Rozdział 6

9 0 0
                                    

Słyszała odgłosy sprzątania i śmiech, jednak nie wstawała. Promienie Słońca wpadały przez odsłonięte okno, rażąc Alinę. Obróciła się na drugi bok. Nie miała ochotę – ani także siły – by się podnieść oraz spotkać Justyny. Miały dzielić razem pokój, który ogólnie należał do Adama, lecz Justyna spędziła tą noc ze swoim chłopakiem na kanapie w salonie. Co nawet pasowało dziewczynie. Wolała mieć trochę spokoju i przemyśleć to i owo.

Ktoś zapukał lekko w drzwi, a następnie wszedł do pokoju. Justyna nieśmiało stanęła w progu. Miała na sobie kwiecistą sukienkę z małym dekoltem oraz małą, czarną torebkę. Unikała spojrzenia na przyjaciółkę, jednak po chwili zrezygnowała.

— Idę z Adama na małe zakupy — oznajmiła, łapiąc się za łokieć. — W lodówce masz kanapki. I ... Jeśli czujesz się źle albo ... Coś ci leży na sercu ...

— Dziękuję — powiedziała tylko Alina.

Justyna chciała jeszcze coś dodać, ale wtedy Adam ją zawołał. Kiwnęła więc tylko głową i wyszła.

Blondynka zamknęła oczy, przywołując wczorajsze wydarzenia po raz kolejny. Nie ważne ile razy je zmieniała, one i tak były prawdziwe. Pokręciła szybko głową, będąc zła na siebie. Jak mogła być taka głupia? Przecież wszystkie dowody miała przed swoim nosem już od dawna, tylko nie chciała przyznać im racji. Nie mogła być wiedźmą. Jej rodzice byli ludźmi w stu procentach. A jej niezwykłe podobieństwo do matki wykreślało adopcję. Była jeszcze jedna opcja, ale Alina nie chciała nawet o niej myśleć.

Po kolejnych próbach zaśnięcia – ciągle zmieniała boki, ponieważ było jej stale niewygodnie – w końcu podniosła się z łóżka. By ponownie na nim spocząć. Jej głowa była ciężka od przeróżnych myśli i nie miała motywacji, żeby coś ze sobą zrobić. Nawet nie burczało jej w brzuchu ani nie przeszkadzał nieprzyjemny odór jej ciała. Rozejrzała się tylko po pokoju, myśląc, że coś znajdzie ... jakiś znak, że wczorajsza noc nigdy nie miała miejsca.

Adam miał pełno rzeczy związanych z autami, muzyką oraz historią. Alina wiedziała, że te zainteresowania odziedziczył po swoim ojcu oraz że, tak jak on, chciał zostać mechanikiem. Dominującymi kolorami tego pokoju były szary i brąz. Dla dziewczyny to pomieszczenie było mdłe.

Gdy po raz kolejny próbowała wstać, udało jej się. Umyła się, zjadła małą kanapkę i czekała na powrót przyjaciół. Chodziła z pokoju do pokoju, sprawdzała telefon, czy nie przyszła jaka świadomość od nich, oglądała telewizję. W końcu postanowiła wyjść. Nie mogła wytrzymać w tych czterech ścianach. Zostawiła karteczkę na lodówce, mówiącą, gdzie idzie. Nie miała kluczy od mieszkania, więc się modliła, żeby tylko nikt się nie włamał podczas jej nieobecności.

I ruszyła w stronę miasta.


Zgubiła się.

Próbowała powrócić do mieszkania wiedźm. Niestety nie znała drogi. Starała cofnąć się pamięcią do jazdy powrotnej taksówką, jednak wszystko nachodziło mgłą. Nie pamiętała momentu wejścia do pojazdu ani samej podróży. W Łodzi znała tylko kilka ulic, do których, żeby dojść, i tak musiała korzystać z nawigacji.

Musiała odnaleźć ten blok. Musiała porozmawiać z tymi wiedźmami. Tylko one znały odpowiedzi na jej pytania. Alina nie mogła stracić tej okazji. Jak nie dzisiaj, to już nigdy.

Szwendała się po mieście, dopóki nie zgłodniała. Jej przyjaciółka musiała do tej pory wrócić do mieszkania i zauważyć jej zniknięcie. Alina miała nadzieję, że zadzwoni do niej albo chociaż napisze wiadomość z zapytaniem, gdzie jest i kiedy wróci. Spochmurniała, gdy to nie nastąpiło.

Alina weszła do najbliższej kawiarni. Zamówiła sobie czekoladową babeczkę. Kiedy tak czekała na zamówienie, do środka weszła Marta. I jak tylko ich spojrzenia się skrzyżowały, brunetka odwróciła się i wyszła. Alina, ignorując swoją gotową do zjedzenia babeczkę, wybiegła za wiedźmą. Marta była szybka, jednak zdesperowana blondynka dogoniła ją dwie przecznice dalej. 

— Proszę — błagała dziewczyna. — Pomóż mi. Nie rozumiem tego. Nie potrafię tego kontrolować.

Wzrok kobiety zmiękł, gdy zobaczyła ledwo oddychającą Alinę. Jej pociągła twarz się zaczerwieniła. Opierała się rękami o kolana. Wreszcie się wyprostowała i dodała:

— Jesteś mi to winna.

— Nie jestem ci niczego winna. I możesz tak głośno nie mówić? Nie chcesz, chyba żeby ludzie o nas usłyszeli.

Alina zmarszczyła czoło. Nas? Czy ona myśli...?  Śniadanie podeszło dziewczynie do gardła. Marta sądziła, że jest wiedźmą. Jedną z nich. Dziewczyna chciała się poddać i uciec od tej sytuacji. Może i nie była normalną nastolatką, jednak nie zaliczała się do tej grupy. Już chciała się odwrócić, lecz przed oczami stanęły jej latające przedmioty w łazience, pęknięte lustro, woda spływająca z umywalki. Nie mogła się wycofać. Musiała udawać jedną z nich.

 —Proszę. Nikogo nie mam. Nikt mnie nie chce uczyć. — Miała nadzieję, że wiedźma to kupi. — Nie chcę nikogo skrzywdzić przez przypadek. I żeby ludzie się dowiedzieli o mnie.

Minęło trochę czasu, zanim Marta westchnęła i się zgodziła.

— Dziękuję. Nie pożałujesz. — Alina przez moment chciała ją przytulić z wdzięczności, ale porzuciła tę myśl tak szybko, jak się pojawiła. Nie mogła zapomnieć, że przed nią stała prawdziwa wiedźma. — Tylko jest jeden problem. Jutro wyjeżdżam. I tak normalnie tutaj nie mieszkam, więc ... No...

— Dobijasz mnie — rzekła, przewracając oczami. — No dobra. Dam ci swój numer, ale masz dzwonić tylko w krytycznych przypadkach. I robię to tylko dlatego, że żal mi ciebie.

— Jeszcze raz dziękuję — podziękowała dziewczyna z szerokim uśmiechem.

Marta wiedziała, że to, co robiła, było nieodpowiedzialne. Bernard by ją zabił za to. Ale mówiła prawdę. Było jej szkoda dziewczyny. Jej energia musiała się niedawno ujawnić. I do tego nie miała nikogo, kto by ją uczył. Marta nie znała jej historii – nawet ją ona nie interesowała – ale poczuła wieź z nią. Małą, cienką, prawie niewidzialną więź.

 Którą musiała zniszczyć.

Zakazana Magia [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz