Cały dzień przyglądałam się Kieranowi. Zaprzyjaźnił się ze sportowcami. Wszyscy patrzyli się na niego jak na złotego chłopca. Zabawny, przystojny, wysportowany, przyjazny, co chcieć więcej? Wszystkie dziewczyny śliniły się do niego, tylko dlaczego? Przyznam mu punkt za wygląda, ale zabawny, miły? Od kiedy? Szłam właśnie w stronę stołówki, jak zawsze i co dziwne, zdziwiłam się, że wszystkie miejsca są zajęte. Kupiłam tylko sok porzeczkowy. Zwyczajem ruszyłam w stronę wyjścia ze szkoły na patio. Otworzyłam sok i zaczęłam go pić, gdy nagle cała ciecz wylała się na mnie. Spojrzałam w przed siebie i zobaczyłam szczerzącego się idiotycznie Ormona. No tak. Wszystkie oczy zostały skierowane na mnie i było słychać donośny śmiech... no tak... wszystkich.
- Proszę Cię... nie rób tego znowu. -powiedziałam ledwo słyszalnie, na co chłopak tylko zaśmiał się pod nosem.
- To już tam się zaczęło. Ja tu kończę. -wyszeptał chłopak przy moim uchu, a ja ze łzami w oczach spojrzałam na niego i wybiegłam ze stołówki.
Ruszyłam w stronę łazienki, ale co mi to miało dać? Nic. Spojrzałam w lustro i zobaczyłam, że mam całe policzki czerwone, oczy napuchnięte, a sok na sobie. Zdjęłam niebiesko-fioletową bluzę i rzuciłam ją o ziemie, zostając w samym czarnym staniku. Opłukałam ciało, aby nie lepiło się i co miałam robić? Nie miałam żadnej bluzki przy sobie, ani w szafce. Usłyszałam pukanie do drzwi, więc szybko zamknęłam się w jednej kabinie, zapominając o bluzie. Nagle udało mi się dosłyszeć skrzypienie drzwi i kroki.
- Słuchaj Ann. Możesz mnie nienawidzieć najbardziej na świecie, ale nie mogę patrzeć, co się tobie dzieje. Moje uczucie do Ciebie nie wyblakło nawet trochę. Będę Ciebie przepraszał tyle razy ile będzie trzeba, żebyś chociaż na mnie spojrzała. Jestem dupkiem do potęgi i wiem o tym. Przepraszam, najszczerzej jak mogę. -męski głos mówił do mnie z drugiej storny drzwi. W pewnym momencie, że z góry zwisa szara bluza, więc bez wikęszego zamysły wzięłam ją i założyłam na siebie.
- Dziękuję. -powiedziałam cicho w przerwie między nowymi łzami.
- Przepraszam tak cholernie, bardzo. Może kiedyś mi wybaczysz... -odpowiedział głos dobrze mi znany i znowu usłyszałam kroki, skrzypienie drzwi i... cisza. Znowu jestem sama, ale nie chcę. Chyba.
Wyszłam z kabiny, znowu spojrzałam w lustro i dużo się nie zmieniło. Tak samo czerwone policzki, tak samo spuchnięte oczy, tak samo beznadziejna ja. Wzięłam mokrą bluzę w ręce i ruszyłam w stronę szafki. Wpakowałam porzeczką pachnący materiał do szafki, a następnie ruszyłam okrężną drogą na patio, ze względu na przerwę, która będzie trwała jeszcze 20 minut.
Usiadłam na swojej 'ulubionej' ławcę, wyciągnęłam słuchawki oraz szkicownik i zaczęłam kreślić cokolwiek na papierze. Po głowię wciąż plątały mi się słowa bruneta. Może jednak coś dla niego znaczę? Chyba myślałam o nim za dużo, bo rysunek przedstawiał właśnie niego. Może to dziwne, że rysuję osobę, którą... co? Nienawidzę? Kocham? Lubię? Szaleję przy każdym spojrzeniu w jego stronę? Cholerny Marais.
Zauważyłam kątem oka, że na ławce niedaleko usiadł ten niesamowicie, okropny Jonah. Co mam zrobić? Podejść? Chyba wypada to wszystko przegadać. Dam radę. Wstałam z ławki i ruszyłam w stronę chłopaka. Usiadłam po drugiej stronie ławki, a chłopak może się zdzwił, ale dalej siedział z rozłożonymi ramionami w tym samym miejscu, co wcześniej. Podsunęłam się trochę bliżej, a brunet nie czekał długo i również się przysunął.
- Jonah słuchaj. Teraz mówię ja. Bardzo Ci dziękuję za to, co zrobiłeś i wiesz, że nie musiałeś. Bardzo mi aktualnie jest trudno, cała ta sytuacja zaczyna mnie przerastać i nie wiem, co robić. Chcę Ci bardzo wybaczyć, ale część mnie boi się. Jonah ja się po prostu boję, co dalej... -powiedziałam, a na ostatnie zdanie odważyłam spojrzeć mu w oczy. Może to głupie, ale znowu miałam oczy całe we łzach, a ja patrzyłam się w te szkiełka, jak w cud świata.
- Ann, jeśli mi wybaczysz, nigdy, przenigdy, nie zrobię już żadnego głupstwa. Przysięgam. Oszalałem na twoim punkcie, nie mam pojęcia co robić. Masz zawsze rację. Jesteś inteligentna, delikatna, śliczna, idealna. A ja? Potrafiłem skrzywdzić, najpiękniejszą dziewczynę dla kumplów z drużyny. Tak cholernie przepraszam. Ann... wybacz mi. -odpowiedział chłopak i delikatnie położył dłoń na mojej.
- Jonah... ja szaleję za tobą. Nie mam pojęcia, co jest ze mną gdy jesteś obok. Jonah... ja też Cię kocham...
Wróciłam! Jej! Obiecuję przestanę już z piosenkami. To ostatni raz, ale to tutaj dodaje takiej pikanterii. Smunta piosenka przy wyznawaniu miłości... no comon, komu to się nie podoba niech pierwszy rzuci kamieniem. Jak tam nowy rok? Tak się cieszę, że moja 2 ksiązka ma już 100 wyświetleń, gdy pierwsza około 3 tysięcy. WOW. Dziękuję za wszystko.
xo Karola
YOU ARE READING
I'm falling for you | Jonah Marais
FanfictionAnna Hazel. 19 lat. Ciemne włosy, jasne oczy, wysoka. Siatkarka. Jonah Marais. 19 lat. Ciemniejsze włosy, jaśniejsze oczy, wyższy. Baseballer. -------------------------------------------- Opowiadanie może zawierać błędne informacje na temat chł...