Rozdział 14

10 1 0
                                    

- Tego nie wiem, może chcieli mieć wszystko czarno na białym? Zresztą cholera ich wie. Nie mniej jednak nieźle teraz dobiorą się im do dupy.
- Tak, ale oby przy okazji nie zahaczyli o naszą dupę - mruknął Michał jękliwie.
- Boże... Weź, przestań, co?
- No co? Ja tylko mówię...
- Ja też, że zdrowo ci zaraz przywalę, jeśli się nie zamkniesz! - syknęła Alicja.
- Szefie, ona chce mnie bić...
- Serio? - zdziwił się Jacek uprzejmie. - Nie zauważyłem. Alu, a ty?
- A skąd!

Tydzień później.

- Wracam za dwa tygodnie - powiedział, Sebastian, otwierając drzwi do samochodu i pakując do niego torbę podróżną i walizkę pełną potrzebnych mu dokumentów. - Baw się ładnie, bądź rzeczna i złapcie tego psychola wreszcie - pocałował ją czule w policzek na „do widzenia".
- Bardzo byśmy chcieli, naprawdę - westchnęła, bo ta sprawa spędzała jej sen z powiek. - Będziemy za tobą tęsknić z dziećmi.
- Tak, wiem.

- Dwa tygodnie. Fiu fiu, całkiem sporo czasu. I cóż takiego wygnało go z rodzinnego domku? - mruknął Michał. - Przecież w Zakopanem niema aż tylu atrakcji...
- Nie słyszałeś o tym sympozjum lekarzy-psychiatrów, o którym trąbią wszystkie media? - odparła spokojnie, w drodze na komendę zaraz następnego dnia.
- Słyszałem, ale jakoś nie chce mi się wierzyć, że twój mąż jest aż tak wspaniałym specjalistą, by dostać zaproszenie na coś takiego.
- Michał - westchnęła. - Może i nie jest, ale podobno ma na oddziale jakiś wyjątkowo rzadki przypadek, który zdarza się raz na ileś tam, poza tym pisał o nim pracę, co akurat wiem, bo czytałam fragmentarycznie z ciekawości i nudów... Więc teraz jedzie tam przedstawić szerszemu gremium jego plan psychologiczny - wyjaśniła spokojnie. - Poza tym w czasie tego sympozjum podobno mają się wziąć za ustalanie profilu Pająka, co być może pomoże nam w śledztwie...
- No tak, jeśli twój mąż się za to zabierze, to na pewno coś mądrego ustalą - sarknął. Westchnęła ciężko, parkując na wewnętrznym parkingu.
- Możesz mi powiedzieć, czemu tak bardzo go nie lubisz? - zapytała. - Nic ci nie zrobił... Zawsze jest dla ciebie uprzejmy.
- Tak, ale wciąż jest twoim mężem. Wnerwia mnie to - syknął po chwili ciszy.
- Przepraszam? - zdumiała się. - A co to ma do jakiejkolwiek rzeczy?
- To, że cię kocham, Alu i chciałbym z tobą być - wyszeptał, patrzą jej w oczy.
- Zwariowałeś... - prychnęła. - Nie wystarcza ci, że sypiamy ze sobą?
- Niekoniecznie... Rozstałeś się z moją i myślałem...
- Więc przestań! - przerwała mu ostro, zirytowana.
- No ale czemu? - zapytał dość żałośnie. - Przecież dobrze nam razem, tak? I naprawdę chciałbym legalnie móc spędzać z tobą czas również poza pracą.
- Wiem, Michał, ale to się nigdy nie uda, zrozum to. Kocham mojego męża i moje dzieci i koniec.
- A szkoda, bo według mnie bylibyśmy świetną parą - bąknął, wysiadając szybko.

- Macie wezwanie - powiedział dyżurny, wchodząc do ich pokoju i rzucając im na biurko karteczkę z lokalizacją.
- Jasne, już jedziemy - powiedziała natychmiast Alicja, zbierając się do drogi.

- O ja pierdolę - mruknął Michał piętnaście minut później z pewną dozą uznania, patrząc na potężne zgliszcza domu, wciąż gaszone z pewnym trudem przez kilka zespołów straży pożarnej.
- No nieźle - syknęła Ala, wysiadając. - Co się tu dokładnie stało? - zapytała, podchodząc do dowódcy strażaków. Nawet z tej odległości czuła buchający żar.
- Ewidentne podpalenie, w krzakach znaleźliśmy kanistry z resztkami benzyny, a wokół budynku kilka butelek po Mołotowach.
- Nie żartuj!
- Bynajmniej... Poza tym mamy dla was kolejne zwłoki. Wasza koleżanka już się nimi zajmuje. Co prawda ja się na tym nie znam, ale mnie to wygląda na morderstwo...
- Ok, dzięki - kiwnęła mu głową, ruszając do Marty i kilku leżących na ziemi plastikowych worków. Policzyła je szybko. - Dziesięć? - aż ją zatchnęło.
- Yhm... Rzeź.

- Czekaj, czekaj, co ty do mnie rozmawiasz? Jak to główny? Aktualny?
- Nie, były, ten co poszedł siedzieć - westchnął Jacek.
- Ktoś tu zwariował? Skoro poszedł siedzieć, to powiedz mi, jakim sposobem znalazł się w tamtym budynku?
- Pół godziny wcześniej ktoś anonimowo wpłacił za niego kaucję... - Pawełczyk wzruszył bezradnie ramionami. - Jak dla mnie, to to był czysty wyrok. Ktoś się bał, że zostanie wsypany.
- Pająk - domyśliła się natychmiast. - Tylko dlaczego załatwił to w aż tak drastyczny sposób? Ci ludzie spłonęli żywcem przecież...
- Jak widzisz, nasz wspaniały „kolega" nie ma żadnych zahamowań. Niszczy każdego, kto wejdzie u w drogę.
- Zdziwi się, gdy ja mu w drogę skutecznie wejdę i wreszcie z prawdziwą przyjemnością go skuję - syknęła rozeźlona.
- Ala, uważaj, co? Facet właśnie załatwił połowę pruszkowskiej mafii. I jak widać, najwyraźniej ma dużo większe od nich wpływy, skoro zjawili się u niego wszyscy ci najważniejsi.
- Tak, wiem, będę ostrożna, obiecuję - odparła niechętnie.
- Grzeczna dziewczynka.
- Wiesz, zastanawia mnie tylko jedno.
- No co?
- Czemu ściągnął ich wszystkich tutaj? Skoro ma taką władzę...
- Wydaje mi się, że właśnie dlatego. Żaby pokazać innym, jak silny jest. Takie małe show, a już przeciwnicy wiedzą, z kim mają do czynienia...
- No tak... Tylko teraz trzeba dojść do tego, czy on właśnie załatwił swoich, czy wręcz przeciwnie?...
- Postaram się załatwić wam wyjazd do Warszawy. Pogadacie sobie tam z jednym z więźniów.

Trzy tygodnie później.
- Trochę im to zajęło - szepnął Michał, siedząc na pustej o tej porze stołówce jednego ze stołecznych więzień.
- Zamilknij - usadziła go. Mruknął coś tylko pod nosem niezadowolony, patrząc spode łba na wprowadzanego do pomieszczenia więźnia.
- Gadaj - warknął ostro, gdy ten tylko zajął swoje miejsce naprzeciw nich, a strażnicy zostawili ich samych.
- Może grzeczniej, co? Z tego, co jeszcze pamiętam, to wy poprosiliście o informacje, które posiadam... - zauważył tamten przytomnie i chytrze.
- Oczywiście, czy mógłbyś nam ich udzielić? - zapytała Alicja, kopiąc Michała pod stołem.
- Coś za coś...
- To wiem. Mamy zrobić tak, żeby złagodzili ci wyrok... Lub dali dłuższą przepustkę.
- Moja córka za tydzień kończy 18 lat i po prostu chciałbym być na jej urodzinach, a nie składać jej życzeń przez więzienną pleksę.
- Oczywiście wiesz, że to wszystko będzie zależeć od informacji, które nam przekażesz... A teraz mów, co to za rewelacje?
- Możecie się zdziwić, lecz sieć Pająka jest naprawdę rozległa. Innymi słowy, nie tylko policja z im współpracowała. Rozejrzyj się dokładnie wokół siebie, a spokojnie znajdziesz kilka do kilkunastu osób ze swego otoczenia, które mają z nim jakiś związek...
- To wszystko? Jeszcze jakieś dobre rady?
- Gdyby to było wszystko, po prostu przysłałbym wam list. Nie. Jeśli chcecie wiedzieć, to Pruszków i Wołomin również z nim współpracowały. O ile współpracą można nazwać wykonywanie jego rozkazów.
- Czyli, jak rozumiem, kontaktowaliście się z nim.
- Nie. Zawsze tylko on się z nami kontaktował. Listy przychodziły bezpośrednio do naszych szefów. Osobiście widziałem tylko jeden.
- Listy? - zdumiał się Michał. - Ktoś używa jeszcze takich metod?
- jeśli nie chcesz być wykryty w sieci, to najlepszy sposób - pospieszył z informacjami „Płotka". - Poza tym listy nie były nigdy pisane ręcznie, tylko maszynowo, czerwonym atramentem.
- Krwią? - zapytała Ala, robiąc dokładne notatki.
- Możliwe, tego nie wiem. Zdaje się, że nie sprawdzaliśmy składu atramentu, jakim się posłużono, tylko wykonywaliśmy polecenia.
- Ty również.
- Zdarzyło mi się parę razy.
- No dobrze... Listy listami, nikt z was nie kwestionował tego typu działań?
- Sądzisz, że można ot tak wejść sobie do gabinetu szefa i powiedzieć mu, że wykonywanie zadań spisanych przez jakiegoś anonim na kartce jest idiotyzmem? - zaśmiał się ponuro.
- Przypuszczam, że żywym by się już nie wyszło, czy tak?
- Dokładnie. Nie wiem czemu, jakoś nigdy w to nie wnikałem, ale zawsze można było zauważyć u szefów, jak bardzo przestraszeni byli, gdy otrzymywali te listy.
- Sądzisz więc, że Pająk ich terroryzował? Bossów dwóch największych mafii w Polsce? - zdziwił się Sambor.
- Czy terroryzował, nie wiem, ale na pewno miał takie informacje, które mocno mogłyby im zaszkodzić... Chciałbym wam bardziej pomóc, ale nie mam bladego pojęcia, jak facet wygląda, czy coś. Nie wiem nawet, czy ktokolwiek go widział osobiście, a nawet jeśli, to nikt wam tego nie powie. Wszyscy strzegą tej informacji, obawiając się o własne życie.
- A ty się nie boisz? Jeśli Pająk dowie się, że z nami rozmawiałeś...
- Padnie na mnie wyrok, wiem... Dlatego chcę pożegnać się z rodziną. I w sumie wy może też to lepiej zróbcie. Wpływacie na bardzo niebezpieczne wody. Pająk nie daruje tego, że próbujecie go złapać. To szczwany lis. Zaszyje się, a potem uderzy w was niczym huragan. Nie będzie czego zbierać.
Alicja kiwnęła nieznacznie głową, zbierając swoje notatki.
- Porozmawiamy z twoim naczelnikiem - powiedziała, ruszając do drzwi.
- No i co? - zapytał ją, gdy znaleźli się na korytarzu.
- Nie tutaj - mruknęła. - W hotelu.

Miesiąc później.
Alicja zahamowała ostro przed blokiem swojego partnera. Była w cholerę zdenerwowana i nieco blada. Tryskający tego dnia wyjątkowym entuzjazmem Michał nawet nie spodziewał się takich rewelacji.
- Cześć, piękna - wyszczerzył się, wsiadając do ich służbowego autka.
- Jedziemy - rzuciła tylko, ruszając z piskiem opon. Sambora wcisnęło w fotel.
- Hej, coś się stało? Jakieś nowe morderstwo, o którym jeszcze nie wiem, czy może Sebastian się z tobą rozwodzi? - zapytał, obserwując ją uważnie.
- Nie. Jest jeszcze gorzej - warknęła ku jego zdumieniu.
- A gdzie właściwie jedziemy? - zainteresował się, orientując się, że nie zmierzają w stronę komendy.
- Do lasu. Musimy pogadać.
- A to nie możemy tego zrobić w aucie lub na komendzie? - zdziwił się.
- Nie!
- Dobra, spoko, nie gryź...

Gdy tylko zatrzymali się na jakimś leśnym parkingu pod miastem, Ala wyleciała z ich autka jak z procy. Zdezorientowany Michał wysiadł wkrótce po niej, obserwując ją uważnie.
- No? Dowiem się wreszcie, o co chodzi?
- Tak, bo myślę, że to dotyczy również ciebie - jęknęła, zatrzymując się tak gwałtownie, że prawie na nią wpadł. - Michał, słuchaj... Jestem w ciąży - powiedziała w miarę spokojnie.

Tajemnica Pająka [ZAKOŃCZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz