Žiga Jelar × Tilen Bartol || Kinda christmas miracle

474 30 11
                                    

Było ciemno.

Patrzyłem jak roześmiani ludzie ganiali za sobą szukając idealnego drzewka, inni kłócili się które jest lepsze; czy pani w czerwonej czapce, czy jej męża w czarnym obszernym płaszczu i krótko przystrzyżonej fryzurze, usilnie podtrzymującego swoje stanowisko. Pod wielkim dachem z niebieskich lampek młoda parka nieśmiało podążała wzdłuż labiryntu świeżo ściętych drzewek i  nieśmiało pokazując placem na to, ich zdaniem, wyjątkowe, co rusz szeptali sobie jakieś czułe słówka do ucha. Zaraz obok nich około siedmioletni chłopiec biegł za swoją przyszłą wybranką wymachując gałązką, a ich zmęczeni rodzice próbowali go uspokoić. Wszędzie rozsiewał się cudowny zapach cieknącej żywicy i ciętego drewna.

Miliony kolorowych lampek oświetlają główny plac przesiąkniętego świąteczną atmosferą Kranja ze mną w roli głównej, kiedy nieudolnie próbuję zachować pozytywną energię, która niestety wychodzi bokiem i zamiast uśmiechu na twarzy, wychodzi jeden, wielki grymas niezadowolenia. Piorunuję wzrokiem dzieciaka od którego dostałem śnieżką w głowę, co sprawia, że ten przerażony powoli się wycofuje i biegnie do babci.

Gdyby Ona tu była, już dawno wybralibyśmy to idealne drzewko, które w formie choinki, stałoby w rogu mojej małej kawalerki w centrum miasta i cieszyło oko. Dlaczego wszędzie dokoła wiruje płomienna miłość, a ja jestem sam? Też chciałbym poczuć ciepło drugiej osoby, kiedy w te chłodne noce jego jedynym zaufanym źródłem jest żar naszych ciał. Rodziców nie ma, rodzeństwo daleko, partnerki brak, a znajomych... szkoda gadać.

Wzdycham głęboko, kogo ja oszukuję... Już bez większych starań zachowuję neutralną postawę i ciągnę swoje zwłoki z powrotem na jarmark.

Myszkuję wokół setek drzewek, małych i dużych, ładnych i brzydkich, kształtnych i tych mniej postawnych... Liczę, że poszukiwania zajmą moje myśli, zostawiając daleko w tyle te nieproszone. Bez zainteresowania mijam wszystkie wyidealizowane sosny kaukaskie, świerki srebrne i inne bzdety, a udaję się na alejkę z najmocniejszym zapachem dzieciństwa.

Mama by taką wybrała; uległaby tacie, który nigdy nie dawał za wygraną co do wyboru pachnącego świerka. Miał rację, zawsze miał rację... ostatecznie wspólnie  stwierdzaliśmy, że to był najlepszy pomysł. Przez to święta kojarzą mi się z pachnącą choinką i domowym ciepłem. Cóż, tegoroczna Wigilia będzie tą pierwszą bez nich... Wzdycham ciężko, ale nie daję się ponieść melancholii i wyrywam z letargu.

Mróz odmraża mi mózg, bo „ktoś” zapomniał zabrać czapkę z domu z myślą: nie może być aż tak zimno... Mentalnie daje sobie z pięści prosto w twarz. Gratulacje, Bartol. Na szczęście rękawiczki są na swoim miejscu i moje, z reguły lodowate dłonie, utrzymują w miarę zrównoważoną temperaturę.

Przedzierając się przez przez wąskie korytarze, z tysiącami igiełek wbitych w kurtkę, spodnie, a nawet włosy dostrzegam... Ją.

Idealna – myślę. Obchodzę ją dookoła i wdycham intensywny zapach żywicy, ale mój entuzjazm mija kiedy staję po drugiej stronie i zamiast równie pięknego drzewka jest łysy szczur.

Jęczę głośno, już totalnie nie kryjąc zirytowania. Kręcąc głową, przechodzę dalej.

Wybieram jej pobliską sąsiadkę.

-- Może być -- mówię i ruchem ręki wołam sprzedawcę, który ze sztucznym uśmiechem na ustach, podchodzi i zachwala swoje produkty. Przytakuję z wymuszonym bananem na ustach, błagając w duchu o jak najszybszy powrót do domu. Płacę, nie czekając na wydanie reszty i biorę swoją nowo kupioną szkapę.

Nie jest taka zła. Pachnie zniewalająco (co daje jej ogromny plus), ale urodą nie grzeszy. Zarzucam ją na ramię i co cholernie mnie zaskakuje, ciężar tego małego grubasa wręcz przygniata mnie do ziemi.

-- Grawitacja działa – prycham, krzywiąc się z bezsilności i ogólnego braku chęci życia.

Cóż poradzę, że też chciałbym trochę uwagi. Tam zakochani, tam przyjaciele, tam rodzina. A ja? Spędzam święta bez partnerki, bez rodziców i bez przyjaciół. Prosiłem tylko o jedno; o jeden dzień -- aby w te święta nie być sam i móc ponownie zasmakować tego rodzinnego ciepła rozpalonego kominka, a zamiast tego targam na plecach małe, ale ciężkie jak cholera drzewko.

Nagle napór na moje ramię maleje i bez problemu prostuję się, przy okazje słysząc jak strzelają mi zmarznięte kości.

-- Dawaj, stary, pomogę Ci.

Unoszę głowę i nie kryjąc zaskoczenia, unoszę wysoko brwi.

Pochylasz się lekko, pod pachom trzymasz to moje, cholerne drzewko i szczerze uśmiechnięty od ucha do ucha, patrzysz prosto w moje oczy. Nie mam pojęcia jak zareagować, więc tylko uśmiecham się wdzięcznie i kiwam głową.

-- Razem pójdzie szybciej. – Kontynuujesz i przerzucasz pieniek na swoje ramię.

-- Dzięki... Žiga.

Nie muszę nic więcej mówić, bo stojąc naprzeciwko Ciebie z szerokim uśmiechem na ustach i drzewem na ramieniu, chyba zaczynam wierzyć w bożonarodzeniowy cud i fakt, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Ty jesteś ich idealnym przykładem Žigo Jelar.

Dziękuję.

____________________________________________________________


Jeżeli ktoś jest wtajemniczony, to to jest ten drugi pomysł 😂😂

Myślałam, że nie napiszę nic więcej przez okres świąteczny, a tu proszę.

Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze dodać to o co pytałam się wcześniej 😉😌 także trzymajcie kciuki!

I jeżeli ktoś nie ma pojęcia o co chodzi, a jakimś cudem go to interesuje to zapraszam na mój profil poczytać tablicę XDDD

Miłego dnia! 💕


#skijumping || One Shots Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz