Johansson × Granerud || Ignition

754 43 17
                                    

Dla wieletwarzmam ❤ przepraszam, że tak długo 😅

-- Dobrze, Panom już dziękujemy. -- Zdegustowny Stjernen otwiera szeroko drzwi i wypycha nas za drzwi. Drga mu powieka, a płomienie w oczach z każdą sekundą stają się coraz bardzo ogniste.

-- Słucham? Impreza dopiero się rozkręca! -- krzyczę, śmiejąc się w niebogłosy. Zimowe powietrze owiewa moją skórę i gdyby nie hemeryczne ilości alkoholu we krwi, gęsia skórka pokryłaby każdy cal mojego ciała.

-- Dla Was już się skończyła, Panowie, idziemy teraz grzecznie do hotelu. Tam umyjecie stópki, wskoczycie w piżamki i ułożycie w łóżeczkach, rozumiemy się? -- pyta, wyraźnie zniesmaczony wizją niańczenia dwóch dorosłych facetów.

-- Nie, nie, nie. Zgłaszam sprzeciw! -- Halvor wybiega przed szereg i unosząc rękę wysoko w górę oświadcza: Znam drogę do pokoju, a żeby ubrać piżamkę jest jeszcze stosunkowo za wcześnie. -- Widzę jak Andreas przewraca oczami, po każdym wypowiedzianym przez młodszego słowie. Nie mogę się powstrzymać i chichoczę, starając się nie zwracać na siebie uwagi, co wychodzi mi dość nieudolnie, dlatego silna dłoń zaciska się na moim ramieniu, a ten gromi mnie wzrokiem. Wzruszam ramionami.

-- Dlatego niniejszym oświadczam, że ja - Halvor Egner Granerud i ten towarzyszący mi wąsaty rudzielec wychodzimy, odmawiając jakiejkolwiek eskorty -- kontynuuje i tym razem wybucham donośnym śmiechem.

-- Pal to licho -- macha dłonią. -- Ja -- desperacko wbija sobie palec w pierś -- nie będę was szukać w pobliskich rowach, jeżeli jutro nie stawicie się na śniadaniu. -- Stwierdza i uderzając mnie, jak i Halvora w plecy, odwraca się na pięcie i kręcąc głową, kieruje się z powrotem w stronę baru. Słyszę jak na odchodne mruczy coś w stylu „A mówili nigdy nie ufaj rudym i łysym". Prycham pod nosem na tą uwagę -- odraza wobec mojego majestatu.

-- Idziemy przyjacielu -- stwierdzam i biorę młodszego pod rękę.

-- Za grosz poczucia humoru -- prycha. -- Tylko oczy latają mu we wszystkie strony -- mówi, żywo gestykulując rękami. Śmieszy mnie ta uwaga, jakby nie patrzeć, połowa jego odpowiedzi sprowadza się do przewracania oczami.

Im dłużej idziemy tym częściej potykam się o własne nogi, tak, że raz znajdujemy się ramię w ramię, a drugi zaś dwa metry od siebie. Nasza rozmowa sprowadza się do głupich uwag na temat wszystkich ludzi żyjących na tym świecie i odwzorowywania teatralnego przewracania oczami autorstwa Andreasa.

-- Och, młody, tak mało jeszcze przeżyłeś, ja ci zaraz opowiem co to znaczy prawdziwe życie. -- Unoszę pięść, napinając przedramię. -- Widzisz to? Widzisz -- pytam.

-- Co? Twoja łapa mi zasłania... -- wyrywa się z żelaznego uścisku moich ramion i szybkim krokiem zmierza przed siebie.

-- W sumie... nie wiem -- oznajmiam, próbując dorównać mu kroku.

×××

Śmieję się na całego, słysząc kolejną historię wypowiedzianą z ust Halvora. Ten tylko uśmiecha się zwycięsko i ledwo odskauje w bok, mijając zawadzające mu drogę drzewo. Wzdycha głęboko i patrzy mi w oczy, poważniejąc. Toczymy walkę na spojrzenia, powieki same zaczynają się zamykać, ale nie mam zamiaru dobrowolnie kapitulować, dlatego wyznaję:

-- Mnie nie pobijesz, młody, przykro mi...  -- wzruszam ramionami i unoszę brwi. --  Kiedyś to były czasy -- obejmuję go ramieniem, ukazując dłonią czystość nocnego nieba. W powietrzu unosi się zapach wilgoci i dymu papierosowego. -- Chodzilem po ulicy w samych bokserkach, ubrany w marynarkę esesmanów i próbowałem wcisnąć ludziom kit, że uciekłem z czterdziestego trzeciego roku, a żeby się wyżywić sprzedaję chałwe.

#skijumping || One Shots Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz