążyli Chris z Kevinem i część dobrze uzbrojonych policjantów.
Im dalej byli, tym las robił się rzadszy. Po niecałych dziesięciu minutach dotarli do wielkiego budynku rozciągniętego na parę jednopiętrowych skrzydeł. Wszyscy zatrzymali się na chwilę, spodziewali się wszystkiego oprócz ogromnego kompleksu, ukrytego przed całym światem. Wszystko było zarośnięte, wyblakłe i zniszczone. Ogromny, pusty teren wokół budynku pełen alejek, wysokiej trawy i chwastów. Cała ta sceneria wyglądała jak plan zdjęciowy filmu postapokaliptycznego.
W oknach umieszczone były zardzewiałe kraty, a wszystkie drzwi były przymknięte i zniszczone.
SWAT spojrzało na detektywa, a ten przytaknął zdecydowanie.
Kevin widocznie posmutniał, przyglądał się wszystkiemu z większym zainteresowaniem i dokładnością od wszystkich innych. Oni jeszcze nie rozumieli znaczenia tego miejsca, ukrytego przez tyle lat w samym środku wielkiego lasu.
Chris zdecydowanie wszedł razem z chemikiem do środka zaraz przed jednym z oddziałów SWAT. Przeszli długim korytarzem do wielkiej sali ze sceną i zniszczonymi ławkami.
Z pomieszczenia wychodziły jeszcze dwa inne korytarze. Był to ogromny budynek, w którym łatwo było się zgubić. Na jednej ze ścian zapisana była kolejna zagadka. Puszki z czarnym i czerwonym sprejem leżały zaraz obok.
„Zostawili je celowo, zapomnieli o nich, czy są w pobliżu i chcą po nie wrócić?".
Kevin dotknął napisu, a następnie przykucnął przy puszkach. Potrząchał jedną i odłożył w to samo miejsce.
- Byli tu niedawno – Powiedział jakby do siebie.
- Kevin.
Mężczyzna natychmiast odwrócił się do ciemnowłosego, a ten rzucił mu mały pistolet.
- Znajdę ich i zabiję – Warknął, wyjął swoją broń i wyszedł do jednego z korytarzy.
Kevin jeszcze przez chwilę stał, patrząc się na broń.
„To musi być dziś."
Opuścił rękę i zaczął powoli iść tam, skąd przyszedł. Pierwszy raz czuł tak silny strach.
Wyszedł na zewnątrz i spojrzał do góry. Ptaki śpiewały jakby nigdy nic, a wiatr poruszał jego włosami. Nikt nie zwracał na niego uwagi, jakby nie istniał. Chciał się rozpłakać ale wiedział, że nie może tego zrobić. Potarł oczy i opuścił głowę.
Gdy odwrócił się w stronę wejścia usłyszał serię z karabinu. Chciał pójść w kierunku dźwięku, tam gdzie zmierzali teraz wszyscy, lecz zatrzymał się już po pierwszym kroku. Rozejrzał się wokół siebie na ludzi, którzy zaczęli wbiegać do środka. Przeklął cicho i zaczął biec w stronę przeciwnej części budynku.

20 minut wcześniej.

Trójka przyjechała na motocyklach przed duży budynek. Maya siedziała za Damienem, obejmując go mocno. Wszyscy mieli na sobie kaski, które zdjęli dopiero po zgaszeniu silników. Znajdowali się w środku lasu, wewnątrz ogrodzenia, do którego wjechali dziurą, o której prawdopodobnie wiedziało niewielu. Motory ukryli między gęstymi krzewami, aby ciężej było je zauważyć. Oliver trzymał w dłoni spreje, które kupił w małym sklepie dawno temu.
Wszystko było zarośnięte, lecz im dalej szli, tym mniej drzew i krzewów mijali. Cała trójka miała na sobie kamizelki kuloodporne. Maya nie planowała brać większego udziału w ich akcji ale uznali, że tym razem będzie mogła się im przydać.
Wkrótce spośród drzew zaczął wyłaniać się ogromny, zniszczony budynek, który swego czasu musiał być naprawdę ładny.
- Kogo właściwie szukacie? – Zapytała dwójki.
Ciężko jej było za nimi nadążyć. Wyglądali na wściekłych i pełnych energii. Jakby czekali na ten dzień od bardzo dawna.
- Richard Perez, były dyrektor tego gówna – Oliver powiedział to nazwisko z wyjątkową nienawiścią.
- Tu się wychowywaliście?
Spojrzeli na siebie, jakby pytali się nawzajem o pozwolenie na odpowiedź. Pierwszy raz widziała ich w takim stanie. Przez krótką chwilę poczuła lęk przed nimi i przed tym, co będą w stanie zrobić.
- Tak – Odpowiedział chłodno Damien.
Weszli do środka i od razu się zatrzymali. Panowała cisza, którą brutalnie przerywały ich kroki i głosy. W tle śpiewały ptaki, jakby miał być to kolejny zwykły dzień.
- Jak kogoś znajdziesz to krzycz – Ciemnowłosy był śmiertelnie poważny. – Nie daj mu uciec, ostatecznie strzelaj w nogi.
- Skąd wiecie, że tu będzie?
- Co roku tu wraca – Oliver cały czas rozglądał się wokół siebie, jakby ktoś za chwilę miał wyskoczyć zza rogu.
Rozeszli się jednocześnie w dwie różne strony, nic nie mówiąc. Dziewczyna poszła trzecim korytarzem, bała się ale nie zamierzała się poddać. Chciała być jedną z nich, a gdy po takim czasie miała na to szansę, nie mogła zawieźć.
Zaczęła biegać po budynku, którego całkowicie nie znała. Mijała najróżniejsze, zniszczone pomieszczenia. Część przypominała sale lekcyjne, inne sypialnie lub siłownie, strzelnice, salony, łazienki. Wchodziła do każdego z tych pomieszczeń i dokładnie sprawdzała, czy nikt nie ukrywa się w środku.
Nie rozumiała czym jest to miejsce, lecz bardzo zależało jej na tym, aby się tego dowiedzieć. Zadawała sobie sprawę z tego, że dojdzie do tego sama lub dopiero dzięki telewizji i gazetom.

IstinaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz