C. Prevc × A. Lanišek || Faith is to be awake || Część 3

654 63 23
                                    

***

Moja ręka nie prezentowała się najlepiej. Mógłbym stwierdzić, że przypomniała bardziej rozebrany na części rewolwer niż potencjalną część ciała. Strużki krwi leniwie spływały, barwiąc szkarłatem mój obolały nadgarstek. Patrzyłem na nią bez wyrazu, takie widoki nie robiły już na mnie wrażenia.

Gdy Prevc spryskał ją tym odkarzającym cholerstwem, nawet się nie wzdrygnąłem. Zapiekło jak cholera, ale pół życia spędziłem na przemywaniu wodą utelnioną czy jodyną różnorakich ran, przez co ten, teoretycznie nieprzyjemny, zabieg nie wywołuje u mnie żadnych reakcji. Jesteśmy już jakby... zaprzyjaźnieni.

-- Nieźle się poturbowałeś. Rozbić sobie tą samą rękę dwa razy, to nie lada wyczyn -- stwierdził, rozrywajac zębami opakowanie po gazie.

-- Nie dobijaj mnie, proszę -- mruknąłem. -- Wystarczy, że trener zamknie mnie w schowku bez jedzenia i wody za niezdolność do treningów z własnej głupoty... -- prychnąłem. Ta niezbyt kusząca wizja, była nad wyraz prawdziwa... i bardzo realna.

-- Och, tak to był zamach na twoją osobę z czystą premedytacją -- zaśmiał się cicho, wypowiadając te słowa wyniosłym tonem. Sam nie mogłem powstrzymać uśmiechu i parsknąłem pod nosem.

Zacisnąłem dłoń tworząc pięść, po czym rozprostowałem palce. Niemożliwe jak szybko nabrała ludzkich kształtów. Zaczerwieniona skóra, pokryta licznymi bliznami, nie prezentowała się jeszcze zbyt dobrze, ale było o niebo lepiej niż kilka minut wcześniej. Znośnie.

Małe przecięcia zajmowały całą powierzchnię palców, wierzch dłoni, a najbardziej rozwlekłe rany obejmowały knykcie. Znów zacisnąłem i znów rozprostowałem. Westchnąłem cicho. Wytrwale wpatrywałem się w jeden punkt - małe rozcięcie tuż pomiędzy palcem wskazującym, a środkowym. Objąłem ją drugą ręką, gładząc wspomnianą wcześniej szramę.

-- Nie dotykaj! -- syknął Cene i pacnął mnie w rękę z morderczym spojrzeniem. Wzdrygnąłem się lekko.

-- Wystarczy mi jedna niesprawna ręką, nie musisz robić tego z drugą... -- rzuciłem i przetarłem dłonią udo, po czym schowałem ją za plecy. Dostrzegłem, że Cene kręci głową zrezygnowany i ponownie oczyszcza ranę.

Skubałem zębami wnętrze policzka, musiałem się czymś zająć... Zacząłem się cholernie niecierpliwić.  Nerwowo stukałem stopą o podłogę, wydając miarowy rytm.

W ciszy obserwowałem poczynania Cene. Zręcznie owinął mi dłoń bandażem, rozrywajac go i zawiązując wokół nadgarstka, w międzyczasie bacznie pilnując, abym nie wpadł na jakiś idiotyczny pomysł jak przed chwilą, a on nie musiał robić wszystkiego od nowa.

-- Anže... -- zaczął, ale stracił wątek. Spuścił wzrok. Tak samo jak ja chciał przerwać tą ciszę, ale żaden z nas nie wiedział jak się za to zabrać.

-- Wiesz, że będziemy musieli porozmawiać... -- dodał szeptem bez jakiejkolwiek pewności siebie. Był rozstrzęsiony.

Pokiwałem tylko głową, bo nie byłem w stanie wydobyć z siebie jakichkolwiek słów.

-- Powinieneś pójść z tym do kadrowego specjalisty... to co umiałem wyciągnąłem, ale nie wiem czy wszystkie odłamki szkła zostały usunięte.

-- Tak... Tak, wiem, zajmę się tym -- pokiwałem entuzjastycznie głową. Zbyt gwałtownie, bo rażący ból znów przeszedł po niej jak tsunami. Zacisnąłem powieki i spiąłem mięśnie ud.

-- Będziemy musieli to posprzątać -- odparł zrezygnowany i odwrócił by schować wszystko z powrotem do apteczki. Spojrzałem na niego pytającym wzrokiem, a on mimo że stał do mnie tyłem to chyba czytał mi w myślach, bo zaraz sprecyzował. -- W łazience. Trzeba uprzątnąć to zbite lustro, chyba że idąc się myć chcesz pokaleczyć sobie stopy -- pokręcił głową. -- Ich bandażować ci nie będę.

#skijumping || One Shots Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz