Rozdział 8

5 0 0
                                    

Dwa dni później Marta jechała z Bernardem odwiedzić znajomego czarodzieja. Chociaż odwiedzić to mało odpowiednie słowo. Mieli przywieźć mu małą paczuszkę z czymś nieznanym dla kobiety. Wyczuwała tylko dziką moc wokół pakunku.
Jazda samochodem w Łodzi nigdy nie była dobrym pomysłem, jednak tym razem nic im nie przeszkodziło w podróży. Żadnej policji, żadnego zakazu skrętu, nawet światła działały na ich korzyść.
Gdy już dojechali na miejsce i zaparkowali tuż przy bramie, Bernard poprosił Martę:

- Zostań tu. Za chwilę wrócę.

- Nie - zaprotestowała, wychodząc z auta. Już zdążyła zapomnieć, jaka wysoka temperatura była na zewnątrz. - Idę z tobą. Nie będę się prażyła w samochodzie.

Razem weszli po schodach, czekając, aż gospodarz otworzy im drzwi. Jedno piętrowy dom był mały i wyglądał, jakby się nim nie zajmował. Ciemne zacieki znajdowały się na każdej ścianie. Trawa wokół budynku pożółkniała, a w niektórych miejscach w ogóle jej brakowało.

Drzwi stanęły otworem i przed dwójką pojawił się rosły mężczyzna z kubkiem gorącej kawy. Ogolona głowa oraz bujna ruda broda dodawały mu lat. Śmierdział potem oraz kocimi siuśkami - choć Marta była pewna, że żadnych zwierząt nie posiadał - a jego szary dres miał kilka plam nieznajomego pochodzenia.

- Baj, Miszczyk, witajcie - przywitał się czarodziej kiwnięciem głową.

- Przesyłka dla ciebie. - Bernard wskazał paczkę, niosącą przez Martę.

Igor Wilanowski rozejrzał się dyskretnie i zaprosił gości do środka. W małym korytarzyku, który ledwie pomieścił trzy osoby, leżały opakowania po jedzeniu na wynos oraz różne butelki. Dopiero kiedy przeszli do nadal małego, choć większego od przedpokoju, salonu mogli normalnie przejść. Igor szperał w segmencie, szukając pieniędzy za przesyłkę. Marta delikatnie położyła ją na niskim stoliku do kawy. Kryształowa popielniczka miała pełno popiołu.

- Dawno nie widziałem tej z różowymi włosami - zaczął czarodziei, wyjmując plik papierków. - Tej Natalii. Co z nią? Ostatnio, jak z nią rozmawiałem, była jakaś rozbiegana.

Marta spojrzała na starszego mężczyznę. Imię jej zaginionej przyjaciółki działał na nią jak alarm. Choć nie dała tego po sobie poznać, bardzo chciała się dopytać o więcej informacji: kiedy, gdzie, jak bardzo rozbiegana była.

- Nie wiedziałam, że się znaliście - powiedziała nonszalancko, odwracając wzrok od niego.

- Współpracowaliśmy razem kilka razy. - Podał Bernardowi pieniądze, a następnie chwycił paczkę, która po chwili znikła z jego rąk. - Ostatnio ją widziałem z dwa tygodnie temu. Śpieszyła się gdzieś, ale miała oddzwonić.

- Gdzie? - zapytała kobieta, zanim ugryzła się w język. - Gdzie ją ostatni raz widziałeś?

Igor uśmiechnął się półgębkiem, jakby czekał, aż ktoś zada to pytanie.

- Musimy już jechać - odezwał się Bernard, popychając lekko Martę w stronę wyjścia. - Mamy jeszcze tyle paczek do odwiezienia.

Czarnowłosa już chciała zaprotestować, lecz zauważyła minę przyjaciela i musiała odpuścić. Wyszli pośpiesznie z budynku, unikając śmieci na podłodze. Gdy byli już przy aucie, Igor wysłał telepatyczną wiadomość do Marty. Zobaczyła ona dwóch czarodziejów. Widząc twarz przyjaciółki, serce jej podskoczyło do gardła. Duże, niebieskie oczy wpatrywały się w Igora beznamiętnie. Stali pod jakąś altaną, rozmawiając cicho. Marta nie mogła usłyszeć, o czym mówili, jednak zgadywała, że nie była to miła pogawędka. Dopiero gdy Natalia odeszła w szybkim tempie, rozpoznała miejsce.

- Dupek - wymamrotała Marta, zamykając drzwiczki z hukiem.



Z nawigacją w telefonie udało im się dojść do Altany Chińskiej. Wokół spacerowało mnóstwo rodzin z małymi dziećmi. A że nie chcieli wyglądać podejrzanie, Marta i Bernard nonszalancko oparli się o drewniane oparcie. Podczas gdy mężczyzna próbował wyczuć znajomą energię, wiedźma obserwowała małą dziewczynkę z dwoma kucykami po obu stronach buzi. Bawiła się z białym, dwa razy większym od niej psem. Przypominał jej owczarka szwajcarskiego, choć mogła się mylić. Niedaleko tej dwójki pomknęła wiewiórka. Pogrążeni rozmową rodzice dziewczynki siedzieli na ławce, co jakiś czas rzucając wzrokiem w stronę dziecka.

Marta z bólem wspominała o swoim dzieciństwie. Do szóstego roku życia była jedynaczką. Później jako najstarsza musiała się opiekować dwójką rodzeństwa, które w tamtym czasie nie wyróżniały się niczym. Dopiero gdy zaczęły dorastać i objawiły się moce, Marta zeszła na dalszy plan. Tym bardziej że ona sama nie potrafiła wiele zdziałać ze swoją energią.

- Coś chyba mam. - Głos Bernarda sprowadził ją z powrotem na ziemię. Musiała pamiętać -przeszłość to przeszłość. Teraz miała lepsze życie. - Na pewno Natalia tu była. Nie jestem jednak pewien, czy aby dwa tygodnie minęło.

- Mogła też tu wrócić później - zgadywała czarnowłosa. - Wyczuwasz coś jeszcze?

Mężczyzna bez słowa ruszył w stronę pełnego graffiti muru za altaną. Marta poszła jego śladem. Bernard wzrok miał skierowany do dołu, jakby czegoś szukał pośród grudek ziemi. Czasami też kopał czubkiem swojego adidasa. Wreszcie schylił się po coś błyszczącego.

- To Natalii - oznajmił, rzucając przedmiot Marcie, który zgrabnie złapała.
Był to zwykły srebrny pierścionek z białym kamieniem. Marta nigdy nie widziała, żeby jej przyjaciółka kiedykolwiek nosiła taki pierścień. Jednakże także czuła znajomą energię. Delikatnie, bo delikatnie, ale na tyle wystarczająco, żeby kobiecie zalśniły ciemne oczy. Natalia porzuciła ten przedmiot z jakiegoś powodu i Marta chciała się tego dowiedzieć. Musiała ją znaleźć. Bała się, że przyjaciółka mogła być w wielkim niebezpieczeństwie.

Zakazana Magia [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz