3. Mam nadzieję, że mnie nie zabijesz...

344 14 5
                                    

Tracy

Z ulgą zamknęłam drzwi i usiadłam na krześle w swoim niewielkim gabinecie. Dzisiaj na zewnątrz niebo od rana było bezchmurne, dlatego słońce oświetlało pomieszczenie, w którym zimą zazwyczaj było dosyć ciemno, bo do pracy praktycznie zawsze potrzebowałam sztucznego oświetlenia.

Położyłam rękę na blacie biurka opierając na niej głowę, która bolała mnie od dobrych kilku godzin, a musiałam zostać w pracy jeszcze minimum cztery, żeby wyrobić się ze wszystkim co miałam w planach. Jedyny plus jest taki, że sama jestem swoim szefem i nikt nie stoi mi nad głową śledząc moje poczynania, co zdarzało mi się z niektórymi pracodawcami w przeszłości.

Gdy miałam włączyć komputer i spróbować zająć się czymś pożytecznym, usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi i zobaczyłam w nich znajomą blondynkę z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Gdy nawiązałam z nią kontakt wzrokowy posłała mi blady uśmiech.

— Ten prawnik będzie za godzinę, ale nie wiem jak się nazywa, bo ta ich sekretarka jest naprawdę nieogarniętą osobą. Jak było na przesłuchaniu?— zapytała unosząc brew.

— Koszmarnie. Na większość ich pytań nie byłam w stanie udzielić odpowiedzi, a w oczach jednego z tych policjantów chyba sama byłam główną podejrzaną. Ciekawi mnie po co miałabym kraść własne pieniądze i im to zgłaszać— zakpiłam.— Pod koniec chyba się zorientował, że scenariusz który zakłada jest nielogiczny i w najbliższych dniach mają jeszcze przesłuchać kilka osób, a ja postaram się rozegrać to tak, aby kontaktowali się ze mną tylko przez mojego prawnika— dokończyłam swój wywód i napiłam się mojej kawy, która niestety zdążyła już całkowicie ostygnąć.

— Ta, rozumiem. Mnie w zasadzie od kiedy to zgłosiłam traktują jak totalną idiotkę i jeśli ta sprawa ruszy do przodu, a winna osoba zostanie ukarana to, to będzie cud— stwierdziła na co tylko przytaknęłam zgadzając się z nią.

Potem poszła do siebie, mówiąc że ma jeszcze sporo roboty i zaproponowała mi wypad do galerii w następny piątek.

Zgodziłam się żegnając ją szerokim uśmiechem i wracając do swoich obowiązków jednocześnie kodując w mojej głowie, że potem powinnyśmy porozmawiać, ponieważ nie dałam rady zatrzymać jej tutaj na dłużej, a widziałam że coś jeszcze musi kryć się za tym jej dziwnym nastrojem.

Pracowałam z Rose od ukończenia studiów, czyli w zasadzie kilku miesięcy. Znałyśmy się od czasów licealnych. Była moją najlepszą przyjaciółką i niezastąpioną osobą jeśli chodzi o wszelkie kwestie logistyczne związane z moimi wernisażami i dłuższymi wyjazdami do innych krajów.

Wynajęłyśmy razem trzecie piętro jednego z niedawno odnowionych budynków w głównej części miasta. Prowadziłyśmy swego rodzaju działalność i było nam łatwiej gdy posiadałyśmy własne miejsce do rozwijania tego wszystkiego.

Znajdowały się tu dwa pomieszczenia przeznaczone na biura, toaleta, łazienka i spora ciemnia, w której pracowała większa część ekipy. Na niewielkim ciemnobrązowym stoliku na korytarzu stał nasz wspólny ekspres do kawy i to było wszystko jeśli chodzi o to piętro.

W moim biurze znajdowała się biurko z wszystkimi ważnymi dokumentami i  komputerem, dwie duże szafki, w których trzymałam dwa aparaty, którymi najczęściej robiłam zdjęcia, ładowarki, przewody, baterie, lampy, karty pamięci, statywy i blendy fotograficzne, czyli cały mój dorobek jeżeli chodzi o sprzęt do fotografii o dość dużej wartości, nie tylko sentymentalnej.

Patrzyłam pusto w ekran monitora przede mną próbując wreszcie skończyć obróbkę kolejnego zdjęcia. Nie wykonałam go samodzielnie, jednak jeden z moich znajomych po prostu chciał, żebym obrobiła mu całą sesję składającą się z kilkudziesięciu fotografii jednej modelki. Oczywiście najpierw udzielił mi odpowiednich wskazówek i miał zaufanie do mojego stylu oraz zaproponował mi za to sporą sumę pieniędzy.

Przyjęłam to zlecenie, ponieważ i tak nie miałam teraz wiele rzeczy do zrobienia,
a jakoś trzeba było na siebie zarabiać, szczególnie, że po mojej ostatniej wystawie jestem na minusie, bo nic na niej nie zarobiłam. Na organizację wszystkiego wyłożyłam własne pieniądze no i wczoraj część dochodu rozpłynęła się w powietrzu.

Nie miałam weny, pieniędzy ani pomysłu na kolejny, własny wernisaż, a że posiadałam doświadczenie w pracy z różnego rodzaju photoshopami, to od soboty zdążyłam wstępnie zakończyć obróbkę dziesięciu zdjęć, z czego nad niektórymi z nich spędzałam ponad godzinę.

Rzucenie się w wir pracy było łatwe, choć zazwyczaj bardzo niezdrowe. Z jednej strony odcinałam się od tych bardziej osobistych problemów i tych części mojego życia, które nie miały nic wspólnego
z pracą, z drugiej spędzałam mniej czasu
z rodziną i przyjaciółmi oraz siedziałam po nocach, żeby zrobić wszystko na czas i być zadowoloną z efektów własnej pracy.

Jeśli chodziło o zdjęcia innych ludzi, podchodziłam do tego trochę mniej krytycznie, jednak jeśli pracowałam z tymi, które sama wykonałam, to musiały być idealne i potrafiłam poprawiać najdrobniejsze szczegóły niezliczoną ilość razy.

Po prostu na tej płaszczyźnie życia strasznie doskwierał mi mój własny,  niepojęty perfekcjonizm, którego czasami szczerze nienawidziłam. Potrafił strasznie uprzykrzyć życie, a zwyczajne wyzbycie się go było chyba niemożliwe.

Stukałam pomalowanymi na szaro paznokciami w blat mahoniowego biurka, czekając aż komputer zapisze wszystkie zmiany i będę mogła zająć się kolejnym zdjęciem.

Spojrzałam na godzinę orientując się, że do umówionego spotkania zostało zaledwie piętnaście minut stwierdziłam, że mogę zrobić sobie przerwę. Nie ma szansy na to, żebym zrobiła cokolwiek pożytecznego w tak krótkim czasie.

Wyrzuciłam kubek po wypitej kawie do kosza na korytarzu. Udałam się do łazienki, aby załatwić swoje potrzeby i trochę poprawić potargane włosy.

Wróciłam do swojego biura
w  akompaniamencie sygnału przychodzącej wiadomości, jak się okazało od Nialla.

N: Mój wysłannik już do ciebie jedzie, ale mam rozprawę za dosłownie minutę i nie mogę ci teraz wytłumaczyć pewnych rzeczy. Mam tylko nadzieję, że mnie nie zabijesz po tym wszystkim.

T: Nie wiem dlaczego niby miałabym coś takiego zrobić, ale okej.

Odpisałam szybko marszcząc brwi i zastanawiając się, o co konkretnie mogło mu chodzić. Na koniec życzyłam mu jeszcze pomyślnego przebiegu sprawy i odłożyłam swój telefon na bok.

Równo o dwunastej usłyszałam pukanie do drzwi. Wyprostowałam się na fotelu i rzuciłam głośne ,,proszę".

Przeniosłam swój wzrok na wejście do pomieszczenia i mężczyznę, który waśnie zamykał za sobą drzwi. Przysięgam, że zwyczajnie zamarłam gdy odwrócił się do mnie twarzą.

Gdybym nie siedziała, moje nogi prawdopodobnie odmówiłyby mi posłuszeństwa, bo on jest chyba ostatnim człowiekiem jakiego się tu spodziewałam.

Już wiem, za co miałam cię zabić Niall.

Starałam się zbyt długo na niego nie gapić, dlatego że wyglądało to po prostu idiotycznie.

— Witaj Tracy— odezwał się przerywając tę kilkusekundową ciszę, która w mojej głowie trwało znacznie dłużej.

— Cześć Shawn— odchrząknęłam wskazując mu miejsce naprzeciw siebie.
____________________________________

Miał być wczoraj, ale się nie wyrobiłam. Dajcie znać co sądzicie.
Miłego dnia ;*

Love me one more time, Shawn Mendes ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz