18. A żebyś wiedziała.

148 6 0
                                    

Tracy

Podróże, praca i nowe doświadczenia. Te kilka słów idealnie opisywało to co działo się w moim życiu przez ostatnie kilka dni .

Przyleciałam do Kalifornii z ogromnym zapałem, głową pełną nowych pomysłów i miejsc, w które pojadę, aby je zrealizować. Każda godzina od piątej rano, do piątej po południu była przeze mnie starannie zaplanowana.

Pierwszy raz od dawna, wiedziałam co chce zrobić oraz co mają wyrażać moje fotografie. We wszystkim mogłam liczyć na pomoc pana Stevena, pierwszego fotografa, który mnie zatrudnił i mieszkał obecnie w Los Angeles. Dał mi kilka naprawdę kluczowych wskazówek i byłam mu za to bardzo wdzięczna.

Tymczasem, Rose zajmowała się papierologią. Nie chciałam jej przemęczać, sama się za to wzięła. Miała pełną swobodę, mogła zaczynać i kończyć pracę, kiedy chciała.

Po podróży samolotem nie czuła się zbyt dobrze, ale ogólnie wyglądała na szczęśliwą, mimo wszystko. Opowiedziała mi o rozmowie z Niallem jaką odbyła przed wyjazdem, chciała tu być, aby trochę odpocząć od naszego miasta i wszystkiego co z nim związane. Przyleciała tu ze mną, oczywiście najpierw pytając lekarza czy to nie zaszkodzi jej ani dziecku. On stwierdził, że dziecko rozwija się prawidłowo i nie widzi przeciwwskazań.

Tym sposobem, wieczorami chodziłyśmy zwiedzać okolicę i testować jedzenie w każdej możliwej okolicznej restauracji i knajpie.

Czas leciał nieubłaganie, a nasz lot powrotny do domu zbliżał się wielkimi krokami.

Dzisiaj przypadał akurat jeden z nielicznych dni, które przeznaczaliśmy w całości na własne zajęcia i odpoczynek.

Ja, Rose i pan Steven, postanowiliśmy wybrać się do restauracji w Los Angeles, oddalonej o
20 kilometrów od hotelu w którym obie przebywałyśmy.

Pogoda była naprawdę piękna, dlatego standardowo zabrałam ze sobą aparat, bez którego przy takich okazjach nie ruszałam się na krok, ponieważ zawsze na drodze stawało mi coś wartego uwiecznienia na fotografii.

- Jak tam samopoczucie?- zagadnęłam, kiedy moja przyjaciółka wsiadła na miejsce pasażera w wynajętym dziś przeze mnie samochodzie.

- Dzisiaj naprawdę dobrze, tylko zaraz po wstaniu było mi trochę niedobrze, ale ogólnie wszystko do zniesienia- odparła.- Dokąd jedziemy na to śniadanie?

- Do Urth Caffe, nie znam tego miejsca, ale pan Steven zapewniał, że to jedna z najlepszych kawiarni do jakich możemy iść.- Rose pokiwała głową i zaczęła majstrować coś przy radiu.

Ta krótka podróż minęła nam na luźnej rozmowie o pracy, możliwym planowanym terminie wernisażu, który teoretycznie miałby się odbyć za kilka miesięcy.

Już w tym momencie byłam podekscytowana i naprawdę nie mogłam się doczekać, ale jednocześnie zdawałam sobie sprawę, że zostało jeszcze bardzo dużo pracy.

- To co, niedługo wracamy?- zagadnęłam blondynkę, kiedy udało mi się zaparkować blisko lokalu.

- Na to wygląda, chociaż mogłybyśmy niesłużbowo trochę tu jeszcze zostać.-Spojrzała na mnie z niemą prośbą wypisaną na twarzy.

- No wiesz, jeśli się sprężymy jutr,o to zostanie nam jeszcze jeden dzień, cały wolny.- Wzruszyłam ramionami.

- Powiedz, że nie robisz sobie jaj - pokręciłam głową- mówiłam już, że cię kocham?

- Chyba już coś takiego kiedyś słyszałam- zaśmiałam się.-  Jednak teraz jestem zmuszona przerwać naszą chwilę wyznań, powinnyśmy wysiadać, bo pan Steven pewnie już na nas czeka.

Tak jak powiedziałam, wysiadłyśmy i udałyśmy się do restauracji.

Wnętrze budynku było dosyć duże, na ladach stały kwiaty w doniczkach. Stoliki i krzesła były drewniane, a główną i najbardziej wyróżniającą się ozdobą było drzewo na podeście w kształcie gwiazdy wraz ze stworzoną pod nim małą fontanną.

Całość tej kompozycji prezentowała się naprawdę piękna i cieszyłam się, że wszędzie zabieram ze sobą aparat, który w tej sytuacji okazał się bardzo przydatny.

Nie były to co prawda fotografie, które chciałabym umieścić na moim wernisażu, ale lubiłam mieć jakieś prywatne pamiątki z takich wyjazdów i coś co będę mogła wstawić na media społecznościowe.

Usiadłam przy stoliku jako ostatnia w akompaniamencie śmiechu pana Stevena.

— Naprawdę zapalona z ciebie fotografka— przyznał.

— Miał pan jakieś wątpliwości w tym temacie?— Uniosłam brew.

— Nawet jeśli tak, to teraz widzę, że to twoje prawdziwe życiowe powołanie, znam bardzo mało fotografów, którzy noszą wszędzie aparat mając dzień wolny od pracy. Jednak to piękne, że robisz zdjęcia i dostrzegasz piękno kompozycji nie tylko służbowo.

— Wie pan, miałam świetnego nauczyciela, jeśli o to chodzi wiele mu zawdzięczam. — Uśmiechnął się słysząc komplement, który był skierowany oczywiście pod jego adresem.

— Miło mi to słyszeć. Byłaś naprawdę pracowitą uczennicą, choć przyznam, że bałem się zatrudniać kogoś bez żadnego doświadczenia w takiej pracy i na początku ograniczyłem twoje obowiązki do minimum. Dobrze jest po czasie zobaczyć jak korzystną w skutkach decyzję wtedy podjąłem. Jestem pod dużym wrażeniem twojej pracy wykonanej tutaj, widać jak z każdą kolejną wystawą się rozwijasz. Współpraca z tobą przez te kilka dni była dla mnie czystą przyjemnością.

— Dziękuję panu za miłe słowa— powiedziałam szczerze.

— Nie dziękuj, i mów mi Steven, dziecko. Może jestem emerytem, ale pozwól mi chociaż poczuć się odrobinę młodszym— zaśmiał się serdecznie.

— Cały czas zapominam o tym, że mieliśmy być ze sobą na "ty"— wyznałam.

— Będę ci regularnie przypominał moja droga.— Pogroził mi palcem.

Później rozmawialiśmy już niewiele, ponieważ zajęliśmy się jedzeniem.

Wybór jednej potrawy w tym miejscu był ciężki, bo wszystko prezentowało się świetnie, jednak uporałam się z tym najszybciej ze wszystkich, a wybrane przeze mnie gofry z owocami i mrożona kawa, okazały się strzałem w dziesiątkę.

Rose zamówiła chyba co najmniej jedną trzecią karty dań, stwierdzając, że jest głodna i nie może podjąć decyzji.

Wraz z siedzącym naprzeciw mnie mężczyzną, mieliśmy niezły ubaw, kiedy co chwilę kelner do nas wracał i zapełniał stół kolejnymi miskami
i talerzami.

— Widzę, że apetyt dzisiaj dopisuje— zagadnęłam.

— A żebyś wiedziała.— Posłała mi uśmiech.— Przed naszym wyjazdem wogóle nie mogłam jeść i teraz muszę to nadrobić— stwierdziła.

— Ciąża ci służy— stwierdziłam widząc jej uśmiech. Wyglądała i pewnie też czuła się znacznie lepiej niż przed naszym wyjazdem.

Momentalnie poczułam jak dziewczyna kopnęła mnie pod stołem, więc wymieniłam z nią znaczące spojrzenie.

— O, gratuluję! Który to miesiąc?— wtrącił się Steven

— Początek trzeciego— odparła.— Na wizycie za tydzień będę mogła dowiedzieć się jaka będzie płeć dziecka.

— Macierzyństwo i dzieci to piękny dar. Czasami sam żałuję, że z tego zrezygnowałem i poświęciłem życie pracy, choć miałem okazję pomagać moim młodszym siostrom przy ich dzieciach, mam nawet chrześniaka w waszym wieku, a odkąd mieszkam tutaj, znacznie poprawił się mój kontakt z nim— przyznał. — Drogie dziecko, wiem że znamy się bardzo słabo, jednak gdybyś potrzebowała pomocy, jakiejkolwiek, to wiesz gdzie mnie szukać.

— Dziękuję, będę o tym pamiętać— zapewniła.

___________________________________________

Rozdział wyjątkowo dzień wcześniej. Przepraszam za zamieszanie na moim profilu, ale wattpad zdecydowanie świruje ostatnio.

Pozdrowionka i dobranoc! 
Po_prostu_M

Love me one more time, Shawn Mendes ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz