Rozdział 9

11 1 0
                                    

Starając się nie zwymiotować od wszechogarniającego smrodu, ruszyła do chłopaków z wydziału technicznego.
- Co tam macie ciekawego? – zapytała, oddychając płytko.
- Nawet bardzo ciekawego – powiedział jeden z policjantów, wkładając ufajdaną teczkę do foliowej torby i opisując znalezisko. – Co prawda papiery w środku są częściowo zniszczone, aczkolwiek z tego, co udało nam się przeczytać, już mogę ci powiedzieć, że dostaniesz porządnych wypieków, czytając te rewelacje.
- A to wspaniale, ale dlaczego?
- Bo to akta prokuratorskie i policyjne dotyczące sprawy niejakiego „Pająka".
- Że jak?!
- Ano tak... Co prawda dużo to tego tu nie ma, raptem z dziesięć stron, ale myślę, że i tyle wam się przyda, oczywiście już op tym, jak nasi ludzie pozbędą się większości gówna z nich i jakoś doprowadzą je do użytku...
- Czyli kiedy będziemy mogli spodziewać się tych akt?
- Myślę, że nie prędzej, jak za kilka dni dopiero. Część tekstu trzeba będzie zrekonstruować.
- Jasne. Wielkie dzięki.

Pół godziny później, po sporządzeniu dokładnych notatek i szybkim przesłuchaniu pracowników miejskiej kanalizacji, którzy znaleźli ciało nieboszczyka, i wciąż niestety nie operując jego danymi, jako że nie znaleźli przy nim żadnych dokumentów, a nie wiedzieli, czy nazwisko figurujące na papierach z teczki, należy do niego, wracali z wolna na komendę. Obydwoje dość podnieceni perspektywą uzyskania ważnych informacji, które być może popchną w jakiś sposób ich własne śledztwo do przodu.
- Cholera, śmierdzę na kilometr – jęknął Michał, jeszcze mocniej otwierając okno.
- Na komendzie są prysznice właśnie na takie wypadki... A w szafce mam chyba jakieś zapasowe ubrania – odparła. – Ale wiesz, nadal jestem w szoku. Kim, do cholery jest nasz denat, że ot tak po prostu miał przy sobie te papiery? I co on tu robił?
- Mam nadzieję, że wkrótce się tego dowiemy...
- Tak, ja też... Cholera, zaraz się porzygam od tego smrodu!
- Nie tylko ty... Jeśli się nie domyję, narzeczona pewnie każe mi spać dziś w wannie...

Dwie godziny później wreszcie domyci i nawet pachnący, zasiedli do spisywania zeznań i raportów ogólnych. Byli właśnie w połowie pracy, gdy zadzwonił ich służbowy telefon. Odebrał Michał i już po chwili zaczął coś zawzięcie notować. Ala przyglądała mu się spod oka, bo minę miał ogłupiałego kota i szczerzył się jak debil, co nie było do niego wcale podobne.
- Mamy to!
- Znaczy co? – zapytała, odkładając długopis.
- Nazwisko naszego denata. Adam Fijałek. Prokurator generalny z Warszawy – zerwał się z miejsca i odtańczył zwycięski taniec na środku pokoju, w ogóle nie zauważając stojącego w drzwiach Pawełczyka.
- Skończyłeś tę błazenadę? – zapytał go w końcu Jacek spiżowym głosem. Michał potknął się i wyhamował impet dopiero na biurku Ali, ciut mieszając jej w papierach i uderzając się boleśnie kolanem w kant mebla.
- Kurwa! – zaklął, rozcierając bolące miejsce.
- Nie cieszcie się zbytnio...
- A to dlaczego? – zapytała nieco zaskoczona Ala, ogarniając bałagan na biurku.
- Właśnie rozmawiałem z Warszawą – sapnął, wchodząc do środka.
- No i? – Michał wpatrywał się w niego w napięciu.
- Odbierają nam śledztwo w sprawie Fijałka...
- Chyba nie bardzo rozumiem. – Ala aż wyprostowała się na krześle.
- Twierdzą, że prokurator zabrał ów papiery, notabene oryginały, nie umieszczając tego w żadnym raporcie, wpisie w archiwum, nic... Delegację do nas miał, owszem, ale miał zabrać ze sobą tylko kopie tych dokumentów – wyjaśnił ponuro, siadając na wolnym krześle.
- No dobrze, ale facet zginął na terenie naszego miasta...
- Ala, wiem, co chcesz powiedzieć, ale z komendą główną nie wygrasz. Taki dostałem rozkaz. Będą tu po niego jutro. Nie wiem, czy nasza pani patolog już wie, ale nie wolno jej robić żadnej sekcji zwłok, a chłopakom sprawdzać papierów.
- Czyli zostaliśmy udupieni? – syknął wściekły Michał.
- Na to niestety wygląda...
- A naczelnik? On nic nie może zrobić? – chciał wiedzieć Sambor.
- Nie, niestety.
- Ja pierdolę... Dobra, jeśli nie masz nic przeciwko, to ja spadam. Mam dość... raport dokończę ci jutro.
- Podwieźć cię? – Jacek spojrzał na nią uważnie.
- Nie, przejdę się...

Wracając spacerkiem do domu, odebrała telefon od Sebastiana.
- Cześć, kochanie – powiedział łagodnie.
- No cześć – odparła nieco zaskoczona jego tonem.
- Jesteś jeszcze w pracy?
- Nie, właśnie wracam, a co?
- Autem?
- Nie, spacerem, na mieście jestem. A czemu pytasz?
- Bo mam dla ciebie niespodziankę, kochanie. Gdzie dokładnie jesteś? Przyjadę po ciebie...
Zaskoczona Alicja podała mu nazwę pobliskiej kawiarenki i rozłączyła się. W lokalu zamówiła sobie filiżankę kawy, zastanawiając się, co takiego Sebastian zmalował, że teraz nagle jest taki milutki i czuły.
Zjawił się po dwudziestu minutach z ogromnym bukietem kwiatów.
- To dla mnie? – zapytała zszokowana rozmiarami kwiecia.
- Oczywiście – podał jej go z czułym uśmiechem i pocałował ją namiętnie. – Wracamy do domu?
- Tak, tylko zapłacę.
- Poczekaj, ja to zrobię – mruknął, całując ją w dłoń i ruszył do lady. W tej chwili młoda policjantka była zdumiona jak chyba jeszcze nigdy w życiu!

Niedługo potem zaparkował w garażu ich domu i otworzył jej drzwi z atencją, pomagając jej wysiąść.
- Coś ty dzisiaj taki szarmancki? – zapytała z uśmiechem, stając koło autka.
- Już dawno temu powinienem był taki być, kochanie – uśmiechnął się delikatnie. Ale o tym zaraz... Przygotować ci kąpiel? – zapytał, gdy tylko weszli do domu.
- Z chęcią. Mam wrażenie, że cały czas jestem brudna... Dostaliśmy dziś takie zgłoszenie, że do tej pory kręci mnie w nosie od tego smrodu! – jęknęła, ściągając koszulkę.
- Opowiesz?
- Zemdli cię.
- No tak, szkoda jedzenia... Dobra, to ja ci przyszykuję kąpiel, a ty w tym czasie przygotuj sobie jakieś seksi ubranko – wyszczerzył się do niej, jak za dawnych lat.
- A co, wychodzimy gdzieś? – zainteresowała się, zmierzając do sypialni.
- Nie, ale jak mówiłem, mam dla ciebie dzisiaj niespodziankę.
- No tak – przytaknęła. - A gdzie dzieci?
- U dziadków – wyjaśnił.
- I co, nie boisz się już, że moja mama nakarmi je samą czekoladą? – zapytała nieco zgryźliwie.
- Nie – uśmiechnął się łagodnie i zniknął w łazience.

Ponad dwie godziny później usiadła z przyjemnością przy ładnie zastawionym stole.
- Postarałeś się – przyznała z promiennym uśmiechem.
- Dziękuję, zależało mi na tym, żeby ci się spodobało. Alu, chciałem cię przeprosić za to, jaki ostatnio byłem. Za swoje kretyńskie zachowanie. Przypuszczam, że mogłaś zacząć podejrzewać mnie dosłownie o wszystko i wcale ci się nie dziwię.
- Faktycznie, zachowywałeś się, jakbyś chciał coś przede mną ukryć – przytaknęła smutno.
- Wybacz, to wynik stresu – bąknął, całując ją w dłoń.
- A co cię tak zestresowało, jeśli mogę wiedzieć?
- Kontrola w moim szpitalu. Ten wypadek, o którym ci ostatnio opowiadałem... Prawny opiekun jednego z naszych pacjentów wystosował skargę, że nieodpowiednio zajmujemy się naszymi podopiecznymi i dostaliśmy bardzo szczegółową kontrolę. Komisja zagroziła nam zamknięciem placówki. Dlatego chodziłem taki podminowany.
- Wszystko pięknie, ale to wcale nie zwalnia cię z szacunku do kobiety, która jest twoją żoną. Zdajesz sobie sprawę, że wtedy nieomal mnie zgwałciłeś? – aż zgrzytnęła zębami na samo wspomnienie tamtego wydarzenia. – Gdyby nie to, że cię kocham, dzisiaj tkwiłbyś już w pierdlu z rozwodem na koncie i prawdopodobnie dożywotnim zakazem wykonywania zawodu? – zmrużyła oczy. – Przez ostatnie wydarzenia czuję się jak zwykła, nic nieznacząca szmata, Sebastian!
- Kochanie – wstał ze swego miejsca i uklęknął przy jej krześle, biorąc jej dłonie w swoje. – Wiem i przepraszam. Nie myślałem wtedy. Byłem wściekły i przerażony jednocześnie. Ale teraz chciałbym to wszystko naprawić. By między nami było tak, jak wcześniej. Z miłością i uczuciem. Przyrzekam, że już nigdy nie podniosę na ciebie ręki. Przykro mi strasznie, że tak bardzo się na mnie zawiodłaś. Właściwie nie mam nic na swoją obronę, jedynie mą niegasnącą do ciebie miłość, króliku.
- Oh, widzę, że przypomniałeś sobie, jak kiedyś mnie nazywałeś – mruknęła, wciąż jeszcze ciut na niego zła.
- Nigdy tego nie zapomniałem – przyznał. – Kochanie, proszę, wybacz mi. Wiem, mąż tak nie powinien się zachowywać, byłem idiotą, ale daj mi, choć najmniejszą szansę, a obiecuję, że już nigdy więcej się na mnie nie zawiedziesz!
- I jak poszła ta kontrola? – zapytała, zmieniając temat.
- Dostaliśmy nowego dyrektora, który powprowadzał sporo poważnych, acz potrzebnych i znaczących zmian. W tym personalnych... Kochanie, wybaczysz?
- I to dlatego tak często wychodziłeś?
- Tak – westchnął. – Musieli mieć wgląd we wszystkie papiery, a część ich trzymałem pod kluczem. Poza tym, gdy wreszcie dotarło do mnie, jak okropnie cię traktuję, musiałem pozałatwiać kilka rzeczy, a nie chciałem robić tego przez telefon.
- A czemu nie?
- Bo wtedy nici z niespodzianki, a tego nie chciałem.
- No dobrze... To, co to za niespodzianka?
- A to za chwilę skarbie... Najpierw zjedzmy, dobrze?
- Yhm...

Tajemnica Pająka [ZAKOŃCZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz