Glizdogon

47 1 0
                                    

Peter siedział właśnie w fotelu przy kominku zajadając musy świstusy. Zakopany po uszy w poduszkach chciał odespać ostatnio zarwaną noc. Niestety spokój nie był mu dany.
Przez obraz do pokoju wspólnego z hukiem i paniką wpadł zasapany Syriusz. Peter rzucił mu pełne wyrzutu spojrzenie.
-Peter! Widziałeś Remusa?- krzyknął Black.
Zanim ten odpowiedział, po schodach, w piżamie zbiegł James, pośpiesznie zakładając okulary.
-Syriusz? Miałeś być w szpitalu, co się stało?-
Potter podszedł do przyjaciela, jakby bał się,
że ten straci przytomność lub się przewróci.
-Powiedziałem Lunatykowi coś, czego nie powinienem i uciekł...- Black westchnął.
Pettigrew kręcił głową ze zdezorientowaniem.
-Idziemy go szukać.- zarządził okularnik przywołując różdżką pelerynę niewidkę i chowając się pod nią. Syriusz zamienił się w psa i szczeknął cicho, wybiegając przed Jamesem z dormitorium. Glizdogon ocknął się wreszcie i rzucił się za przyjaciółmi.
-Rogacz! Łapa!- chłopak i pies odwrócili się w jego stronę coraz bardziej zdenerwowani.
-Nie sądzicie, że... ten..no.. powinniśmy dać Remusowi trochę swobody, by wszystko sobie przemyślał?- jąkał się chłopak.
Wilczur zawarczał i pokręcił głową na znak niezgody z propozycją kolegi.
-Wybacz Peter, ale musimy go znaleść- rzekł Potter.
-Idziesz z nami czy nie?- Gryfon westchnął cicho, ale ruszył truchtem za przyjaciółmi.
Całą trójką wybiegli na błonia, ledwo unikając spotkania z Irytkiem.
-Rozdzielamy się. Syriusz, ty sprawdź w lesie, ja przeszukam błonia, a ty Glizdogonie...
poszukaj nad jeziorem.- czarny wilczur uciekł, znikając w Zakazanym Lesie, a James w biegu przemienił się w dostojnego jelenia.
-Nadal uważam, że to kiepski pomysł-
Zawołał za nim Peter. Jak zawsze nikt go nie słuchał. Porywczy James i oddany mu Black rzadko kiedy liczyli się ze zdaniem innych.
Pettigrew ruszył niepewnym krokiem ku jezioru. Mimo, iż był Gryfonem, to nie należał do najodważniejszych. Mógłby zmienić się w swą animagiczną formę, ale nie nie przepadał za tym, w przeciwieństwie do swoich przyjaciół, którzy przemieniali się w zwierzęta przy każdej, najmniejszej okazji. Dotarł do pomostu.
Zatrzymał się przy jego krawędzi i omiótł wzrokiem krajobraz. Nagle odwrócił się z niemym przerażeniem wymalowanym na twarzy. Jakiś hałas rozległ się w starej szopie na miotły. Peter podkradł się do najbliższego okna, dygocząc na całym ciele. Przez zakurzoną szybę ledwo dało się dostrzec siedząca pod ścianą sylwetkę chłopaka. Glizdogon odetchnął z ulgą. Uchylił drzwi, jakby bał się reakcji przyjaciela. Remus uniósł głowę.  Blada twarz silnie kontrastowała z zaczerwienionymi oczami, a włosy przypominały teraz sowie gniazdo.
-Lunatyk! Wszyscy cię szukaliśmy, co tu robisz?- chłopak wszedł do środka i przysiadł obok niego.
-Proszę, nie mów im, że mnie znalazłeś- odparł Lupin wyjmując z kieszeni spodni małe zawiniątko.
-Mam cię tutaj zostawić?!
-Sam wrócę- podał Peterowi pakunek.
-No dobrze- zgodził się wreszcie, przyjmując od przyjaciela kawałek czekolady.
I chociaż żadne z nich nic nie mówiło, to Remus był mu wdzięczny za tą ciszę i miał wrażenie, że Peter Pettigrew najlepiej go rozumie.

One Shoty z HogwartuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz