Rozdział VIII

182 20 2
                                    


- Byłbyś tak dobry, i otworzył mi drzwi? - zapytała uprzejmie, co, nie powiem, zatkało mnie dosyć mocno. Cóż, nie każdy mieszkaniec tego świata to skończony cham, prawdopodobnie. 

Potrząsnąłem głową, w celu skupienia myśli, a raczej odpędzeniu tych zbędnych. Ponieważ prośba była miła, nie omieszkałem na nią odpowiedzieć. 

- Chciałbym, uwierz. - wzruszyłem ramionami wdychając. Blond czuprynka pofalowała, i lekko wychyliła się zza patyków. Szare tęczówki błysnęły w popołudniowym słońcu. Jej wzrok dotknął się z moim, następnie całkowicie się przenikając. Ja skanowałem jej twarz, ona skanowała moją. Bez jakiejkolwiek wrogości. Po prostu.

Buzia dziewczyny była bardzo dziecięca. W kształcie serca. Grzywka opadała luźno na jej metalicznie srebrne oczy. Blada cera uwydatniała liczne piegi, oraz wklęsłe ślady po ospie, do tego błyszczała od potu. Usta wąskie, i niepełne, ale uśmiechnięte. Policzki miała lekko zapadłe, jednak wciąż zarumienione. Biorąc wszystko do kupy, wyglądała, po pierwsze na młodszą ode mnie, po drugie, na słabą, po trzecie, na sympatyczną. 

- O co chodzi? - przerwała mi przypinanie jej łatki na podstawie wyglądu, i tak, jest to dokładnie tak płytkie i głupie jak brzmi. 

- Nie mam pojęcia. - odparłem, jak najbardziej szczerze - Ta z mackami wypierdoliła mnie bez tłumaczenia. - ze złością patrzyłem na zamknięte drzwi, kiedy nagle nieświadomie podskoczyłem, usłyszawszy gwałtowny klekot upadającego drewna. Z przerażeniem, oraz palcami obu dłoni układającymi się w znak krzyża, spojrzałem na dziewczynkę. 

- Ale dlaczego? No i kim ty w ogóle jesteś? - jej pytania nie były jakieś ostre, raczej zwyczajnie wywiadowcze.

- Umm... cóż, imię ci raczej dużo nie powie... ale jestem tu z Milanem. Może on ci coś mówi?

- Tak, jest tutaj? - pominąłem oczywistość i zbędność tego zdania, i grzecznie odpowiadałem.

- Gada właśnie z... Leną? Chyba Leną. Nie wiem o czym, ale chyba nie chcieli żebym wiedział, jak widać na załączonym obrazku. - parsknąłem.

Blondynka szybko przeskoczyła kupę upuszczonych patyków, w ułamku sekundy znajdując się pod drzwiami. Następnie, jęła nawalać pięścią w drewnianą powłokę, z zapałem oraz intensywnością wściekłego dzięcioła. 

Omal nie uderzyła z rozpędu głowy babki od włosów, która wychyliła się ze szpary otwartego wejścia. Na mordzie czarnowłosej furiatki serdeczny i szczery uśmiech wciąż wyglądał jak pękająca rana. Nie przez estetykę, chodzi tu raczej o skojarzenie z charakterem.

- Wpuść mnie. - blondynka stanowczo tupnęła nogą, na widok tego, jak czarnowłosa zazdrośnie strzeże małej szpary. 

- Oh... Sabinko, szybko wróciłaś. Masz drewno?

- Wpuść mnie. - powtórzyła, tym razem głośniej, młodsza.

- Poczekaj chwilę na dworze. Zajmij się ogrodem... I masz kolegę! Pobawcie się razem grzecznie. - szatynka puściła oczko do mniejszej, na co ta zrobiła się czerwona od złości. - Teraz dorośli rozmawiają. - po tych słowach drzwi zatrzasnęły się z impetem. Podmuch powietrza dotarł nawet do mnie. Zapadka szczęknęła zimno, oznajmiając definitywny koniec rozmowy.

Dziewczyna chwilę stała bez ruchu, jednak zaraz ryknęła wściekle, przez co byłem bliski z automatu rzucić się na ziemię 

Dzięki mrocznym bóstwom, nie widziała tego, i mój słabej kondycji honor nie doznał uszczerbku. 

Jednakowoż kolejne uderzenie w deski znowu sprawiło że byłem gotów do rychłej ucieczki gdziekolwiek, byle daleko. 

- Wredna, wstrętna, okropna, niemiła, nieprzyjemna baba! - wycedzała słowo za słowem przez zęby. Aż dziw, że jad włożony w dźwięki nie rozpuścił szkliwa. 

Sztuka TonięciaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz