Rozdział XVIII

495 46 16
                                    

Miesiąc później

Pov. Encre

Co się tam dzieje?! Jakieś krzyki na zewnątrz. Wyjżałem przez okno. Jakiś rozwścieczony tłum potworów, na którego czele stała Eterna... Chcieli dostać się do zamku. Po korytarzach biegała przerażona służba. Fallacy wszystkich kierował do bezpiecznego punktu w zamku. Tylko ja, jak ostatnia sierota zostałem w komnacie i czekałem aż wszystko się wyjaśni...

Time Skip

Po 3 godzinach jakiś potwór wszedł do mojej komnaty i prowadził na zewnątrz. Cały zamek się palił... Jak oni mogli to zrobić?!

Zostałem przeprowadzony pod same stopy Eterny. Ta obślizgła ryba kazała spalić zamek Fall'a i wymordować wszystkich, których złapali ze służby. Zabijali ich na moich oczach. To było okropne. Nie mogę na to patrzeć.

O nie... Oni złapali Fallacy'ego. Zabrski nas do wioski. Widziałem jak zamek stoi cały w płomieniach... Nic z niego nie zostanie. Tylko same ruiny.

Zamknęli nas w lochach. Udało mi się podsłuchać jak mówili, jutro rano powieszą mnie, w wampira zostawią do jakiś własnych celów... Boję się tego. Mimo że on nie zachowuje się jak mój Fallacy to i tak go kocham... Teraz tylko czekać na moją śmierć.

Skip time do rana

- Wampir uciekł! - ktoś krzyczał. Czyli udało mu się ochciaż ocalić życie. Wolę umrzeć z wiedzą że Fall'owi nic nie jest, niż żyć w ciągłym smutku. Nie chcę żeby co kolejek złego mu się stało.

Eterna osobiście przyszła po mnie. Zaczęła mnie prowadzić. Wściekły tłum krzyczał "powiesić zdrajcę" "zabić go" i jeszcze wiele innych wyzwisk. Pętla została założona mi na szyję. Ostatni raz spojżałem na tłum. Moja uwagę przykuła postać w czarnej pelerynie z kapturem na głowie... Teraz przypomniał mi się obraz Fallacy'ego, naszą pierwszą rozmowę. Wszystkie wspomnienia wróciły.

- Teraz! - usłyszałem głos Eterny i nagły ból. Doszły jeszcze do mnie jakieś krzyki przerażonych potworów. Poczułem jaka ktoś zrywa pęty z mojej szyi i ze mną biegnie...

- Encre obyć się!

- Fall... Dziękuję... - ledwo co udało mi się to powiedzieć. Czułem ulgę... W końcu to się skończyło...





























































































































































- Aaaa!! - zerwałem się nagle do siadu.

Zaraz czy ja jestem w zamku? Jednej z komnat?

- Encre w końcu się obudziłeś! - poczułem jak Fallacy mnie przytulił

- Jak to...? Nic z tego nie rozumiem...

- Byłeś w śpiączce, po tym jak urodziłeś zemdlałeś. Spałeś tak 2 miesiące, do teraz... Cieszę się że w końcu się obudziłeś. Jasper też będzie szczęśliwy

- Kto to Jasper?

- Nasz syn... Musiałem sam wymyślić dla niego imię.

- Jest śliczne. Kiedy mogę go zobaczyć?

- Już po niego idę. - wyszedł. Byłem sam w komnacie. Czyli to wszystko był sen?

- Puuuu *opluł się cały* - Fall wszedł do komnaty z dzieckiem na rękach

- On jest taki słodziutki - Mój syn wyciągał do mnie rączki. Wziąłem go, od razu się we mnie wtulił.

- Gdy spałeś zdążyło się, że kilka razy spał na tobie wtulony. Czasami nie mógł spać, więc przychodziliśmy do ciebie i tak całą noc.

- Naprawdę? Czyli on będzie do mnie przyzwyczajony. Ja jeszcze muszę się z tym osfoić że to nasze dziecko.

Próbowałem wstać. Prawie się przewróciłem, ale Fall mnie złapał. Teraz zwróciłem uwagę na to że mam obrączkę na palcu. Byłem dosyć zaskoczony. Nie wiem od kiedy ją mam.

Pov. Fallacy

Wytłumaczyłem skąd się wzięła obrączką na jego palcu. Kiedy spał, założyłem mu ją. Chciałem żeby chociaż coś nasz łączyło. Teraz jest moim narzeczonym. Ten fakt zdziwił go, ale był z tego szczęśliwy.

- Odpocznij trochę, ja pójdę z Jasperem na małe polowanie.

- Am am tata

- Mhm, tylko uważajcie na siebie 

- Dobrze kochanie - pocałowałem go w policzek

- *pac pac* (WOWciarka wybacz, musiałam. Jasper to mały zadymiarz xD) - udeżył mnie w policzek

- Już idźmy. - poszłem z małym spryciarzem do lasu.

Po jakimś czasie zauważyłem lisa. Złapałem go, skręciłem kark i dałem dla Jaspera. Wbił w niego swoje kiełki i wyssał całą krew. Odrzuciłem zwłoki zwierzęcia gdzieś w krzaki. Chciałem iść dalej ale strzała przeleciał mi przed twarzą. Spojżałem w tamtą stronę. Z kuszą stałe Eterna. Zakryłem skrzydłem mojego syna. Nie pozwolę żeby zrobiła mu krzywdę.

Wyciągnęła jakiś nóż. Chciała się rzucić na Jaspera, zamiast niego trafiła w moje skrzydło. Rozcięła je dosyć poważnie. Teraz to mnie zdenerwowała. Nikt nie będzie bez karnie atakować mnie i mojej rodziny. Zadała jeszcze kilka ataków, które ominąłem.

Czułem jak mój syn wtulił się we mnie, był przerażony, płakał... Przez nią moje dziecko jest w takim stanie. Odepchnąłem ją z całej siły, wpadła na drzewo i zemdlała.

- Czas to skończyć... - wbiłem kły w jej szyję i wyssałem całą krew z niej. Odeszłem od niej jak najdalej. Starałem się uspokoić wampirka. Na całe szczęście się udało dosyć szybko.

Chciałem polecieć do zamku. Ale przy delikatnym ruchu skrzydłem bolało. Stanąłem aż z bólu...

- Kuku... Boi?

- Spokojnie, już jest lepiej... Wracajmy już.

Zastanawiałem się dlaczego Eterna się tak zapuściła w las... Ale co mnie to obchodzi. Przynajmniej już jej nie ma i nie zrobi żadnemu z wampirów krzywdy.

Krwisty szlak   Fallacy x Encre  [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz