Rozdział Czwarty - W którym Draco trochę oszukuje.

4.4K 345 506
                                    


Następnego dnia Harry szedł na śniadanie z duszą na ramieniu. Nie był w stanie nic przełknąć, póki sowy nie dostarczyły porannego wydania Proroka. Dopiero gdy upewnił się, że żaden artykuł nie traktuje o jego orientacji seksualnej, odetchnął z ulgą, ale apetyt i tak mu nie wrócił.

Na początku Harry unikał Malfoya jak ognia i po prostu udawał, że Ślizgon nie istnieje. Gdy widział go w korytarzu – skręcał albo przysuwał się do przeciwległej ściany. Podczas posiłków siadał plecami do stołu Slytherinu.

Tymczasem Malfoy jakby zapomniał o rzuconej w gniewie obietnicy. Jeśli wcześniej obserwował Harry'ego, to teraz zdawał się mieć obsesję na jego punkcie. Pojawiał się dosłownie znikąd w najmniej oczekiwanych miejscach. Harry wciąż spotykał go na korytarzach i schodach, na błoniach, gdy wracał z treningu, pod szklarnią – mimo że Ślizgoni nie mieli tego dnia Zielarstwa. Harry poważnie bał się, że któregoś dnia spotka go pod prysznicem.

Do tego Malfoy zaczął zachowywać się jeszcze dziwniej, niż wcześniej – choć Harry nie wierzył, że to możliwe. Ilekroć jakimś okrutnym zrządzeniem losu znaleźli się obok siebie, Malfoy gapił się na niego uporczywie, jakby próbował wejść mu do głowy.
Harry zaczynał popadać w obłęd. Podejrzewał, że Malfoy szuka potwierdzenia swojego odkrycia, czeka na jakiś jego błąd. Był pewien, że Ślizgon kpi z niego w duchu i świetnie się bawi, obserwując przeżywającego katusze Harry'ego.

Ale – o dziwo – żaden uczeń nie powiedział nic niesmacznego na jego temat. Nie było rzucanych z ukosa spojrzeń. Wszystko wydawało się takie, jak wcześniej. Wyglądało na to, że Malfoy nie podzielił się z nikim zdobytą podstępem informacją. To jednak nie uspokoiło Harry'ego – teraz już zupełnie nie wiedział, o co chodziło Ślizgonowi. Bo jeśli nie chciał wykorzystać jego sekretu, to po co zadał to pytanie?

I po co te wszystkie gierki?

Więc Harry przestał unikać Malfoya i zaczął grać w jego grę. Wykorzystywał każdą okazję, by znaleźć się obok Ślizgona. Próbował go sprowokować – spojrzeniem, gestem, uśmieszkiem. Wszystko po to, by Malfoy w końcu się zdemaskował i odkrył karty. Teraz to Harry popadał w obsesję. Ilekroć skręcał w jakiś korytarz, zastanawiał się, czy spotka tam Malfoya. A gdy go tam nie było, Harry nie mógł nic poradzić na krótki ucisk żalu w gardle.

Pewnej nocy leżał w łóżku, wsłuchując się w miarowe oddechy współlokatorów i hulający na dworze wiatr. Szyby w oknach dormitorium drżały, okiennice uderzały o siebie z trzaskiem. Harry zamknął oczy i zaczął liczyć swoje oddechy – tej metody medytacji nauczył go Lupin. Próbował nie myśleć o niczym, by zmęczony umysł oczyścił się i zapadł w sen.
Ale Harry nie umiał myśleć o niczym.
Zasnął, myśląc o Malfoyu.

*** *** ***

Co kilka tygodni w Wielkiej Sali odbywał się kurs aportacji. Chętnych było dużo, bo rok wcześniej zawieszono program po tym, jak okazało się, że jeden z nauczycieli był Śmierciożercą, a pozostali znajdowali się pod działaniem Imperiusa. Całe szczęście udało się to wykryć, zanim komuś stała się krzywda.

W tym roku uczył ich Wilkie Twyross, wybrany na to stanowisko przez Dumbledore'a.
Sama aportacja okazała się piekielnie trudna. Przez pierwsze kilka zajęć Harry'emu ani razu nie udało się przenieść ze swojego miejsca w środek drewnianego koła. Nie był jednak jedyny. Instruktor zapewniał ich żarliwie, że to normalne. W kocu im się uda, gdy zastosują metodę Ce-Wu-En: cel, wola, namysł.

W czwartkowy wieczór stoły w Wielkiej Sali odsunięto pod ściany, dzięki czemu zyskano dużą, przestronną salę ćwiczeń. Ale uczniów było tak wielu, że ledwo udawało się zachować bezpieczny dystans. Hermiona, wciąż obrażona na Rona, zajęła stanowisko między Neville'em a Parvati. Ron wzruszył ramionami i stanął za nią. Harry'emu pozostało miejsce dalej od Gryfonów – obok Malfoya.

All I want for Christmas is youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz