9. Widzę, że trafiłem na deser.

224 7 3
                                    

Tracy

Zdjęcia stały się nieodłącznym elementem mojego życia. Miałam ich pełno w domu oraz pracy. Potrafiłam robić je i przerabiać przez wiele godzin, w końcu z tego się utrzymywałam. Jednak to od zawsze było coś więcej niż praca.

To była bardziej chęć jakiegoś wyżycia się, pokazania swojej wizji i emocji za pomocą gry barw czy świateł. Chęć podróżowania, żeby coś zobaczyć i czegoś się o tym dowiedzieć. Chęć uchwycenia wyjątkowych i z pozoru najzwyklejszych sytuacji. Po prostu praca, która była czymś co kochałam, a nie tylko przykrym obowiązkiem.

Moim problemem było jednak to, że praca stawała się w jakimś sensie ucieczką od problemów czy uczuć, a kiedy to zrozumiałam, zaczęłam starać się trochę nad tym zapanować i stawiałam stopniowo małe kroczki w tym kierunku, choć było to strasznie trudne z uwagi na to, że lubiłam brać na siebie za dużo.

Na przykład ostatnio praktycznie przestałam pracować w niedziele
i obiecałam sobie, że będę odwiedzać mamę przynajmniej raz w tygodniu. Było to dla mnie naprawdę sporą motywacją.

Dzięki temu postanowieniu  stałam się lepszą córką jak i siostrą dla Tobiasa, którego bardzo kocham, bo jest naprawdę świetnym młodszym braciszkiem, a spędzanie z nim czasu przynosi mi naprawdę sporo radości.

Odkąd tylko pamiętam chciałam mieć młodsze rodzeństwo. Kiedy mój brat przyszedł na świat, miałam już siedemnaście lat, ale bardzo się cieszyłam i starałam się pomagać mamie i mojemu ojczymowi z tym wszystkim.

Płakał po nocach tak bardzo, że chwilami chciałam wrócić do Londynu, ale gdy patrzę na niego z perspektywy wszystkich rzeczy, które przeżyliśmy, wspólnych wycieczek, na które czasem chodzimy lub jeździmy, to dociera do mnie, że strasznie go kocham i zrobiłabym dla niego bardzo wiele.

Pamiętam jak pierwszy raz powiedział moje imię i jak podtrzymywałam go razem z mamą, kiedy stawiał pierwsze niezdarne kroki no i jak wypluł mi na twarz krem z marchewki.... Tak, to  były naprawdę niezapomniane momenty.

— Tracy?— zaczął mały blondyn siedzący obok mnie — Mogłabyś mi pomóc?

— Jasne- odparłam szybko. —Tylko powiedz mi w czym, a na pewno coś wymyślimy-—Uśmiechnął się ukazując dwa dołeczki w swoich zaróżowionych policzkach.

— Chciałbym zrobić coś dla rodziców, ostatnio są strasznie zmęczeni, a mama zasypia pierwsza, kiedy czyta mi bajkę!— Zaśmiałam się gdy wypowiadając ostatnie zdanie założył ręce na klatkę piersiową z naburmuszoną miną.

— Wiesz co, właściwie to dopiero za kilka godzin będą w domu, więc może zrobimy dla nich kolację?— Mały pokiwał głową i zanim zdążyłam zareagować wybiegł do kuchni szukać swojego fartuszka, który kupiłam mu na urodziny, żeby zachęcić go do pomagania mamie.

W tej kwestii odniosłam sukces, bo z jej opowiadań wynikało, że naprawdę to polubił.

Nie minęła minuta zanim wybiegł z kuchni w swoim fartuszku i stwierdził, że możemy już zaczynać. 

Postanowiłam postawić na coś prostego, dlatego zdecydowaliśmy, że upieczemy dla mamy i Arthura babeczki waniliowe, a do tego zrobimy też gorącą herbatę i kanapki. 

Ja zabrałam się za przygotowanie w misce jasnej, aromatycznej masy, a mój mały pomocnik rozstawił  silikonowe formy na blaszce. Później wspólnie napełniliśmy każdą foremkę do odpowiedniej wysokości, nawet nie robiąc przy tym zbytniego bałaganu, no może poza jednym incydentem, kiedy Toby sypnął mi mąkę na twarz i zaczął się śmiać.

W niektórych momentach był tak skupiony
i zaciekawiony wykonywaną czynnością, że sama byłam tym dosyć zdziwiona.

Potem nasze babeczki wylądowały w piekarniku i młody miał przerwę na bajkę,
a ja w tym czasie posprzątałam blat
i pozmywałam wszystkie miski i naczynia.

Gdy wycierałam ręce ścierką, usłyszałam dzwonek do drzwi.  Przeszłam krótki, ciemny korytarz i spojrzałam przez  wizjer na osobę po drugiej stronie. Zobaczyłam Nialla z rękami w kieszeniach, więc tworzyłam drzwi, aby go wpuścić.

—Cześć!—przywitał się czochrając moje ułożone włosy.

— Hej, co cię sprowadza do domu mojej mamy?— zapytałam próbując jakoś poprawić kosmyki, które opadły na moją twarz.

— Właściwie nie mam co robić,  byłem w okolicy, dlatego że przed chwilą odstawiłem brata na lotnisko. Podejrzewałem, że tu jesteś, ponieważ spędzasz tu większość niedziel. No
i oczywiście tęsknię za twoim bratem, którego swoją drogą od zawsze lubiłem trochę bardziej od ciebie— ostatnią część zdania wypowiedział nieco głośniej z cwaniackim uśmieszkiem, a ja usłyszałam za plecami dziecięcy chichot.

Kiedy już oboje śmiali mi się w twarz, Niall oberwał łokciem w żebro, przez co śmiał się już tylko mój brat. 

Szatyn i blondyn przybili ze sobą piątki,
a gdy mój przyjaciel zdjął kurtkę i buty, wszyscy przeszliśmy do kuchni, bo nadszedł już czas wyjęcia babeczek z piekarnika i wstawienia drugiej porcji, którą zrobiłam na wszelki wypadek co okazało się strzałem w dziesiątkę, bo zarówno mój brat jak i Niall to straszne łakomczuchy.

Pamiętam jak w wieku sześciu lat  nie odzywałam się do niego przez tydzień,  bo chłopak zjadł moją ulubioną czekoladę, którą dostałam od babci. Potem na przeprosiny kupił mi kolejną, ale wtedy to i tak już nie było to samo. Kiedy sobie to przypomniałam, zachciało mi się śmiać,  jednak dla małej mnie to była istna tragedia.

W pomieszczeniu unosił się słodki zapach wanilii, który wzmocnił się, gdy wystawiłam nasz wypiek z piekarnika.

— Widzę, że trafiłem na deser— zaśmiał się szatyn próbując zgarnąć jeszcze gorącą babeczkę z blachy. Posłałam mu karcące spojrzenie.

—Poczekaj z piętnaście minut aż trochę przestygną, bo się oparzysz albo będzie cię bolał brzuch.— Zrobił minę zbitego szczeniaczka, która po długich latach naszej znajomości już nijak na mnie nie działała.— Nie bądź dzieckiem, nawet mój brat wie takie rzeczy.

— Ona ma rację.— Do rozmowy włączył się blondynek.— Chodź, pooglądasz ze mną bajkę, i tak kończy się za dziesięć minut.—Szatyn zruszył ramionami w geście kapitulacji i poszedł za moim bratem.

Odetchnęłam kręcąc z uśmiechem głową. Wiele rzeczy zmieniło się w moim życiu od dzieciństwa, Niall też bardzo się zmienił, ale w niektórych sytuacjach ciągle był po prostu sobą. Czasem mnie to irytował, lecz to była zdecydowanie jedna z tych rzeczy, za które go uwielbiałam.

Po upływie wyznaczonego przeze mnie czasu oboje wrócili do kuchni, W tym czasie zdążyłam ustawić na blacie kolorowe posypki  i miski z niebieskim i różowym lukrem. Każdy z nas miał uszykowane stanowisko pracy. Druga porcja również była gotowa, ale jeszcze gorąca, więc przed nami postawiłam tą pierwszą, która zdążyła już przestygnąć.

— Robimy konkurs na najlepiej przystrojoną babeczkę— zadecydował Toby.

Wszyscy zgodziliśmy się na ten pomysł i ustaliliśmy, że każdy ma na to dziesięć minut i  nieograniczoną liczbę składników. 

Było przy tym sporo bałaganu i śmiechu, jednak ostatecznie wygrałam ten konkurs, w którym nagrodą główną był kubek gorącego kakao przygotowanego przez Nialla.

Później zjedliśmy większość babeczek i przygotowaliśmy kanapki dla siebie oraz mojej mamy i ojczyma. Było naprawdę miło i obyło się bez podpalenia domu i żadnych skaleczeń.

Tamtego niedzielnego wieczoru byłam po prostu szczęśliwa. W tamtym okresie od dawna nie śmiałam się tak często i szczerze jak dokładnie w tamtą pamiętną niedzielę. Cały stres, niedawna kradzież  i obowiązki zostały gdzieś dalej, a ja wreszcie poczułam prawdziwy spokój.

____________________________________


Love me one more time, Shawn Mendes ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz