Rozdział 9

118 10 1
                                    

Godzina na zegarze się zmieniła. Przysnąłem?

Odgarnąłem papiery i zapiski Forda; siedzę tu już od kilkunastu godzin. Piętnastu? Nie, dłużej. Powinienem pocieszać Mabel, być przy niej, A NIE BEZSENSOWNIE SZUKAĆ ROZWIĄZANIA! Które pewnie w ogóle nie istnieje. Nie umiem pomóc nawet własnej siostrze, a co dopiero całemu miasteczku. Muszę się przewietrzyć.

Przy wyjściu dołączyła do mnie Wendy. Jej towarzystwo mnie uspokaja.

- Too... Jak ci idzie? Potrzebujesz w czymś pomocy?

- Nie, nie wiem. Aaach! Nie mam pomysłu jak możemy powstrzymać Billa, ani jak chciał to zrobić wujek. Szukałem planów pistoletu do jego unicestwienia, ale to przecież zniszczy tylko jego ciało, a my walczymy z mózgiem.

Chłodne powietrze działa na mnie kojąco. Odzyskuje jasność umysłu mimo braku wielu godzin snu i ton jedzenia.

- Nie próbuj zbytnio kombinować. Na pewno masz jakiś super-hiper pomysł, tylko jeszcze sobie tego nie uświadomiłeś. Ty zawsze masz jakieś rozwiązanie.

Nie mogłem powstrzymać czułego uśmiechu i mocnego bicia serca. Gdybym tylko był o te dziesięć centymetrów wyższy!

- Dzięki że ze mną poszłaś. Czuję się teraz dużo żywszy.

- Hahaha, nie dziwne! - przybrała smutną minę. - Dipper, martwimy się o ciebie. Ja się o ciebie martwię. Nie jesz, nie śpisz, martwisz się o wszystkich. Wiem, że to konieczne, ale... Dbaj o siebie. Mimo wszystko ciągle masz dopiero piętnaście lat. Dobrze?

Jak mógłbym się z nią nie zgodzić?!

- Dobrze.

Na powrót się uśmiechnęła, na i pocałowała mój policzek.

Drobna poprawka, moje serce bije teraz jak szalone!! Tak bardzo ją kocham! <3

Resztę przechadzki spędziliśmy w milczeniu. Gdy złapałem delikatnie jej dłoń, nie zabrała jej.

***

Muszę być silna! Nie mogę ciągle kłopotać wszystkich wokół.

Zarzuciłam na siebie żółty sweter z poprzyczepianymi małymi dzwoneczkami i wyszłam na ganek. Niektórzy zerkali na mnie ukradkiem. Bali się mnie. Współczuli mi. Nie!

Wyszczerzyłam się najszerzej i najserdeczniej jak potrafię. Dwie osoby odwzajemniły go. Reszta się odwróciła.

Starając się nie myśleć o trudach obecnej sytuacji, poszłam pooddychać świeżym, leśnym powietrzem. Nogi same mnie niosły.

Oglądałam wszystko, co było przede mną. Tak dawno mnie tu nie było. Nie pamiętałam, żeby było tu tyle wysokich drzew, albo krzaków z owocami. Wszystko było dla mnie jednocześnie nowe i znajome.

- Miło tak odpocząć od tego wszystkiego.

Ciepły wiatr rozwiał mi włosy. Poprawiłam różową opaskę. Jest tak cudownie.

Najpierw truchtem, potem na pełnym przyspieszeniu popędziłam przed siebie. Skakałam przez korzenie, schylałam przed gałęziami. Zgubiłam buty. Nie ważne! Na bosaka wbiegłam w stertę liści. Chichrałam się na pełny regulator. Tak cudownie!

- Hahahaha, cudownie! Hahahahhaha!

Policzki bolą mnie od uśmiechu, ale nie mogę przestać. Kręcę się jak głupia i śmieję do drzew, do zwierząt, czuję, że znowu żyję!

- ... Dobrze...

Hm? To Dipper?

Pobiegłam na tyle, na ile pozwalały mi moje obecne siły. Spacerował z Wendy. Chciałam do nich podejść, ale zrezygnowałam, gdy złapali się za ręce. Nie będę przerywać tym radosnym gołąbeczkom, hihi!

Skręciłam więc w krzaki, na których rosły maliny. Zerwałam kilka i zjadłam ze smakiem. Wspięłam się na drzewo i zastanowiłam, co zrobić teraz.

- Aaaaaach!

Echo mojej frustracji rozbrzmiało wśród drzew. Zarośla pode mną zaszeleściły. Zeszłam i odgarnęłam liście. To tylko wiewiórka. Złapałam ją i przytuliłam. Taka puszysta <3. Kolejny szelest. Następna wiewiórka? Króliczek? Przechyliłam łodygę...

--------------------------------------------

Podobało wam się? Czy akcja nie rozgrywa się za szybko? Wolelibyście więcej takiej ,,sielanki'', opisów codzienności, czy od razu przejście do akcji? Piszcie!

PS. Patrzę na ranking, a tam #6 w kategorii ,, billcipher''. Dwa słowa. Jesteście niesamowici!!! <3


Jak to się potoczyło dalej. Depravity Falls.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz