Speszony samą atmosferą skakałem wzrokiem po drzewach, jednocześnie walcząc z chęcią dogonienia Perlina i jego worka treningowego. Od ich odejścia minęła już przedłużająca się chwila. Chyba nie mieliśmy o czym gadać...
Co za bullshit! Mieliśmy od cholery do omówienia! Nie widzieliśmy się kilka dni! Ale idiotyczna nieśmiałość, podchodząca pod nieprzystosowanie społeczne, godne interwencji psychiatry, oczywiście zamykało mi usta. Żeby tak działało gdy wrzeszczę ze strachu...
Wodnik łamał się przed powiedzeniem czegoś. Chyba ta intymność też go paraliżowała, co było pokrzepiające, bo nie czułem się sam w swoim tchórzostwie.
- Wybacz... Znaczy... - zaczął, czym od razu spiął we mnie wszystko co mogło się spiąć. Mój język był jak drewniany klocek. W wyobraźni słyszałem trzeszczenie wykrzywianej w jego stronę szyi. - Zostawiłem cię. - powiedział w końcu. Nie trzeba było być mega empatycznym, żeby czuć jak trudno było mu o tym rozmawiać. Jego głos lekko się łamał. W sumie cieszyłem się, że nie jest mu to obojętne, ale rany... Miał takie wyrzuty sumienia, że ja miałem wyrzuty o to że ona ma wyrzuty. Pieprzona rekurencja. Musiałem jakoś to przerwać, więc powoli wkładałem siły w to by, o ironio, rozluźnić się i odpuścić.
- Nic... Nic nie szkodzi. - skłamałem w końcu. Oczywiście, że traumy nic raczej nie wymaże, ale w sumie moje ostatnie przygody to traumy na traumie, traumą nadziane, więc jakby miał się o nie wszystkie obwiniać, to prędzej czy później by pękł. Bawiłem się guzikiem kurki. Tyle przeżył na miejscu, że wątpiłem by teraz miał odpaść, po tym jak wyładuję na nim swój stres. - A z tobą co się działo? Też się trochę martwiłem. - to było szczere w około sześćdziesięciu procentach, więc w większości. Mogłem to dla dobra jego psychiki zaokrąglić. Może to brzmi jakbym był chujem, co nawet jeśli prawdziwe, to trudno było się nim przejmować, gdy działy się takie rzeczy.
Milan dorzucił wilgotnego drewna do ogniska. Gałęzie nie zajęły się od razu.
- Że też miałeś czas się przejmować mną. - uśmiechnął się lekko, na co odpowiedziałem tym samym. - Wpadłem w bagno i utknąłem. - jakby na dowód strzepał z nogawki wyschnięte błoto.
A zastanawiałem się co tak wali. Odpowiedź upadła na ziemię, dalej pachnąc jak gówno, co w sumie nie musiało być wcale tak dalekie od prawdy.
- Więc mnie nie zostawiłeś? - zapytałem jeszcze by mieć pewność. Szatyn kiwnął głową, nagle patrząc mi w oczy. Od jego tęczówek odbijał się ogień.
- Gdy tylko się wygrzebałem, znalazłem trop i poszedłem za nim. Może gdybym był szybszy, nie musiałbym się pakować w tą psiarnię...
- Ale się wpakowałeś, i to dla mnie. Całkiem po rycersku. - przyznałem z pełnym uznania uśmiechem. Chłopak odpowiedział parsknięciem śmiechu. Pochylił się, opierając się łokciami o kolana. Jego twarz była bliżej ognia, lepiej oświetlona, a mu było łatwiej podsycać ogień poprzez przesuwanie polan patykiem.
- Chyba mi się nie poszczęściło jeśli chodzi o damę w opresji. Mały będzie za ciebie posag. - zażartował, na co ja zaśmiałem się z czystej uprzejmości. Nie każdy musi być takim perfekcyjnym komikiem jak ja, czy igrające ze mną życie. Milan bezbłędnie wyczuł moją intencję, ale nie skomentował jej. Na chwilę zapadła cisza, jednak nie miała ona już takiego wydźwięku jak wcześniej. Była bardziej luźna. Przerwałem ją, zaraz po odrzucenia w ognisko patyka po mięsie.
- Ta... Mimo wszystko dzięki. Wolę nie myśleć co by było, gdybyś mnie stamtąd nie zabrał...
- Rany, zapewne już po jakichś dwóch dniach chodziłbyś z obolałym tyłkiem i całym miotem w brzuchu. - dźgnął mnie w bok palcem, czym tylko pogorszył sprawę mojego wyrywającego się na wolność żołądka. Zakryłem usta, łapiąc w dłoń wyraz mojego obrzydzenia i przerażenia jednocześnie. Na szczęście nadal w formie dźwięku, nie bardziej treściwej.
CZYTASZ
Sztuka Tonięcia
FantasyCo to może oznaczać, kiedy kamienie rzucane w wodę nie opadają na dno? Albo kamienie były iluzją, albo upadły na brzeg. To logiczne... Lub po prostu dno zniknęło. Chłopak który nie lubi ludzi, jezioro na pustkowiu, oraz garść kamieni z obu brzegów...