Rozdział poprawiony
Pobiegłam do wyjścia z ogrodu, zostawiając za sobą Anakina i Padme.
Po rozmowie z mistrzem Yod'ą położyłam się na swoim nowym łóżku. Byłam zmęczona, tym co się stało. Jestem rozbita. Nie dość, że mam niebezpieczną moc to jeszcze jutro ma się odbyć pogrzeb. Będę musiała dać sobie z tym radę. Wiem, że ot, tak nie będzie lepiej, ale mam pomoc, wsparcie najbliższych. Anakin'a, mistrz Yod'y i nowej znajomej Padme.
Boję się jutra. Pogrzeb. Nigdy nie byłam na pogrzebie. Nie mam ochoty tam być. Nie chce widzieć jego przykryte białym płótnem ciało. Pożegnać się z nim raz na zawsze. Już nigdy nie usłyszeć jego głosu. Poczuć jego ciepła lub chociaż pogadać. To już nie wróci, ale wiem, że dzięki pomocy uda mi się to przezwyciężyć i będzie za jakiś czas coraz lepiej. Stanę się silniejsza, dla niego by był ze mnie dumny. Z tą ostatnią myślą zasnęłam.
~Następnego dnia
Wstałam z myślą, że to dziś. Dziś pożegnam mistrza Plo. Niespiesznie założyłam ciemno-brązową szatę i wyszłam z pokoju. Stanęłam przed pomieszczeniem. Poczułam nagły dotyk na ramieniu. Odwróciłam się i ujrzałam Padme i Anakina. Lekko uśmiechali się, co dodało mi otuchy.
Nagle usłyszałam donośny dźwięk dzwonu. Wszyscy zgromadzeni weszli do okrągłej, ciemnej sali, w której od wieków odbywały się obrzędy pochówków mistrzów Jedi. Teraz nadeszła kolej mistrza Plo. Stanęliśmy w kole, a w środku znajdowało się zakryte ciało.
- Żegnamy dziś mistrza Plo - powiedział mistrz Yoda - Dzielnego i oddanego Jedi, który oddał życie, by chronić i walczyć. Dla wszystkich był ogromnym wsparciem. Niech moc będzie z tobą.
Poczułam łzę spływającą mi po policzku. Pozwoliłam płynąc łzie dalej, obiecawszy sobie, iż jest to ostatni raz, kiedy pozwalam sobie na płacz.
Bicie dzwona wybudziło mnie z myśli.
Wszystkie głowy zostały zwrócone na środek. Zakryte ciało mistrza Plo powoli opadało na dół. Kiedy zostało zamknięte, ze środka pochówka wydobył się żółty promień zwrócony w stronę sufitu. Ten znak zakończył ceremonie pogrzebu. Wszyscy zgromadzeni powoli kierowali się do wyjścia z sali. Ja zostałam dalej, patrząc w miejsce, gdzie spoczywało ciało mistrza Plo.
Ktoś do mnie podszedł. Kątem oka zauważyłam, jak Padme patrzy na mnie zmartwionym wzrokiem. Złapała mnie za rękę. Nie odezwała się. Wiedziała, że tym gestem dodaje mi wsparcia. Nie potrzebne były żadne słowa. Stałyśmy tak jeszcze przez chwilę. Starłam wolną ręką łzy i popatrzyłam na towarzyszkę.
- Możemy już iść. Wybacz, że cię tu przytrzymałam.
- Nic nie szkodzi. Jestem tu by cię wspierać, pamiętasz?
- Pamiętam. Dziękuję za wszystko.
Uśmiechnęła się i poszła przodem. Po chwili również ruszyłam w jej ślady, lecz na sekundę odwróciłam się, by wypowiedzieć ostatnie słowa.
- Żegnaj mistrzu. Będę tęsknić.
~ 7 lat później~
Wszędzie latały pociski. Klony oraz dwójka Jedi - mistrz i padawan, walczyli z wojskiem droidami. Nikt nie chciał odpuścić. Jedni z żądzy władzy i chęci zagarnięcia terytorium, a drudzy z próby ochrony mieszkańców i ich ziemi.
Po lewej stronie w środku walki stał padawan - młoda torgatunka z dwoma mieczami. Shoto - żółtozielonym ostrze oraz zwykły zielony miecz świetlny. Wymachiwała nimi, tnąc coraz więcej droidów na kawałki.
Po prawej stronie znajdował się mistrz. Mocą pomagał zabierać rannych klonów do schronów. Nagle wybuchła obok nich bomba, powalając wszystkich na ziemie.
~ Ahsoka Tano ~
Ogromny wybuch zrzucił mnie z nóg. Wstałam prędko na nogi, widząc zbliżających się wrogów. Walcząc, nagle usłyszałam pikanie komunikatora, który znajdował się na moim lewym przedramieniu.
- Ahsoka musisz tu przyjść! Teraz! Potrzebujemy pomocy! - wykrzyczał do mnie glos w słuchawce.
- Już jestem w drodze - rozłączyłam się i wróciłam do walki.
Pokonałam dwójkę droidów i gestem dałam znać moim oddziałom, że resztę pozostawiam w ich rękach.
Wyskoczyłam w górę, wspomagając się mocą. Wylądowałam na statku, zaczęłam szukać w tym całym zamieszaniu mistrza. Kiedy już zlokalizowałem jego położenie, czym prędzej pobiegłam mu z pomocą. Gdy zbliżyłam się do miejsca walki, okazało się, że na miejscu leżały wielkie kawałki ziemi i resztki statków spowodowane wybuchem i kilku klonów leżących pod nimi bez życia.
Po mojej prawej stronie usłyszałam wołanie o pomoc. Pobiegłam w kierunku dźwięku. Pod stertą resztek statków leżał komandor i kilku żołnierzy z oddziału Anakin'a. Zawołałam o wsparcie i za pomocą mocy podniosłam odłamki, aby uwięzieni pod nimi mogli wyjść z potrzasku. Kiedy było już po wszystkim, pobiegłam pomóc innym. Nagle na mojej drodze stanęło spore wojsko droidów.
Nie dam sobie rady z nimi w pojedynkę. Po tej stronie wszyscy są ranni. Nie ma kto mi pomóc. Oprócz mistrza, lecz on już jest czymś innym zajęty. Może powinnam spróbować nowego ćwiczenia? Ryzykowne, ale może się udać.
Stanęłam w rozkroku i wyciągnęłam ręce przed siebie. Wzięłam głęboki oddech i skupiając się, wyobraziłam sobie wielką kulę czystego światła. Poczułam całą swoją moc zbierająca się w opuszkach palców. Uniosłam wysoko ręce i z impetem uderzyłam kulą o ziemie. Dzięki temu z ziemi wystrzeliły tysiące promieni, niszcząc wojsko wroga. Uśmiechnęłam się do siebie, lecz szybko spoważniałam, gdy o mały włos nie trafił mnie pocisk w głowę. Ruszyłam do dalszej walki.
Walka skończyła się dla nas zwycięstwem. Pomogliśmy nieść rannych do odrzutowca. Odetchnęłam z ulgą, kiedy w zasięgu mojego wzroku pojawił się Anakin. Martwiłam się o niego, lecz widać nie potrzebnie. Czując mój wzrok na swoich plecach, odwrócił się i spojrzał w moją stronę. Uśmiechnęłam się i podeszłam do niego. Zaczęłam skanować go wzorkiem, próbując doszukać się jakiekolwiek rany lub obrażenia. Od razu rzuciła mi się w oczy krwawiącą rana na policzku. Nie była groźna, lecz trzeba byłoby się nią zająć by nie wdarło się zakażenie. Westchnęłam.
- Dobra robota Ahsok'o - poklepał mnie po ramieniu.
- Miło mi to słyszeć mistrzu. Teraz, jeśli mistrz pozwoli, zajmę się raną.
- Nie martw się. To nic groźnego.
- Niby tak, lecz jeśli wedrze się infekcja, może się skończyć tragicznie.
- Wyolbrzymiasz.
Zirytowana popatrzyłam na niego wymownie.
- No dobrze, dobrze - unosił ręce do góry w geście poddania się.
Kazałam mu usiąść na skrzynce, a sama poszłam po apteczkę. Położyłam ją na swoich kolanach i wzięłam jego twarz w ręce, by dokładniej przyjrzeć się ranie.
- Nie trzeba będzie szyć, ale zostanie blizna.
- Nie szkodzi - uśmiechnął się - Ona będzie pokazywać, że walczyłem. Ta blizna będzie darem od wrogów. Będzie przypominać mi, że nie byli dość dobrzy, by mnie zabić.
Zamrugałam zdziwiona po usłyszeniu tego. Nigdy nie usłyszałam takich mądrości od niego. Prychnęłam i zaczęłam się z nim droczyć.
- Aż mnie zatkało. Nie wiem co powiedzieć. Taka mądrość od mistrza. Jesteś pewnie, że nie uderzyłeś się w głowę? Nigdy tak mistrz nie mówił. Może od tego wybuchu mózg zaczął ci działać - zachichotałam.
- Ha ha bardzo śmieszne - naburmuszył się. - Nie powinnaś tak do mnie mówić. Jestem twoim mistrzem.
- Prawda, ale także przyjacielem, więc mam prawo.
Uśmiechnęłam się do niego. Westchnął i zaśmiał się lekko.
Wyciągnęłam z apteczki butelkę wody i przemyłam nią ranę. Następnie zdezynfekowałam ją za pomocą preparatu bakteriobójczego. Mistrz syknął i odsunął się ode mnie.
- Nie ruszaj się, bo będzie bardziej boleć - upomniałam go i wróciłam do roboty.
Kiedy rana była czysta i już nie krwawiła, wzięłam maść wspomagająca gojenie ran i dużej wielkości plasterek. Wtarłam preparat w obrażenie i przykleiłam plasterek.
Kiedy wszystko było już gotowe, żartobliwie poklepała go po głowie i rzuciłam.
- Byłeś bardzo dzielnym pacjentem. Jestem z ciebie dumna.
- Wiadomo.
Zaśmialiśmy się.
Nagle zamrugały nam komunikatory i po naciśnięciu ich usłyszeliśmy, iż wylot będzie za pięć minut. Razem z mistrzem postanowiliśmy rozejrzeć się ostatni raz po byłym polu bitwy czy aby na pewno wszystko zostało zabrane.
Podnosiłam kolejną stertę kawałków odrzutowców. Nagle usłyszałam szelest. Gwałtownie odwróciłam się w stronę dźwięku. Przed sobą miałam krzaki i początek lasu. Patrząc się dalej, próbowałam, doszukują się, sprawcy owego dźwięku. Znów zaszeleściło i krzak się poruszał. Powili, podeszłam do niego i nagle z niego wyskoczyło jakieś zwierzątko. Przestraszona zapiszczałam i wyciągnęłam miecze. Kiedy przyjrzałam się bliżej, śmiało mogłam stwierdzić, iż jest to Gizki i odetchnęłam z ulgą.
Dla pewności rozejrzałam się jeszcze raz i kątem oka zauważyłam ruch po mojej lewej stronie. Spostrzegłam kawałek czarnej szaty i długie, białe kosmyki włosów. Już miałam zamiar krzyknąć, lecz tego czegoś już nie było.
Poczułam lekkie łaskotanie na prawej nodze. Gizki ocierał się o mnie, domagając się pieszczoty z mojej strony.
Przykucnęłam i podrapałam go za uchem.
Przestałam, a zwierzak popatrzył na mnie okrągłymi oczami.
- Wybacz, ale nie mogę cię zabrać ze sobą. Mistrz by mnie zabił.
W głowę pojawiła mi się sytuacje, w której przynoszę zwierzę ze sobą i minę mistrza. Wzdrygnęłam się.
- To nie byłby dobry pomysł ani dla mnie, ani dla ciebie. Wiesz, cenie sobie jeszcze życie, więc nie będę ryzykować.
Wstałam i otrzepałam kolana z ziemi.
Ruszyłam w stronę odrzutowców. Wszystko było gotowe. Wylecieliśmy w stronę domu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Mam nadzieje, że się rozdział spodobał.
CZYTASZ
Ahsoka Tano
FantasyAhsoka Tano x OC Zwykłe dziecko z niezwykłą mocą. Czy poradzi sobie w nowym świecie i czy zdoła uratować wszechświat? Jak potoczą się losy młodej Ahsok'i Tano? Książkę pisze od nowa, więc zapraszam do czytania. ( W...