Tracy
Westchnęłam rozglądając się dookoła. Lokal pomimo pory obiadowej świecił pustkami, a ja siedziałam tu od ponad dwudziestu minut dłubiąc widelcem w mojej sałatce z kurczakiem.
To nie tak, że jedzenie było tutaj nie dobre. Po prostu to ja nie miałam dzisiaj na nic ochoty.
Była niedziela, czyli chyba jedyny dzień w tygodniu, kiedy mam sporo czasu dla siebie i mogę odpocząć od wszystkich trudów poprzedniego tygodnia.
Upiłam łyk kawy spoglądając na ulicę za oknem. Śnieg sypał już od kilku godzin i co chwilę trzeba było usuwać jego nadmiar z drogi. Na chodnikach i poboczach zebrały się wielkie, białe zaspy. Zima trwała w najlepsze, a na zewnątrz było minus trzydzieści stopni.
Nie wiem co podkusiło mnie do wychodzenia z mojego ciepłego mieszkania w taki dzień, bo na pewno nie była to zbyt dobra decyzja, szczególnie że przyszłam tu na piechotę.
Zwróciłam wzrok w kierunku drzwi słysząc dźwięk dzwonka, który oznaczał, że ktoś właśnie wszedł do środka.
— Hej Rosie—przywitałam się.
— Cześć Tracy— powiedziała blondynka zdejmując swój szary płaszcz i siadając naprzeciw mnie.— Musimy porozmawiać— dodała o wiele poważniejszym tonem, który wzbudził we mnie lekki niepokój.
Przyjaźnimy się już prawie sześć lat i jeśli ta na co dzień roztrzepana, spokojna, zabawna dziewczyna mówi w taki sposób co chwilę marszcząc brwi i zaciskając szczękę to musiało się wydarzyć coś poważnego.
— Co się dzieje?—zapytałam siląc się na spokojny ton.
— Wiesz, że twój piątkowy wernisaż cieszył się sporym sukcesem i udało nam się zebrać naprawdę sporą sumę pieniędzy— kiwnęłam głową, aby mówiła dalej.—Więc wczoraj wieczorem miałam dostać wszystkie potwierdzenia przelewów na szpitale i domy dziecka. Nie chciałam cię budzić, bo czekałam na to do trzeciej w nocy, ale... Niby wszystko się udało i pieniądze trafiły tam gdzie powinny. Dokładnie zsumowałam wszystkie te kwoty i to kilka razy, ciągle coś mi się nie zgadzało. Nie będę dłużej owijać w bawełnę. Zniknęło pięć tysięcy dolarów, prawdopodobnie zgarnął je jeden z ludzi zajmujących się tymi przelewami, jednak tego nie możemy być pewni.—Spojrzała na mnie z widocznym poczuciem winy, choć przecież nic nie zrobiła.
Miała dopilnować, żeby pieniądze trafiły do odpowiednich miejsc i wywiązała się z tego tak jak mogła. Mieliśmy wokół samych zaufanych ludzi, a takiego numeru nie spodziewalibyśmy się nawet ze strony obcych osób, szczególnie że wypłaciłam wszystkim wynagrodzenia w terminie z własnej kieszeni.
— Oczywiście już zgłosiłam wszystko na policję. Zaczną jakiekolwiek czynności jutro z samego rana, zresztą wiesz jak to jest w weekendy, szczególnie, że nie mamy nawet określonego podejrzanego w tej sprawie. Przepraszam cię— spuściła wzrok na mój talerz z praktycznie nietkniętym posiłkiem.
— Nie masz za co. Zrobiłaś swoje, a czegoś takiego nie można było przewidzieć. Nie wiem jakim człowiekiem trzeba być, żeby po otrzymaniu swojego wynagrodzenia ukraść pieniądze przeznaczone na cel charytatywny — ostatnią część powiedziałam sporo ciszej, jakby sama do siebie, jednak i tak doskonale ją słyszała.
— Ja też nie. To jest tak okropne i jestem tym tak niesamowicie wkurwiona, że nawet sobie nie wyobrażasz— Wciągnęła głośniej powietrze w myślach prawdopodobnie mordując osobę, która była za to odpowiedzialna.
— Cóż, niestety coś takiego się stało i chyba będę musiała zatrudnić prawnika— stwierdziłam, a Rose zgodziła się ze mną kiwając głową.
CZYTASZ
Love me one more time, Shawn Mendes ff
FanfictionOboje wiemy, że minęło sporo czasu. Być może miałam nadzieję jednak cię nie spotkać, a ty miałeś nadzieję nie spotkać mnie. Nie chciałam twojego powrotu, kontaktu z tobą, bo życie bez ciebie wychodziło mi coraz lepiej. Pragnęłam zapomnieć, znaleźć k...