Rozdział Dziesiąty - W którym Harry robi sobie kuku

3.1K 282 219
                                    


Przygotowania do świąt wskoczyły na jeszcze wyższe obroty. Hagrid całymi dniami rozstawiał w zamku wysokie, kłujące świerki i sosny. Flitwick biegał po korytarzach na swoich krótkich nóżkach i wszędzie wyczarowywał bombki, łańcuchy i kolorowe świece.


Ktoś wpadł na przewrotny pomysł i ustawił wszystkie cyprysy ze szkoły w Wielkiej Sali. Gdy w poniedziałkowy poranek uczniowie zeszli na śniadanie, powitał ich nieskoordynowany ryk wszystkich świątecznych piosenek świata.
- Na Merlina, to jakiś koszmar! - zawołał Seamus, zatykając uszy.
- Wyjątkowo się zgadzam, panie Finnigan. - Snape machnął różdżką i cyprysy zniknęły. Niestety, brzęczenia w uszu nie mogli pozbyć się tak łatwo.


W dodatku przy stole Gryffindoru panowała niezmącona, grobowa cisza. Harry pomyślał, że lepszy był już ryk cyprysów.
Ron nie rozmawiał z nim, Hermioną i Lavender. Połowa domu nie rozmawiała z Hermioną, druga z Lavender. Lavender w ogóle nie rozmawiała z nikim. I choć afera z eliksirami dotyczyła tylko siódmego roku, to sytuacja z punktami dotknęła każdego Gryfona - w związku z czym cały dom wyglądał jak na stypie.
Harry obserwował swoich kolegów i zastanawiał się z przekąsem, co Dumbledore powiedziałby na ten poziom skomplikowania relacji.
W końcu postanowił się tym nie przejmować. Akurat on najmniej zawinił w całym tym zamieszaniu, a wydawało mu się, że zapłacił najwyższą cenę.


Draco nie pojawił się na śniadaniu. Harry zaczynał się martwić - czy Ślizgon opuszczał posiłki ze względu na niego? Miał nadzieję, że w końcu uda mu się dorwać Draco i wyjaśnić całe to koszmarne nieporozumienie.


Okazało się to jednak niemożliwe. Harry zastanawiał się, czy ciąży na nim jakaś klątwa - każda próba zbliżenia się do Draco kończyła się fiaskiem. W poniedziałek na Kulturze Mugolskiej zauważył go dopiero, gdy lekcja się zaczęła. chociaż przyszedł pierwszy i czatował na Ślizgona. Podczas przerwy na zajęciach Draco dosłownie rozpłynął się w powietrzu - najpierw stał obok Parkinson, a potem po prostu zniknął. Gdy wychodzili z klasy, Harry stał przy drzwiach przez cały czas. Obserwował Ślizgonów, ale Draco nie było wśród nich. Wyglądało na to, że został w środku. Ale kiedy Harry wszedł z powrotem do klasy, zastał tam tylko profesor Frost Sprawdził na mapie - kropka z nazwiskiem Draco znajdowała się w klasie Numerologii.
Dumbledore powiedział mu kiedyś, że w zamku nie można się teleportować. Harry zaczynał myśleć, że w tej jednej kwestii dyrektor mógł się pomylić.


Hermiona zaoferowała, że spróbuje porozmawiać ze Ślizgonem, ale Harry pokręcił głową.
- Muszę mu to wyjaśnić sam. A poza tym, jeśli nie posłuchał Parkinson, nie posłucha ciebie.
- Auć, zabolało. - Hermiona z udawanym oburzeniem złapała się za serce. Nie rozbawiła Harry'ego, ale był jej wdzięczny, że próbuje.


I tak było codziennie. Harry przed każdą lekcją ze Ślizgonami wystawał przed salą, a po zajęciach zostawał aż do dzwonka kończącego przerwę. Nie spotkał Draco ani razu.
A przecież nie mógł tak tego zostawić. Nie, to w ogóle nie wchodziło w rachubę.


W końcu nie wytrzymał i postanowił przestać przejmować się konwenansami. Na Transmutacji po prostu podszedł do niego, złapał za ramię i pociągnął na bok.
- Draco, porozmawiajmy.
- Spieprzaj, Potter - syknął Ślizgon i popchnął go.
Harry wpadł na stół ze szklanymi dzbanami, które mieli zamienić w witraże. Rozległ się huk tłuczonych naczyń.
- Brawo, panie Potter, ma pan szansę poćwiczyć zaklęcia hutnicze. Może zaczniemy od Glacciovinculum? - powiedziała McGonagall oschle. Wciąż nie doszła do siebie po rozczarowaniu, jakie zafundował jej własny dom.

Draco wrócił do Parkinson. Gdy Harry skończył naprawiać rozbite dzbany, chciał znów podejść do Ślizgona. Ten zmierzył go jednak takim spojrzeniem, że Harry'emu zrobiło się słabo.


All I want for Christmas is youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz