rozdział 6

975 80 58
                                    

Od przypadkowego spotkania z Gellertem minęły już trzy dni, a ja nadal nie mogę przestać o tym myśleć.

Bo niby po co najpotężniejszy czarodziej wszechczasów miałby tak sobie po prostu spotkać się ze swoim byłym przyjacielem?

Ta i tysiące innych pytań krzątały mi się po głowie. Chciałem poznać na nie wszystkie odpowiedzi, ale jednak obowiązki nauczyciela wzywają.

Wszedłem do mojej klasy i rozejrzałem się po ławkach, które ustawione były pod ścianą. Siedzieli przy nich uczniowie siódmych klas. Dokładnie to Hufflepuff i Ravenclaw.

– Witajcie moi drodzy. – przywitałem się z uśmiechem na ustach. – Dzisiaj po raz pierwszy nauczycie się rzucać zaklęcie patronusa, czyli zaklęcie, które chroni nas przed demetorzy. Musicie jednak pamiętać, że nie każdemu może się to udać za pierwszym razem. Jest to bardzo trudny czar, a do jego wykonania potrzebne jest jakieś bardzo szczęśliwe wspomnienie, gdyż tym właśnie żywią się dementorzy. A teraz zapraszam was wszystkich na środek.

Uczniowie z pomrukiem zadowolenia, porozstawiali się po całej sali, wyjmując różdżki.

– Formuła zaklęcia brzmi Expekto Patronum. Powtórzcie za mną i pomyślcie o jakimś najlepszym wspomnieniu jakie macie. Expekto Patronum. – uczniowie powtórzyli za mną zaklęcie, a po chwili pomieszczenie rozbłysło srebrnym światłem.

Z niektórych różdżek wydobyły się bliżej nie określone, wyraźne chmury jasnego dymu, a z niektórych ledwo małe smugi światła.

×××

Po skończonej lekcji udałem się do pokoju nauczycielskiego, w którym było dziś wyjątkowo cicho.

Wszyscy siedzieli przy małych stolikach czytając gazety i szepcząc między sobą. Wyglądali tak, jak tego dnia gdy Grindelwald uciekł podczas transportu do Azkabanu.

Podszedłem do mojego krzesła i usiadłem na nim. W jedną rękę kubek z gorącą herbatą, a w drugą "Proroka Codziennego". Po zobaczeniu pierwszej strony, uznałem, że to nic nie wartego większej uwagi. Jednak dlaczego profesorowie siedzą i szeptają o czymś zawzięcie.

Wziąłem łyk herbaty i przeglądałem kolejne strony broszury z myślą, że nic szczególnego tu nie ma. Lecz gdy zobaczyłem stronę numer 11, kubek z gorącym napojem wylądował na ziemi, roztrzaskując się na małe kawałeczki, a płyn rozlał się po całym pomieszczeniu.

Wzrok wszystkich w komnacie spoczął na mnie. Machnąłem różdżką, a podłoga pozostała sprzątnięta.

Zdziwionym wzrokiem spojrzałem kilka razy na artykuł, który zacząłem czytać.

"Przerażający Obskurowiciel sieje spustoszenie na ulicach Berlina!

Dzisiaj o godzinie dwunastej na ulicach stolicy Niemiec pojawiła się ogromna, czarna masa, która niszczyła wszystko, co napotkała na drodze.
Niemieccy aurorzy próbowali powstrzymać tajemniczą postać, jednak na darmo. Po kilku godzinach zmagań zginęło ponad 20 osób, a Obskurowiciel zniknął bez śladu.

Przeprowadziliśmy wywiad z jedną z osób, która stanęła oko w oko z tym stworzeniem.

AH: Jako jedna z nielicznych osób, stała dziś pani z tajemniczym osobnikiem oko w oko. Jakie ma pani co do tego odczucia? Co mówił, nim zniszczył pani dom?

MJ: To było straszne. Przed tym, jak zniszczył mi jedyne miejsce zamieszkania, zmaterializował się i stanął przede mną młody, na oko szesnastoletni chłopiec. Patrzał na mnie jakby nieobecnym wzrokiem, a jak... a jak się odezwał... Jego głos do teraz siedzi mi w głowie. Był taki... pusty. Jakby nie było w nim ani trochę emocji.

AH: Co takiego mówił?

MJ: Mówił, że mści się na mugolach i tych, którzy z nimi trzymają. Najwyraźniej ten chłopiec miał z takimi osobami złe wspomnienia, ale to nie znaczy że musi się na nas wyrzywać. Ciesze się, że wciąż żyje. Że na moim domu się skończyło.

AH: A mówił coś jeszcze, poza tym? Nasi czytelnicy na pewną są tego ciekawi.

MJ: Tak... Mówił, że nazywa się... Aureliusz Dumbledore, i że jego zemsta się dopiero zaczyna."

W tym momencie przestałem czytać. Miałem ochotę rzucić gazetą o ziemię i wyjść z Hogwartu.

Co on chciał tym osiągnąć, wmawiając temu biednemu dzieciakowi, że ma się zemścić na tych, którzy go zranili i jak śmiał mu wmówić, że jest moim zaginionym bratem. Sam nie wierzyłem w to co czytam.

Podniosłem się z krzesła i wyszedłem z pokoju, jednocześnie sprawiając, że wszystkie głowy odwróciły się w moją stronę.

Wszedłem do mojego gabinetu i zamknąłem drzwi z trzaskiem.

– Przegiąłeś Gellert. – wysyczałem sam do siebie i sięgnąłem po pergamin.

Usiadłem przy biurku i zamoczyłem pióro w atramencie.

"Posłuchaj mnie. Ja nie mam pojęcia, co miałeś zamiar osiągnąć wmawiając temu dziecku, że jest moim zaginionym bratem, ale wierz mi, że się pogrążasz. To nie jest i nie było śmieszne. Gdybym nie miał tych głupich zaklęć na sobie, to w tym momencie stałym obok ciebie, wybijając ci z głowy takie głupie pomysły na przyszłość.

Albus"

Włożyłem list w kopertę i dałem ją sowie, mówiąc by znalazła Gellerta i mu to dała.

Byłem taki zdenerwowany, że nawet nie próbowałem zachować staranności pisma.

Gdyby nie te głupie namierzacze, to już dawno bym go znalazł i wybiłbym mu to z głowy.

Ale nie... Bo oczywiście ci głupole z ministerstwa pomyśleli, że współpracuje z Gellertem.

Odszedłem od biurka i rozłożyłem się na kanapie, łapiąc się za głowę.

– Całe szczęście, że nie mam dzisiaj już żadnych lekcji... – mruknąłem sam do siebie i znów zamyśliłem się nad tym, co miało miejsce przez ostatnie kilka tygodni...


Siemka. Ja was bardzo przepraszam, że tak długo nie było rozdziałów, a ten nie należy do jakiś super hiper cudownych, ale leżę w łóżku chora i staram się cokolwiek wymyśleć.

I chciałam wam bardzo, ale to bardzo podziękować za 200 wyświetleń i 70 głosów. Jesteście niesamowici. Nie wierzyłam, że kiedykolwiek uda mi się takie coś osiągnąć.

Bardzo chciałabym zrobić wam jakiś bonus z tej okazji, ale nie mam za bardzo pomysłu. Jednak jak tylko przyjdzie mi coś do głowy to od razu to zrealizuje.

~Msr_Snape

~ Dla większego dobra ~ Grindelwald x Dumbledore ~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz