Rozdział 2

28 1 0
                                    

Codziennie przez cały tydzień chodziła do pracy. Musiała w końcu zarobić na swoje wakacje. Od kiedy skończyła szesnaście lat, pracowała.Chociaż gdyby mogła, zaczęłaby o wiele wcześniej. Zatrudnili ją w lodziarni w jedynej galerii handlowej znajdującej się w jej mieście. Nie narzekała. Szefowa była miła, inni pracownicy –przyjaźnie nastawieni. Jasne, trafiali się klienci, co wkurzali Alinę do tego stopnia, że chciała rzucić kulką lodu w ich głowy. Jednak nic nie mogło być perfekcyjne.

W ostatni dzień przed jej urlopem Alina nie miała ani chwili wytchnienia. Był to pierwszy gorący dzień w tym roku i do tego weekend. Pracowała przez całe osiem godzin z tylko jedną przerwą.Gdy tylko mogła, wchodziła do magazynu i siedziała. Cieszyła się,jeśli mogła odpocząć chociaż na kilka sekund. Podczas godziny obiadowej, kiedy ludzi nie było tak dużo, ścierała stoły i blat.Z radia w rogu muzyka została przerwana przez popołudniowe wiadomości. Od jakiegoś czasu reporterzy mówili tylko o wiedźmach.Jakie to one złe i zasługują na gorszy los niż życie za kratkami.

— Już piątego czerwca zostanie otworzony Zakład Specjalny dla Wiedźm. „Jest to miejsce dla skazanych Wiedźm, w którym będą one obserwowane dwadzieścia cztery godziny na dobę, skute specjalnymi bransoletkami zapobiegającymi używaniu magii oraz – co najważniejsze – nasi najlepsi naukowcy będą mogli je zbadać i dowiedzieć się, w jaki sposób pobierają one magię"  mówi Tomasz Narkowiec, jeden z inicjatorów tego przedsiębiorstwa.

Alinie przeszły ciarki po plecach.

Zbadać.

Ci naukowcy chcieli testować na tych wiedźmach. Jak jakieś zwierzęta, choroby. Dziewczynie przypomniały się wszystkie horrory, których główną tematyką były dogłębne badania nad innymi. Pełno krzyków. Pełno krwi. Za dużo śmierci.

— Zakład Specjalny? Ładnie powiedziane — skomentowała wychodząca z magazynu dziewczyna. — I tak każdy wie, że chodzi o pierdel. Ba, to pewnie będzie jeszcze gorsze. Aż strach pomyśleć, co te doktorki zrobią tym wiedźmom.

Alina zignorowała wypowiedź koleżanki z pracy. Nie chciała wdawać się z nią w dyskusję. Najlepiej było tylko kiwnąć głową i zająć się własnymi sprawami. Jednak dziewczyna z niebieskimi dredami przylegającymi do jej kwadratowej głowy, miała inne zdanie.

— Na pewno te wiedźmy nie będą spokojnie słuchały się ochroniarzom. Zaczną się zamieszki. Aż w końcu będą się zabijać nawzajem. A my biedni, niewiedzący mieszkańcy mamy za to wszystko płacić.

— Możemy o tym nie mówić — przerwała jej cicho nastolatka. Nie chciała, żeby ktoś je usłyszał. W tym świecie dziewięćdziesiąt procent ludzi żywiła odrazę do wiedźm, a wszystkich, którzy uważali inaczej, nazywali dziwakami i wyrzucali ich ze społeczeństwa.

— Nie wiedziałam, że to ci tak przeszkadza. Sorry.

Alina przełknęła głośno ślinę, śledząc wzrokiem przechodzących klientów galerii. Nie mogła przestać myśleć o tym więzieniu.Gdy wyobrażała sobie te czarownice, osoby podobne do niej, leżące na metalowym stole i przypięte do mnóstwa piszczących maszyn,czuła podchodzącą żółć.

— Zastąp mnie na chwilę — rzuciła szybko, wymykając się do drugiego pomieszczenia.

~~~~

Alina na szybko związała swoje długie włosy w wysoki kucyk. Justyna miała lada chwila przyjechać po nią, więc przejrzała się ostatni raz w lustrze i wyszła z łazienki. Torba była już gotowa do wzięcia, Roman wraz z Julią stali przy drzwiach, powoli żegnając się z dziewczyną.

— Zadzwoń do mnie, gdy już dojedziecie — poprosił ojciec, przytulając córkę. — I do Łodzi, i do Gdyni.

— Obiecuję.

— Kup mi tę bluzkę, co ci pokazywałam. I nie upij się za bardzo — przypomniała Julia.

Alina kiwnęła głową, uśmiechając się. Nie będzie jej dwa tygodnie –najdłuższy wyjazd, jaki dotąd zaznała. Ale się nie bała. Będzie z przyjaciółmi. Była dorosła. Przez tyle lat ciężko pracowała nad dobrymi ocenami, zasługiwała na ten wyjazd.

To miłe pożegnanie zostało przerwane przez głośną muzykę z zewnątrz. Wiedzieli, że przyjechała Justyna Foks. Alina z trudem chwyciła swoją niebieską torbę, pomachała ręką i otworzyła drzwi wejściowe. Słońce świeciło tak jasno, że musiała przymrużyć oczy. Okulary przeciwsłoneczne miała schowane w czarnej torebce na ramieniu, ale z bagażem na drugiej ręce nawet nie zamierzała po nie sięgać. Zostawiwszy torbę w bagażniku samochodu, usiadła na miejscu pasażera.

— Gotowa na wakacje twojego życia? — spytała wesoło Justyna. Patrząc na lusterko, poprawiła swoje krótkie włosy w kolorze brunatnym. Alina się dziwiła, jak z taką chłopięcą fryzurą potrafiła wyglądać tak kobieco i uroczo. Pewnie to przez te piegi na grzbiecie nosa i wiecznie świecące się szare oczy.

— Jak jeszcze nigdy — odpowiedziała, zapinając pas.

Alina założyła wspomniane wcześniej okulary i zmieniła stację radiową. Akurat leciała jedna z popowych piosenek, którą wszyscy znali. I już po pierwszych sekundach dziewczyna zaczęła wymachiwać rękoma oraz śpiewać na cały głos. Po wyjechaniu z ostrym piskiem z ulicy dołączyła do niej Justyna.

Przez tę godzinę jazdy dziewczyny śpiewały, śmiały się i też milczały. Słońce wisiało wysoko na niebie, a temperatura się podniosła. Zwłaszcza w samochodzie. W pojeździe klimatyzacja nie działała poprawnie, więc musiały się zadowolić opuszczonymi szybami. Alina oparła głowę na ramieniu, które w połowie wystawało zza auta. Kilka blond kosmyków wydostało się z jej kucyka i latały, gdzie tylko wiatr zawiał. Wokół nich były tylko same pola. Gdzieniegdzie stały krowy i się pasły. Alina przeniosła wzrok z drogi na zielone tereny. Czuła się odprężona i nic ją nie interesowało. Żyła właśnie tą cichą chwilą.

W oddali zauważyła ciemną i powyginaną postać. Była ona lekko przezroczysta i bardzo chuda. Pochylała się nad jedną z krów i ...Wchodziło w nią? Dziewczyna wyprostowała się natychmiast. Może miała brudne okulary. To było niemożliwe, że...

Wspomniane zwierzę zaczęło się szarpać i biegać na około. Alina chciała zwrócić uwagę przyjaciółki na to dziwne zjawisko, jednak krowa wbiegła na drogę. Justyna szybko wcisnęła pedał hamulca.Samochód odrzuciło na drugi pas. Alina krzyknęła i złapała za rączkę nad jej głową. Brunetka próbowała odzyskać kontrolę nad pojazdem, nie uderzając przy tym bydła, a tym bardziej nie narażając bardziej  Aliny i jej. Kiedy się zatrzymały, auto stało na poprzednim pasie, tyłem do przodu. Zwierzę zdążyło do tej pory uciec i się gdzieś schować. Obie dziewczyny ostro sapały. Alina miała w oczach łzy. Powoli spojrzały na siebie, próbując pojąć, co się właśnie stało.

— Co to, do cholery, było? Nie, naprawdę. Co to było? — Justyna zaczynała pokrzykiwać. Trzymała kierownicę tam mocno, że jej kłykcie zbladły. Rozglądała się na prawo i lewo. Przeklinała pod nosem. Alina za to otworzyła drzwi i wyszła na zewnątrz. Zgięła się w pół, starając złapać oddech. — Co się stało tej zasranej krowie? Niedawno jeszcze stała jak nieżywa. I tylko ta jedna tak zbzikowała! Powinni jej nie wypuszczać, jeśli jest chora! O Boże! A co z autem? Tata mnie chyba zabije, jak się zarysował.

Dziewczyna zauważyła swoją przyjaciółkę klęczącą na środku drogi.Szybko do niej podbiegła.

— Wszystko dobrze? Mam zadzwonić po pogotowie? O Boże! Teraz to twój tata mnie zabije. Czy coś cię boli? Krwawisz?

— Nie, wszystko w porządku — odpowiedziała Alina, chichocząc. Bawiła ją reakcja przyjaciółki. — To po prostu było takie nagłe.

— Jesteś pewna? Jestem pewna, że za chwilę dojedziemy do Łodzi i tam może ktoś cię sprawdzić. W szpitalu.

Justyna pomogła blondynce usiąść ponownie na fotelu. Odgarnęła jej włosy z twarzy i dociekliwie szukała skaleczeń. Alina lekko ją odepchnęła, dając do zrozumienia, że nic jej się nie stało.Serce przestało bić w szaleńczym tempie i wróciło czucie do nóg.Spytała o stan zdrowia brunetki, lecz ona tylko machnęła ręką.

 Dziewczyny ponownie usadowiły się na swoich miejscach, kontynuując podróż.Próbując zapomnieć, co się stało. 

Zakazana Magia [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz