5. Dałabym sobie radę...

260 12 10
                                    

Tracy

W życiu, praktycznie od dzieciństwa, zdarzały mi się bardzo ciężkie chwile
i czasem nie umiałam sobie w żaden sposób poradzić. Wtedy zaciskałam zęby, brałam się do pracy i chowałam emocje w najbardziej odległych zakątkach własnego mózgu.

Oczywiście pamiętałam o tym, że są, przeżywałam wszystko mocno, jednak nie uzewnętrzniałam tego tak bardzo jak inni.

Na przykład, gdy się denerwowałam, wyglądałam na obojętną, a gdy byłam smutna starałam się sprawiać wrażenie zamyślonej i dopóki ktoś nie poznał mnie naprawdę dobrze, mógł wyrobić sobie o mnie dość jednoznaczną opinię i nie zauważyć żadnego z moich dziwnych zachowań.

Nawet mój ojciec, kiedy tak bardzo przeżywał swój rozwód z mamą, choć spędzał ze mną czas i nie zaniedbywał mnie, myślał, że znoszę to lepiej niż on. Nic bardziej mylnego. Po prostu jedynym co potrafiłam wtedy z siebie wykrzesać był uśmiech i jakieś motywujące zdanie lub ciągłe pytania o to czy pojedziemy do Kanady na święta.

Niech potwierdzeniem moich wcześniejszych słów o okazywaniu emocji będzie fakt, że podczas mojego ponad dwudziestoletniego życia,  płakałam tylko cztery razy.

Raz podczas wyjazdu mamy, potem na pogrzebie dziadków, w dzień wyjazdu Shawna, gdy nie zebrałam się nawet, aby pojechać na lotnisko.

Ostatni raz na zmianę w ramię mamy albo Rosie, podczas wakacji przed pierwszym rokiem studiów, ale to nie jest pora na rozdrapywanie tej starej rany.

Po tamtych letnich miesiącach, mimo, że wszyscy mi to odradzali lub powtarzali, że wcale nie muszę tego robić w tym roku, poszłam na studia.

Rzuciłam się w wir nauki, znalazłam pracę po zajęciach, chodziłam na dwa przedmioty dodatkowe, byłam rozgrywającą w uniwersyteckiej drużynie siatkarskiej, a dwa razy w tygodniu wolontariuszką na oddziale dziecięcym w miejskim szpitalu.

Na drugim roku wynajęłam mieszkanie z przyjaciółką, w którym obecnie żyję sama i od tamtego czasu przeszło remont, gdy pół roku temu udało mi się je wreszcie kupić, w czym nie mały udział miał mój tata, który dołożył do tego sporo pieniędzy, chociaż nie chciałam tego przyjąć i wcale go o to nie prosiłam, oboje byliśmy po prostu uparci i tym razem się poddałam.

Ukończyłam studia na poziomie magistra grafiki komputerowej z dobrym wynikiem, a obecnie pracuję jako zawodowy fotograf, więc zeszłam nieco z mojej poprzedniej ścieżki.

Stało się to dzięki pewnemu niezwykłemu człowiekowi, którego poznałam kilka lat temu. Był to okres, w którym straciłam swoją poprzednią posadę, ponieważ właściciel zbankrutował i był zmuszony zamknąć lokal. szukałam czegoś nowego. W ręce wpadło mi akurat ogłoszenie fotografa, który szukał kogoś do pomocy.

Na początku tylko pobierałam opłaty za zdjęcia i zajmowałam się papierami, a z czasem pan Steven zaczął uczyć mnie na czym polega jego praca, jak obsługiwać aparat i ustawić światła.

Dostałam od niego wiele cennych rad na temat obróbki zdjęć, sprzętu do ich robienia i odpowiedniego oświetlenia.

Dzięki pracy tam udało mi się kupić pierwszą, dobrą lustrzankę i pójść na kilka specjalnych kursów.Cały czas sama się kształciłam i robiłam masę zdjęć, co pozwoliło mi doskonalić moje zdolności w praktyce.

Moje pierwsze bardziej udane fotografie, które zrobiłam kilku chętnym znajomym
w parku były moim wielkim powodem do dumy. Długo zbierałam na to wszystko pieniądze, aż w końcu udało mi się je wystawić w kawiarni znajomej mojej mamy, która jest wielką fanką zdjęć
o charakterze bardziej artystycznym. Jedno z nich wisi u niej w lokalu do dzisiaj.

Love me one more time, Shawn Mendes ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz