Rozdział 3

261 21 4
                                        

Rozdział poprawiony

Kiedy weszłam do sali chorych, rzuciłam się na łóżko i od razu zasnęłam, zmęczona dzisiejszymi wrażeniami.

Ahsoka Tano ( PW )

Obudził mnie chłód.

Ociężale otworzyłam oczy. Zaczęłam nerwowo mrugać, lecz nic nie widziałam.
Wszędzie ciemność. Chciałam się poruszyć, krzyczeć, ale nie mogłam.
Ogarnął mnie strach, a po plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz.

Im dłużej nie wiedziałam co się ze mną dzieje, tym bardziej się bałam. Wzięłam oddech i rozluźniłam całe ciało.

Nagle usłyszałam szmer.

- Kto to?

- Spokojnie. To tylko ja.

- Mistrz Plo?

- Tak. Za chwile cię uleczymy - powiedział z troską Mistrz, głaszcząc mnie po głowie - A teraz odpocznij.

Poczułam zimno okalające moje oczy. Po chwili wreszcie odzyskałam wzrok.

Zaczęłam chaotycznie mrugać oczami. Kiedy przyzwyczaiłam się do światła, ujrzałam pochylonego nade mną medyka i uśmiechniętego mistrza Plo.

- Już dobrze? Widzisz? - zapytał Plo.

- Tak. Dziękuje - odetchnęłam z ulgą - Jak to się stało?

- Dokładnie nie wiemy, nigdy nie mieliśmy takiego przypadku nagłego utraty wzroku. Najważniejsze jest to, że widzisz - odparł Plo - Teraz na wszelki wypadek będziesz miała robione badania czy wszystko jest w początku, potem będziesz mogła iść do swojego pokoju.

Czas mi się dłużył. Nie wiedziałam. ile już minęło, od rozpoczęcia badań.

Pół godziny, godzina? Robiłam różne rzeczy. Na przykład patrzeć na światło, iść po lini.

Po zakończeniu podszedł do mnie Mistrz Plo.

- Ahsok'o twoje wyniki badań wyszły pozytywnie i możesz iść do swojego pokoju, lecz będziesz na wszelki wypadek podlegać dalszej obserwacji.
Przypominam o śniadaniu, które odbędzie się o 8. Po śniadaniu masz trening.

Podziękowałam Mistrzowi oraz medykowi i pognałam do pokoju.
Cieszę się, że nareszcie wyszłam ze szpitala.

Kiedy dotarłam do pomieszczenia, jedynie co zrobiłam, to rzuciłam się na łóżko, oddając się w objęcia Morfeusza.

Wybudził mnie irytujący dźwięk budzika.
Na początku nie wiedziałam, gdzie się znajduje, lecz po chwili przypomniałam sobie, a prawda uderzyła we mnie ze zdwojoną siłą.

Atak na naszą planetę, zniknięcie rodziców, pojawienie się tajemniczych ludzi, szukanie rodziców i szokująca wiadomości o ich śmierci.

Poczułam, jak łzy zbierają się w moich oczach. Te złe wspomnienia bolą i palą mnie żywym ogniem. Krople jak strumienie wyryły się na moich policzkach, jak dwie rzeki znajdując ujście na moich kolanach i podłodze.

Co za beksa ze mnie?

Zaśmiałam się gorzko, ścierając łzy z polików.

Muszę być silna. Rodzicie, nie chcieliby, abym teraz płakała.

Wstałam z nową motywacją i wzięłam świeże ciuchy, które przyniósł mi wczoraj mistrz Plo.

Umyta i ubrana wyszłam z pokoju, kierując się w stronę jadalni.
Będąc prawie na miejscu, poczułam uderzenie i wylądowałam na plecach.

Syknęłam z bólu.

- Patrz, jak chodzisz!

Zwróciłam się do sprawcy zderzenia.
Zdziwiona patrzyłam na Anakin'a Skywalker'a

- Wybacz, zamyśliłem się i nie zauważyłem ciebie - podrapał się zakłopotany po karku.

Podał mi rękę, pomagając mi wstać z podłogi.

- Nic się nie stało. Lepiej następnym razem nie myśl tak intensywnie, bo ci się mózg eksploduje - zażartowałam.

Anakin popatrzył się na mnie z udawaną urazą, lecz po chwili zaczął się śmiać.

Postanowiliśmy razem pójść do jadalni. Stanęliśmy w kolejce i po kilku chwilach mieliśmy tace pełne jedzenia.

Jedliśmy w ciszy, delektując się smakiem dań. Po oddaniu pustych talerzy poprosiłam Anakin'a, aby powiedział mi, gdzie znajduje się sala dla nowicjuszy.

- Nie lepiej będzie, jak zaprowadzę cię tam?

- Nie chce zabierać ci czasu.

- Ależ skąd. Chodźmy.

Będąc już przy samych drzwiach, podziękowałam Anakin'owi i umówiłam się z Anakin'em na wieczorny spacer po ogrodzie.

Pomacham mu na pożegnanie i weszłam do sali. Była olbrzymia.

Charakteryzowała się bardzo wysokim sufitem i szarymi ścianami z powieszonymi na nich okrągłymi robotami i różnego rodzaju bronią.

Sala była podzielona laserowymi ścianami na mniejsze pomieszczenia.

Na początku nie wiedziałam, do którego z pomieszczeń się udać.

Zaczęłam się nerwowo rozglądać, aż zobaczyłam grupkę podobnie ubraną jak ja.

Zdecydowałam, że jeśli to nie moja grupa, to może pomogą mi w znalezieniu segmentu z moimi zajęciami.

Otworzyłam czerwonym przyciskiem jedną z laserowych ścian i weszłam.

Widok Mistrza Qui-Gona Jinna utwierdził mnie w przekonaniu, że dobrze trafiłam. Prawdopodobnie byli tam już wszyscy. Bez zwłoki kazał nam usiąść po turecku, po czym przemówił:

- Młodzi uczniowie, dziś będziemy uczyć się o tak zwanej „Żywej Mocy". Może ktoś wie, co to jest?

Patrzyliśmy na siebie nawzajem, lecz nikt nie znał odpowiedzi. Mistrz kontynuował.

- Może najpierw co to jest moc? Moc to fantastyczna, mistyczna więź, łącząca wszystkie żywe istoty naszego, jak i innych światów. Istoty żywe mogą komunikować się z Mocą dzięki organizmom znajdującym się w każdej żywej komórce. Istoty szczególnie silnie odczuwające wpływ Mocy mogą dokonywać „cudów", np. przenosić przedmioty jedynie siłą woli, nakłaniać inne istoty do określonych zachowań lub czynności oraz wiele innych. Z Mocy czerpią swą siłę także Rycerze Jedi. Jedi, który dogłębnie poznał Moc i postępował zgodnie z jej nakazami, po śmierci może zachować swoją tożsamość i objawiać się żywym jako swego rodzaju duch - skończył mówić i dodał - Teraz macie za zadanie podnieść siłą woli kamień, który macie naprzeciwko siebie. Zaczynajcie!

Wszyscy próbowali swoich sił. Niektórym szło lepiej, niektórym gorzej.

Postanowiłam wziąć się do roboty. Wyciągnęłam przed siebie rękę i skupiając się na kamyku, wyobraziłam sobie, jak lewituje nad ziemią. Poczułam moc, która przepływa przez moje ciało. Zamknęłam oczy, skupiając się na niej, aż poczułam ją na koniuszkach palców.

Otworzyłam oczy i ujrzałam kamień lewitujących, lecz to nie było najważniejsze.

Kamień, który unosił się nad ziemią, świecił jasnym światłem. Nie wiedziałam, co się dzieje.

Popatrzyłam na innych czy im też coś takiego się przytrafiło, lecz kiedy ktoś podniósł kamień, ten nie świecił jak mój.

Zwróciłam swój wzrok na Mistrza Qui-Gona Jinna. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Widziałam w nich zdziwienie, jak i ciekawość.

- Dobrze. Widzę, że jesteście już zmęczeni. Koniec lekcji. Przypominam o jutrzejszych zajęciach o tej samej godzinie co dziś. Dowidzenia.

Wszyscy kierowali się w stronę wyjścia, aby być już w swoich pokojach i odpocząć. Nagle poczułam czyjąś rękę na ramieniu.

- Ahsok'o zostań. Chciałbym z tobą porozmawiać - oznajmił Mistrz.

Zdziwiłam się, lecz przytaknęłam. Kiedy ostatni uczeń wyszedł, mistrz wskazał na pufy i gestem kazał usiąść.

Ręce zaczęły mi się trząść ze stresu.
Mistrz patrzył się na mnie przenikliwie i zapytał:

- Co to było na zajęciach?


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Ahsoka TanoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz