Rozdział Jedenasty - W którym jest Wigilia

2.9K 278 202
                                    


W wigilijny poranek Harry obudził się skulony na kanapie w Pokoju Wspólnym. Przeciągnął się, roztarł obolałe ramię i ruszył do dormitorium.

Próbował znaleźć sobie jakieś zajęcie. Wczorajszy wieczór spędził gapiąc się na wypalający się ogień w kominku i myśląc o Draco. Niespecjalnie poprawiło to jego sytuację. Postanowił więc przestać się zamartwiać i zająć umysł i ręce czymś innym.

Wypolerował Błyskawicę. Pościelił łóżko. Zrobił porządek w kufrze - posegregował notatki, wyrzucił stare pióra, uzupełnił atrament w kałamarzach. Poskładał ubrania w kostkę i poukładał je według kolorów.
A potem zanurzył ręce w kufrze, wyciągnął wszystko i rzucił ze złością na podłogę.


Dlaczego Draco pocałował Parkinson? Byli razem? Harry nieraz widział, jak Pansy kleiła się do Draco, ale nigdy nie przypuszczał, że on odwzajemnia jej zainteresowania.
W zasadzie miało to sens - dwójka Ślizgonów, podobne poglądy, zapatrywania.
Z tym, że Draco chwilowo miał inne zapatrywania. A tak przynajmniej wydawało się Harry'emu. Bo jeśli nie, to dlaczego Ślizgon pocałował go na błoniach? A potem na wieży? Dlaczego mówił mu te różne rzeczy?
Jeśli to wszystko miało okazać się kłamstwem, albo kaprysem...


Usiadł na łóżku, a z jego szaty wypadł kawałek zmiętego pergaminu. Harry sięgnął i rozprostował zagięcia.


Chciałbym, żebyś mi pokazał, jak działa ta telawizja.
D.




Odpowiedź, którą Draco wysłał mu na zajęciach z Kultury Mugolskiej. Harry opadł bezsilnie na łóżko, zaciskając pergamin w pięści. Miał wrażenie, że to wydarzyło się lata temu. Wieki.
Albo że to wszystko było snem. Harry był bardzo blisko stwierdzenia, że nadal znajduje się pod wpływem działania nieudanego eliksiru Lisy i po prostu ma niekończące się halucynacje.


Próbował odnaleźć we wspomnieniach jakiś znak, który potwierdzałby jego obawy. Słowo, minę, gest, które zdradzałyby, że Draco tylko żartował. I choć odtwarzał wszystko wciąż i wciąż na nowo, nie znalazł nic takiego.
Wręcz przeciwnie - coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że obaj z Draco byli aż śmiesznie poważni. Gdy wspominał ich spotkanie w Hogsmeade, a później wspólny wieczór na Południowej Strażnicy, myślał, że są rzeczy, których po prostu nie można udawać.


I to było chyba najgorsze - świadomość, że miał Draco na wyciągnięcie ręki i stracił jego zaufanie.



*** *** ***



Wielka Sala wyglądała wspaniale. Na środku stał długi stół, wspólny dla nauczycieli i uczniów, przystrojony ostrokrzewem i pomalowanymi na biało cisowymi gałązkami. By zatuszować pustkę, dookoła ustawiono prawdziwy las drzew iglastych. Nad nimi unosiły się gęste wyczarowane obłoki, z których padał śnieg. Ściany Wielkiej Sali skuł lód, przez co miało się wrażenie przebywania na dworze w prawdziwie zimowej aurze. Sklepienie nad stołem było rozgwieżdżone, niebo bezchmurne. Ogromny sierp księżyca rzucał niesamowite, niebieskie światło na twarze przy stole.



Harry usiadł obok Hagrida, życząc mu wesołych świąt i obiecując, że wpadnie jutro na herbatkę. Na przeciwko nich usiadł Snape, co tylko pogorszyło i tak zszargane nerwy Harry'ego. Zaledwie dwójka uczniów oprócz niego pozostała w szkole na święta, ale oni zajęli miejsce z dala od nauczycieli. Krzesło obok Harry'ego było puste.
- Jak ci mija siódmy rok? Dużo nauki, co? - zapytał Hagrid, sięgając ogromną dłonią po cynamonowe ciasteczko. Niemal zmiażdżył je swoim silnym uściskiem. Okruszki rozsypały się po gęstej, miejscami siwej brodzie.
- To prawda, ale z Hermioną u boku jakoś nieszczególnie się martwię. - Uśmiechnął się Harry.
- No tak, ta dziewczyna to prawdziwa spryciara. - Hagrid mrugnął do niego. - Pewnie całe dnie siedzicie w bibliotece zakopani w tomiskach, co?
- Tak, ale nie jest źle. Materiał w tym roku jest naprawdę interesujący. Dumbledore dał mi wyraźnie do zrozumienia, że muszę się przyłożyć, jeśli chcę startować na Kurs Aurorski.
Hagrid gwizdnął cicho i klepnął go w plecy. Harry wpadł nosem w miskę z puddingiem.
- O cholibka, przepraszam Harry, trochę za mocno...
Hagrid złapał go za ramiona i usadził prosto. Sięgnął po chustę wielkości obrusu i zaczął wycierać jego twarz. Harry wydłubywał resztki jedzenia z włosów. Snape spojrzał na niego z obrzydzeniem.
- Tiszta. - Mistrz Eliksirów machnął różdżką i brud z twarzy i ubrania Harry'ego zniknął. - Postaraj się nie obrzydzać innym kolacji, Potter. Niektórzy chcą ją spędzić w miłej atmosferze, jeśli to w ogóle możliwe w twoim towarzystwie - powiedział kwaśno.
Idealnie świąteczna atmosfera. Brakuje tylko marsza pogrzebowego - pomyślał Harry.
- Hermiona w tym roku zgarnia wszystkie punkty, nie? - wrócił do rozmowy Hagrid. - Ale ty też nie zostajesz w tyle, co?
- Jakoś daję radę. No, może oprócz eliks... - w ostatniej chwili ugryzł się w język.
Snape odwrócił się w jego kierunku i zmrużył oczy. Harry przełknął ślinę.
- Jak bydziesz dalej tak harować Harry, to na bank zostaniesz Aurorem, jak twoi starzy. - Głos Hagrida załamał się niezauważalnie przy ostatnich słowach. Westchnął głośno, a cały stół zatrząsł się od jego oddechu. - Ale chyba jest dużo chętnych w tym roku, co?
- Tak. Od nas z Gryffindoru prawie wszyscy. Sporo jest też Krukonów i Puchonów. Ze Slytherinu...
- Ślizgoni na aurorów? Cholibka! Kto to taki?
- Draco Malfoy - powiedział Harry i nie mógł powstrzymać uśmiechu, gdy zobaczył minę Snape'a.


All I want for Christmas is youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz