rozdział 10

1K 90 116
                                    

No kurde... Wychodzi na to że nie umiem trzymać was w niepewności... Macie rozdział :P

×××

– Naprawdę?

Poczułem się, jakby mnie spetryfikowano. Stałem w progu drzwi i nie mogłem się ruszyć.

"Przecież to niemożliwe..." myślałem, starając odciągnąć od siebie najgorszy scenariusz. "Co on mógłby tu robić."

Powoli odwróciłem się w stronę krzesła, na którym jeszcze chwilę temu siedział Newt. Ale teraz, siedział tam ktoś inny. Ktoś, kogo poznałbym wszędzie. Jego jasne włosy błyszczały się lekko w blasku świecy, która stała na stole, a jego oczy wyrażały jedynie zdziwienie.

– Czy... Czy ty słyszałeś wszystko? Wszystko co właśnie powiedziałem? – powiedziałem, a mój głos był prawie tak zaskoczony, jak przerażony.

Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie i wstał z siedzenia.

– Większość... – powiedział jedwabistym tonem. – Powiedz mi Albusie... Czy naprawdę jest tak, jak mówisz?

Wciągnąłem głośno powietrze. Już kiedyś byłem w takiej sytuacji. Ale miałem wtedy niecałe 17 lat... "Mój mózg podpowiada mi, bym skłamał, ale jednak serce, bym powiedział prawdę. I co tu począć" W mojej głowie toczyła się walka.

– Gellercie... – nie zdążyłem dokończyć zdania. Grindelwald przyłożył palec, do swoich ust, w znaku, że mam być cicho.

– Po prostu powiedz. Czy czujesz to, co właśnie powiedziałeś?

Teraz patrzał mi się prosto w oczy. Długo nie czułem tego, co czułem w tym momencie. Moje serce zachowywało się, jakby zaraz miało wyskoczyć mi z klatki piersiowej.

– Odpowiem ci, ale najpierw powiedz, co miało na celu podszywanie się pod Scamandera. – starałem się zdobyć na stanowczy ton.

Gellert zaśmiał się cicho i założył ręce na klatce piersiowej.

– Opowiem ci. Ale lepiej usiądź. Może to trochę zająć. – odrzekł, siadając na fotelu.

Począłem to samo, starając się wbić wzrok z podłogę.

– A więc – zaczął – miałem w planach odwiedzić cię w wakacje, lecz przez pewną rzecz, musiałem zrobić to szybciej. Chciałem cię przekonać, byś dołączył do mnie. Byś razem ze mną przejął władzę. Ale jednak po tym, co wydarzyło się wczorajszego wieczora... Credence

– No właśnie. – przerwałem mu. – Dlaczego wmówiłeś temu dziecku, że jest moim bratem?

Grindelwald jakby zignorował pytanie i kontynuował opowieść:

– Credence chyba zwariował. Wchodząc wczoraj do kuchni, zobaczyłem wybitą szybę w jednej ze ścian i zdemolowane pół kuchni. Nie mógł być to napad, bo mam w tym zamku takie zabezpieczenia, które złamać mógłby tylko naprawdę potężny czarodziej. Ale wracając. Dobrze wiesz, jaką ten chłopak ma moc. Jeśli naprawdę oszalał, może być jeszcze większym niebezpieczeństwem, niż był dotychczas. Wiem, że zależało mi kiedyś na jego sile, ale jednak wtedy miał ją pod jakąkolwiek kontrolą. A teraz zdaje się działać bez swojej własnej woli. Ktoś musi go powstrzymać. Ale nie dam rady zrobić tego sam... Albusie, potrzebuję cię.

W jego oczach przez chwilę widziałem rozpacz, błaganie o pomoc, lecz po chwili zniknęło.

– Wciąż nie odpowiedziałeś mi na pytanie... – przypomniałem, spoglądając na mężczyznę.

– Chciałem cię w ten sposób sprowokować, byś sam mnie odnalazł. Wtedy nie musiałbym robić tego sam. Ale no cóż. – wytłumaczył spokojnie.

Zapadło milczenie.

Przez chwilę nie wiedziałem co powiedzieć. W mojej głowie rozpętała się kolejna bitwa.
"Nigdy nie spodziewałbym się, że jeszcze kiedyś zobaczę Grindelwalda, a tym bardziej, że poprosi mnie o pomoc. Głos w mojej głowie powtarzał cały czas "zrób to", lecz wciąż nie do końca wiedziałem, czy tego chcę. Niby wciąż go kocham, ale jednak on morduje ludzi, a samo zdanie "przejęcie władzy", brzmi źle. Kojarzy się tylko i wyłącznie z dążeniem do celu niszcząc i zabijając wszystko, co stanie komuś na drodze. Ale czy zawsze tak jest? Przecież zawsze można rozwiązać to inaczej. Może spróbuję przekonać Gellerta, do małej zmiany w swoich planach."

Podniosłem głowę i schowałem twarz w dłoniach... Westchnąłem.

– Dobrze... Pomogę ci...

Mężczyzna jakby się rozpromienił. Usiadł prosto i założył nogę na nogę, uśmiechając się delikatnie.

– Ale jest jeden warunek. – dodałem. – Zmienisz trochę swoje nastawienie, do ludzi, którzy stają ci na drodze do zdobycia władzy. Proszę cię. Nie musisz mordować każdego. Spróbuj zadziałać słowami. Najważniejsze jest, by umieć manipulować głosem. Ale ty to dobrze wiesz. Prawda?

– Mogę spróbować dla ciebie... – Gellert podniósł się ze swojego miejsca, i wyjrzał przez okno, na szare niebo. Słońce już zaszło.

Uczyniłem to samo i stanąłem zaraz obok niego, wlepiając wzrok w dachy budynków za oknem, gdy nagle poczułem na sobie wzrok. Odwróciłem się i zobaczyłem, że wpatrują się we mnie cudowne, dwukolorowe tęczówki.

Nic nie mówiąc, objąłem szyję Grindelwalda, wtykając twarz w jego ramię.

– Tęskniłem... – szepnąłem.

~ Dla większego dobra ~ Grindelwald x Dumbledore ~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz