Rozdział 8

176 9 0
                                    

Rozdział poprawiony


Ruszyłam w stronę odrzutowców. Wszystko było gotowe. Wylecieliśmy w stronę domu.

Biegłam mocno spóźniona na poranny trening. Cholera. Mam nadzieje, że mistrz mnie nie zabije. Skręciłam w lewo i w zasięgu mojego wzroku ujrzałam drzwi do sali treningowej. Rozsunęły się przede mną, a ja wpadłam do sali, ledwo dysząc. Oparłam się o kolana, próbując unormować swój oddech. Kiedy już się uspokoiłam, wyprostowałam się i ujrzałam zniecierpliwioną minę mistrza. Stał na środku z założonymi rękami wpatrującego się we mnie. Przełknęłam zestresowana ślinę. Już nie żyje.

- Wybacz mistrzu za spóźnienie - pokłoniłam
się.
- Czy mogę wiedzieć, co jest powodem twojego spóźnienia?

Podrapałam się po karku, szukając wymówki.
Nagle do głowy wpadła mi myśl.
- Mistrz Even Piell poprosił mnie o pomoc.
- Jesteś tego pewna? - usłyszałam pytanie za moich pleców.
Wzdrygnęłam się. Odwróciłam się i ujrzałam po mojej prawej stronie mistrza Even'a Piell'a siedzącego na pufie. Ja to mam szczęście. Z deszczu pod rynnę. Teraz na pewno zginę.
Cholera.

- Ahsoka wiesz, że nie powinnaś kłamać. Powiedz prawdę.
- Dobrze. Zaspałam.
- Nie nastawiłaś budzika?
- Otóż nastawiałam go, ale jakimś cudem nie zadzwonił i dopiero Lorens mnie obudził.
Wybacz mistrzu.

Anakin westchnął zrezygnowany.
- Co ja z tobą mam. Mam nadzieję, że taka sytuacja się już nigdy nie powtórzy.
- Obiecuję.
- Dobrze, ale i tak musisz ponieść za to kare. Pięćdziesiąt okrążeń wokół sali bez ścinania rogów.
- Tak jest! - krzyknęłam i mimo niechęci ruszyłam biegiem.

Po trzech godzinach treningu, zmęczona i obolała wróciłam do pokoju. Wzięłam szybki prysznic i ruszyłam na obiad.

Wzięłam swoją porcję i zaczęłam szukać wolnego miejsca na stołówce. Zauważyłam samotnie siedzącego Lorensa w prawym rogu pomieszczenia. Postanowiłam się do niego dosiąść.

Usiadłam z westchnieniem. Tym zwróciłam uwagę chłopaka.
- Co ci? - spytał, biorąc kawałek mięsa do buzi.
- Trening.
- Aż tak źle?
- Dostałam karne okrążenia i trenowaliśmy o godzinę dłużej, więc tak. Bardzo źle.
- To zjedz. Słyszałem, że najlepsze na smutek jest jedzenie.
- Ja jestem zmęczona nie smutna - poprawiłam go.
- Moim zdaniem to jest to samo.

Nie miałam siły się z nim kłócić. Niech myśli jak chce. Wzięłam się za jedzenie. Nawet mi smakowało. Dobrze, że nie było tego, co dwa dni temu.

Przedwczoraj była jakaś breja, której nawet nie dało się nabić na widelec. Trzeba korzystać z tego, co się teraz ma. Nie wiadomo kiedy będzie znów taki obiad. Myśląc dalej o jedzeniu, nie słyszałam, jak Lorens zadaje mi pytanie. Dopiero szturchnie w ramie, obudziło mnie z transu.
- Hm?
- Pytałem się, czy znów wieczorem widzimy się w naszym tajnym miejscu.
Prychnęłam na słowo tajnym. Biblioteka nie jest sekretnym miejscem, ale nie chciałam zabierać mu zabawy z tego.
- Możemy, tylko tym razem, ty bierzesz jedzenie.
- Czemu ja? Nie chce. Kucharka mnie przeraża. A jak mnie przyłapie?
- Trudno, nie będę mieć jedzenia - zaśmiałam się z jego miny.
- No wiesz ty co - skrzyżował ręce na znak obrażenia się.
- Dramatyzujesz. Dasz radę. Pamiętaj, jeśli coś to używaj telekinezy.
- Wiem, wiem. Będę się zbierał. Muszę się psychicznie przygotować to tej trudnej misji.
Zaśmiałam się i odprowadziłam go wzrokiem do wyjścia.

Po kilku minutach wstałam, oddałam tackę i ruszyłam w stronę mojego pokoju. Była godzina 15. Postanowiłam się zdrzemnąć i zebrać siły po wyczerpującym treningu. Nastawiłam budzik na 17 i poszłam spać.

Usłyszałam denerwujące brzęczenie budzika. Wyłączyłam go i poszłam do łazienki. Po obmyciu twarzy wodą zaczęłam się zbierać do wyjścia. Przechodząc się po korytarzu, patrzyłam na ściany pełnych portretów Mistrzów Jedi. Obecnych, jak i zmarłych.

Kiedy weszłam do biblioteki, uderzył mnie zapach starych ksiąg. Uwielbiam to. Mogę tu siedzieć godzinami i wdychać tę woń. Kierowałam się do najmniej przesiadywanych miejsc w bibliotece. Między regałem 40 A a regałem 40B. Już na wstępie ujrzałam Lorensa opatulonego w ciepły koc.

- Witam, jednak żyjesz - zaśmiałam się.

- Ta, ale o mały włos nie zostałem przyłapany. Wchodzę do kuchni od tyłu i nasłuchuje czy nikogo nie ma. Nawet nie wiesz, jak ja się stresowałem. Myślałem, że zejdę tam na zawał, kiedy usłyszałem jak jedna z kucharek, wchodzi do kuchni. Postanowiłem schować pod stołem. Po kilku minutach cały spocony i zestresowany usłyszałem zamykanie się drzwi. Odetchnąłem z ulgą. Wstałem najszybciej, jak umiałem i wziąłem jedzenie. Pierwszy raz tak szybko biegłem do biblioteki. Matko, jak ja się bałem. Już nigdy więcej tego nie zrobię.

- No już. Spokojnie. Byłeś bardzo dzielny, a w nagrodę jedzmy.

Po kilku godzinach z pełnymi brzuchami leżeliśmy pod kocami. Najfajniejsze w tym wszystkim było to, że w bibliotece o północy gasną wszystkie światła, a jej sufit zaczyna się mienić tysiącem gwiazd. Niesamowity widok. Poczułam ciężar na ramieniu. Pewnie Lorens znów zasnął i będę musiała go tachać do jego pokoju. Przyzwyczaiłam się do tego. Lorens jest jak małe dziecko, zaśnie gdzie chce i nie słucha się nikogo. Mimo jego zachowania lubię go. Jest moim jedynym przyjacielem. Anakin i Padme też są moimi przyjaciółmi, ale Lorens jest w podobnym wieku co ja i myślę, że dzięki temu umie mnie bardziej zrozumieć niż starsi.

Opatuliłam go szczelnie kocem i zamknęłam oczy. Patrząc wstecz, nigdy bym nie powiedziała, że będziemy ze sobą tak blisko. Pamiętam, jak pierwszy raz go spotkałam.




Było to kilka miesięcy po pogrzebie mistrza Plo. Byłam na lekcji telekinezy i tym razem próbowaliśmy podnieść grube księgi. Z początku nie za dobrze mi szło, ale potem umiałam lekko ja podnieść. Dwie osoby dalej był Lorens. Cały czerwony ze złości. Kiedy popatrzył w moją stronę, a potem na moją księgę zezłościł się bardziej. Nie zwracałam na niego uwagi do czasu, aż nie stanął na moim przedmiocie.


- Co ty robisz?

- Nic - stał dalej niewzruszony na księdze.

- Zejdź z niej. Nie wiem jak ty, ale jestem tu po to, żeby czegoś się nauczyć, a nie przeszkadzać innym.

Prychnął na mnie, niewzruszony. Tak się bawić nie będziemy. Wzięłam w dwie ręce przedmiot pod jego noga i gwałtownie pociągnęłam do siebie. Usłyszałam huk i Lorens wylądował na ziemi.

- Jak śmiałaś mi to zrobić? Pożałujesz tego.

Syknął i rzucił się w moim kierunku. Zaczęliśmy się szarpać i krzyczeć na siebie, dopóki nauczyciel nie podbiegł i nas rozdzielił.

- Wasza dwójka zostaje po lekcji a teraz do kąta. Każdy to innego i tak zostaniecie to końca lekcji. A reszta zwracamy do zajęć.

Po dzwonku wszystkie dzieci wyszły, żegnając się z nauczycielem. Jedynie dwójka została. Nauczyciel usiał na pufie i westchnął.

- Możecie mi powiedzieć, co to było? Czemu się biliście?

Cisza. Żaden z nas nie chciał się odezwać.

- Dzieci mówcie, a nie stoicie jak słup soli. Ahsoka?

- To on zaczął - pokazałam na Lorensa palcem.

- Nie pytam się, kto zaczął, tylko co się stało, że skończyliście na bójce.

- On do mnie podszedł i stanął na mojej księdze bez powodu, więc ja zabrałam mu ją z nogi, a on się przewrócił i potem rzucił się na mnie.

- Czy tak było Lorens?

Chłopak milczał, lecz po chwili przeniósł swój wzrok na nauczyciela.

- Tak.

Nauczyciel załamał ręce.

- Obydwaj dostaniecie kare.

- Czemu ja?! Przecież nic nie zrobiłam. To jego wina - patrzyłam na nauczyciela.

- On dostaje kare za to, że nastąpił ci na książkę a ty za spowodowanie jego upadku.

- Ale, ja-

- Nie ma żadnych, ale. Obaj będziecie sprzątać sale po zajęciach. Ma lśnić czystością. Zaczynacie od dziś.

Nauczyciel wstał i wyszedł z sali, zostawiając nas samych. Popatrzyliśmy na siebie niechętnie.

- Ja zbieram księgi, a ty zamiatasz podłogę - powiedział Lorens.

- To nie fair. Ty masz mniej roboty niż ja - skrzyżowałam ręce na piersi.

- Nie prawda.

- Prawda.

-Nie prawda!

- Prawda!

- Dobra, uspokójmy się, bo sprzątanie zajmie nam wieczność.

- A czyja to wina?

Zignorował moja wypowiedź i zastanowił się na sekundę.

- Zrobimy tak, razem zbierzemy księgi i razem zamieciemy podłogę.

- Dobra.

Nie odzywając się więcej, zabraliśmy się do roboty. Zajęło to nam ponad godzinę. Nie wiedzieliśmy, że te księgi są takie ciężkie. Lekko spoceni i zmęczeni poszliśmy do swoich pokoi, nie odzywają się do siebie ani słowem.

Przez następne tygodnie dokuczaliśmy sobie nawzajem. Kiedy nauczyciel nie widział Lorens, on ciągnął mnie za jedno z moich montroli. Ja za to podkładałam mu nogę za każdym razem, kiedy przechodził obok mnie.

Mieliśmy lekcje opanowania sztuk walki. Pech chciał, że wylądowałam w parze z Lorensem. Szło mu o wiele lepiej ode mnie. Kiedy przyszła pora na naszą walkę, stanęliśmy na podwyższeniu i ustawiliśmy się w początkowe pozycje. Zaczęliśmy walczyć. Każdy chciał pokazać swoje umiejętności. Byłam tak zawzięta, że nie zauważyłam, jak Lorens pochyla się i uderza mnie w głowę. Upadłam i widziałam przed sobą czarne plamy. Nauczyciel podbiegł do mnie i pomógł mi stanąć.

- Lorens weź Ahsoke do pielęgniarki.

- Dobrze.

Podszedł do mnie i wziął mnie pod ramie. W ciszy kierowaliśmy się do skrzydła szpitalnego.

Pielęgniarka wpuściła mnie do środka, a Lorensowi kazała czekać za zewnątrz.

Przez ten upadek musiałam chwile zostać i dowiedzieć się, czy nic na pewno mi nie jest. Po kilku badaniach mogłam opuścić sale.

- I co? - zapytał się Lorens.

- Nic poważnego, jedynie mam odpoczywać przez dwa dni i mogę wrócić do ćwiczeń.

Lorens już nic nie powiedział. Bez pytania znów wziął mnie po ramie i zaprowadził do mojego pokoju.

Kiedy miałam już wejść do pokoju, Lorens złapał mnie za rękę. Obróciłam się i popatrzyłam na niego niepewnym wzrokiem.

- Przepraszam.

Byłam w szoku. Czy właśnie usłyszałam, jak Lorens przeprasza i to jeszcze mnie? Nie mogłam uwierzyć.

- Słucham? Chyba nie do końca usłyszałam, co mówisz.

- Przepraszam, dobra? Za to, że cię uderzyłem.

- Nic nie szkodzi. Na tym polega właśnie ćwiczenie.

- Wiem, ale mogłem, chociaż lżej cię uderzyć czy coś.

- Szczerze, nie spodziewałam się po tobie przeprosin, ale miło mi się zrobiło.

Staliśmy tak przez parę minut, patrząc na siebie. W końcu Lorens otworzył usta.

- Może zaczniemy od nowa? To wszystko nie powinno mieć miejsca.

Zastanowiłam się. Czemu nie? Kiedy nie jest taki złośliwy, jest nawet fajny.

- Dobrze, ale koniec z dokuczaniem sobie.

- Masz to, jak w banku, więc zacznijmy od nowa. Jestem Lorens Mil - wystawił do mnie rękę.

- Miło mi cię poznać. Jestem Ahsoka Tano.

Dzięki tej sytuacji zyskałam nowego przyjaciela.

Wracając do teraźniejszości, uśmiechałam się do siebie z myślą, że dzięki niemu moje życie stało się weselsze i nie zmieniłabym je na nic innego.



\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\

Witam wszystkich zgromadzonych. Powróciłam i znów zaczęłam poprawiać rozdziały. Mam nadzieję, że ktoś jeszcze został i to czyta.

Życzę miłego dnia/nocy.

Ahsoka TanoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz